Miałam o tej książce pisać początkiem
roku, ale jakoś się stało, że machnęłam ją dzisiaj w całości, bo i jest krótka
i cóż… niestety nie jest dobra. To naprawdę kiepska książka pod właściwie
każdym względem – a nawet więcej, jest pełna bzdur, tak ogromnych, że aż krew
zaczyna w żyłach wrzeć. Lecz po kolei.
A więc ta krótka książeczka (160 str.) i mimo to jest przegadana, a jeśli takie maleństwo jest przegadane, to nie świadczy to o
niej najlepiej. Gdyby wyciąć z niej wszystkie zbędne i infantylne metafory,
dziwne przykłady i koślawe, patetyczne myśli… zostałaby może tego strona, a i
tak z wątpliwą treścią i bardzo wątpliwą wartością.
Anthony de Mello próbuje być mistykiem i
wielkim filozofem, a na pewno się na takiego kreuje, lecz jest zupełnie
pozbawiony podstaw, jakichkolwiek fundamentów, co sprawia, że jego książka jest
wyłącznie monologiem i to powtarzającym się monologiem, pełna sprzeczności i
wykluczających się, ze zdania na zdanie, tez. To „filozof” pokroju Paulo Coelho
i nie jest to komplement. Jego poglądy to zbieranina wszystkiego, tworząca nic.
Lecz to nie jest nawet w tym wszystkim
najgorsze, ta marność i bełkot. Najgorsze jest przekonanie o wyższości jego
poglądów, o tym, że tylko on posiadł prawdę i oto się łaskawie z nami nią
dzieli. Dla wyrazistości napiszę, że już sama przedmowa wyprowadziła mnie z
równowagi, lub może raczej rozśmieszyła, jednocześnie obrażając moją
inteligencje i poczucie wolności. Mianowicie w Przedmowie mamy napisane (nie
przez autora), że (w skrócie, wyciągnęłam z niej sens) każdy, kto będzie innego
zdania niż autor, każdy kto poważy się podważyć tę „wspaniałą” i jedyną drogę
do prawy, którą ukazał nam Anthony de Mello – jest głupcem! Ot tak, właśnie
tak. I oto w książce, w której jest tyle o wolności, mamy już na początku, samym
samiuteńkim, atak na tę wolność, bo kto przy zdrowych zmysłach powarzy się na
krytykę? Kto przy zdrowych zmysłach przyzna się, że jest głupcem?! Otóż moi
drodzy, ja się odważę, bo jest wręcz przeciwnie, każdy kto ma choć jaką taką
wiedzę i potrafi samodzielnie myśleć, odrzuci te patetyczne paplanie.
Jednak autor, człowiek który nazywa się
jezuitą idzie dalej, w rejony, które już nawet nie są absurdem, ale stają się
obrazą i obrzydliwą gadaniną o czymś, o czym Anthony de Mello raczej nie ma
bladego pojęcia. Lecz mądrzy ludzie mówią, że jeśli o czymś nie masz bladego
pojęcia, to siedź cicho – lecz widać ta cenna rada autorka ominęła. Nie
dostrzegł zalet ciszy w swym powierzchownym zachwycie nad kwiatami, ptakami i oceanami.
Spokojnie, nie zostawię was w niewiedzy, podam jeden z haniebnych przykładów,
po przeczytaniu którego przecierałam oczy ze zdumienia. Mianowicie de Mello
pisze, że człowiek powinien się wyzbyć wszelkich przywiązań, ponieważ one
zaciemniają mu obraz świata, zniekształcają go, fałszują (i tu powiedzmy, że
wszystko się zgadza), lecz dla upiększenia swej tezy, wyostrzenia jej i
udowodnienia ponad wszelką możliwość, że jest prawdziwa, autor używa „poetyckiej”
metafory. Opisuje sytuację z obozu koncentracyjnego, gdy ktoś, jakimś cudem
upolował kromkę chleba i podczas gdy jedną ręką wkłada sobie jedzenie do buzi,
drugą odgradza się przed sąsiadem, by ten przypadkiem mu jej nie wziął. Tak! To
jest to porównanie do naszego zniewolenia, do naszych przywiązań do rzeczy i
osób. Toż to skandal! Nie do pomyślenia! Obrzydliwe do granic możliwości. Co
innego odwracać się plecami i chować swe zabawki, a co innego walczyć o każdy haust
powietrza.
Poza tym druzgocącym (moim zdaniem)
przykładem, autor nagminnie posługuje się infantylnymi metaforami i tworzy „masło
maślane”, w którym już nawet on zdaje się pogubił. Jest to świadectwo osoby,
która nie musi myśleć, co jutro włożyć do gara, jak zapłacić miesięczne
rachunki, z czego kupić dziecku książki do szkoły… tak, to przykre, ale to
właśnie jest prawda o tej książce. Oczywiście, to moje zdanie, każdy może mieć
inne, komuś może się to spodobać, BA! Ktoś może z tego wyciągnąć coś dobrego, bo
nawet ja, chociaż uważam, że to grafomania, miałam dzięki tej książce ciekawe
przemyślenia. Parę rzeczy nawet jest tam z sensem, tylko że ten sens Anthony de
Mello skutecznie zakrzyczał patosem i metaforami. U niego wszystko jest „murem
do zburzenia”, piękną różą, wolnym ptakiem, koncertem pełnych różnych dźwięków,
otwartym samochodem, zagłuszającym odbiór muzyki - bębnem.
Ja się zupełnie odbiłam od tych
okrągłych słów i pozostaję wierna filozofii realistycznej, którą w sposób
doskonały objaśniał chociażby nasz rodak, wybitny profesor Ojciec Mieczysław
Krąpiec.
Nie będę jednak zupełnie surowa dla tej
pozycji, pozostawię pewien margines błędu i ze względu na tę możliwość wyciągnięcia
z niej „czegoś dobrego” dla siebie, (pamiętając, że koniecznie należy mieć przy
poznawaniu fundamenty, wiedzę podstawową i solidną) daję tej książce ocenę 3/10
- do was należy decyzja, czy po sięgniecie.
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Dziękuję za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńDo usług :)
UsuńTyle książek czeka już na przeczytanie, więc ten konkretny tytuł sobie odpuszczę, zwłaszcza że nie miałam go nigdy na oku, a Ty nie polecasz. Jeszcze raz wszystkiego dobrego na Nowy Rok! :)
OdpowiedzUsuńSłusznie :) uściski
UsuńNiektórzy się tym zachwycają. Ja mam w planie przeczytać, choc teraz to już się zastanawiam...
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj na 2020. :)
Jeśli mimo wszystko sięgniesz, to daj znać co i jak :) uściski
Usuńwszystkiego dobrego w nowym roku::) ksiazki nie kojarzę
OdpowiedzUsuńdziękuję i odwzajemniam :)
UsuńZa to lampa cudeńko!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) lubię ją, że HEJ :)
Usuńmój były jarał się twórczością tego pana. A mnie on kompletnie nie kręci;p
OdpowiedzUsuńTo może dobrze, że jest "były" - a tak na poważnie, nie personalnie - masz czuja :)
UsuńJa zasady nie siegam po takie ksiazki. Nic mi nie daje takie filozofowanie. Wole autobiograficzne powiesci.
OdpowiedzUsuńI prawda :)
UsuńNie spotkałam się z tą książką. Życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2020!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
SZCZĘŚCIA moc!!! :) uściski
Usuń