Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 grudnia 2019

#recenzjePi "Wezwanie do miłości" Anthony de Mello


Miałam o tej książce pisać początkiem roku, ale jakoś się stało, że machnęłam ją dzisiaj w całości, bo i jest krótka i cóż… niestety nie jest dobra. To naprawdę kiepska książka pod właściwie każdym względem – a nawet więcej, jest pełna bzdur, tak ogromnych, że aż krew zaczyna w żyłach wrzeć. Lecz po kolei.
A więc ta krótka książeczka (160 str.) i mimo to jest przegadana, a jeśli takie maleństwo jest przegadane, to nie świadczy to o niej najlepiej. Gdyby wyciąć z niej wszystkie zbędne i infantylne metafory, dziwne przykłady i koślawe, patetyczne myśli… zostałaby może tego strona, a i tak z wątpliwą treścią i bardzo wątpliwą wartością.
Anthony de Mello próbuje być mistykiem i wielkim filozofem, a na pewno się na takiego kreuje, lecz jest zupełnie pozbawiony podstaw, jakichkolwiek fundamentów, co sprawia, że jego książka jest wyłącznie monologiem i to powtarzającym się monologiem, pełna sprzeczności i wykluczających się, ze zdania na zdanie, tez. To „filozof” pokroju Paulo Coelho i nie jest to komplement. Jego poglądy to zbieranina wszystkiego, tworząca nic.
Lecz to nie jest nawet w tym wszystkim najgorsze, ta marność i bełkot. Najgorsze jest przekonanie o wyższości jego poglądów, o tym, że tylko on posiadł prawdę i oto się łaskawie z nami nią dzieli. Dla wyrazistości napiszę, że już sama przedmowa wyprowadziła mnie z równowagi, lub może raczej rozśmieszyła, jednocześnie obrażając moją inteligencje i poczucie wolności. Mianowicie w Przedmowie mamy napisane (nie przez autora), że (w skrócie, wyciągnęłam z niej sens) każdy, kto będzie innego zdania niż autor, każdy kto poważy się podważyć tę „wspaniałą” i jedyną drogę do prawy, którą ukazał nam Anthony de Mello – jest głupcem! Ot tak, właśnie tak. I oto w książce, w której jest tyle o wolności, mamy już na początku, samym samiuteńkim, atak na tę wolność, bo kto przy zdrowych zmysłach powarzy się na krytykę? Kto przy zdrowych zmysłach przyzna się, że jest głupcem?! Otóż moi drodzy, ja się odważę, bo jest wręcz przeciwnie, każdy kto ma choć jaką taką wiedzę i potrafi samodzielnie myśleć, odrzuci te patetyczne paplanie.


Jednak autor, człowiek który nazywa się jezuitą idzie dalej, w rejony, które już nawet nie są absurdem, ale stają się obrazą i obrzydliwą gadaniną o czymś, o czym Anthony de Mello raczej nie ma bladego pojęcia. Lecz mądrzy ludzie mówią, że jeśli o czymś nie masz bladego pojęcia, to siedź cicho – lecz widać ta cenna rada autorka ominęła. Nie dostrzegł zalet ciszy w swym powierzchownym zachwycie nad kwiatami, ptakami i oceanami. Spokojnie, nie zostawię was w niewiedzy, podam jeden z haniebnych przykładów, po przeczytaniu którego przecierałam oczy ze zdumienia. Mianowicie de Mello pisze, że człowiek powinien się wyzbyć wszelkich przywiązań, ponieważ one zaciemniają mu obraz świata, zniekształcają go, fałszują (i tu powiedzmy, że wszystko się zgadza), lecz dla upiększenia swej tezy, wyostrzenia jej i udowodnienia ponad wszelką możliwość, że jest prawdziwa, autor używa „poetyckiej” metafory. Opisuje sytuację z obozu koncentracyjnego, gdy ktoś, jakimś cudem upolował kromkę chleba i podczas gdy jedną ręką wkłada sobie jedzenie do buzi, drugą odgradza się przed sąsiadem, by ten przypadkiem mu jej nie wziął. Tak! To jest to porównanie do naszego zniewolenia, do naszych przywiązań do rzeczy i osób. Toż to skandal! Nie do pomyślenia! Obrzydliwe do granic możliwości. Co innego odwracać się plecami i chować swe zabawki, a co innego walczyć o każdy haust powietrza.
Poza tym druzgocącym (moim zdaniem) przykładem, autor nagminnie posługuje się infantylnymi metaforami i tworzy „masło maślane”, w którym już nawet on zdaje się pogubił. Jest to świadectwo osoby, która nie musi myśleć, co jutro włożyć do gara, jak zapłacić miesięczne rachunki, z czego kupić dziecku książki do szkoły… tak, to przykre, ale to właśnie jest prawda o tej książce. Oczywiście, to moje zdanie, każdy może mieć inne, komuś może się to spodobać, BA! Ktoś może z tego wyciągnąć coś dobrego, bo nawet ja, chociaż uważam, że to grafomania, miałam dzięki tej książce ciekawe przemyślenia. Parę rzeczy nawet jest tam z sensem, tylko że ten sens Anthony de Mello skutecznie zakrzyczał patosem i metaforami. U niego wszystko jest „murem do zburzenia”, piękną różą, wolnym ptakiem, koncertem pełnych różnych dźwięków, otwartym samochodem, zagłuszającym odbiór muzyki - bębnem.
Ja się zupełnie odbiłam od tych okrągłych słów i pozostaję wierna filozofii realistycznej, którą w sposób doskonały objaśniał chociażby nasz rodak, wybitny profesor Ojciec Mieczysław Krąpiec.   


Nie będę jednak zupełnie surowa dla tej pozycji, pozostawię pewien margines błędu i ze względu na tę możliwość wyciągnięcia z niej „czegoś dobrego” dla siebie, (pamiętając, że koniecznie należy mieć przy poznawaniu fundamenty, wiedzę podstawową i solidną) daję tej książce ocenę 3/10  - do was należy decyzja, czy po sięgniecie.  


Wydawnictwo Zysk i S-ka



 π 



16 komentarzy:

  1. Tyle książek czeka już na przeczytanie, więc ten konkretny tytuł sobie odpuszczę, zwłaszcza że nie miałam go nigdy na oku, a Ty nie polecasz. Jeszcze raz wszystkiego dobrego na Nowy Rok! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektórzy się tym zachwycają. Ja mam w planie przeczytać, choc teraz to już się zastanawiam...
    Wszystkiego naj na 2020. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mimo wszystko sięgniesz, to daj znać co i jak :) uściski

      Usuń
  3. wszystkiego dobrego w nowym roku::) ksiazki nie kojarzę

    OdpowiedzUsuń
  4. mój były jarał się twórczością tego pana. A mnie on kompletnie nie kręci;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może dobrze, że jest "były" - a tak na poważnie, nie personalnie - masz czuja :)

      Usuń
  5. Ja zasady nie siegam po takie ksiazki. Nic mi nie daje takie filozofowanie. Wole autobiograficzne powiesci.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie spotkałam się z tą książką. Życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2020!
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń