Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 listopada 2020

#recenzjePi "DROGA DO RZECZYWISTOŚCI wyczerpujący przewodnik po prawach rządzących Wszechświatem" Roger Penrose


To nie jest zwykła książka, to jest dzieło wybitne - wybitnego profesora sir Rogera Penrose'a, tegorocznego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki (2020 r.). Gdy zobaczyłam, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka wprowadzają tę pozycję na nasz polski rynek - oszalałam z radości (i nie ma w tym przesady). Właśnie za takie odważne nowości cenię wydawnictwa. Dlaczego "odważne"? Bo to nie jest lekka rzecz, to nie jest kryminał, który czyta się w jeden wieczór, to nie jest bezmyślna rozrywka - to jest potęga wiedzy, moc informacji i skarbnica wielkich umysłów. Każdy, kto interesuje się światem, każdy, kto lubi i ceni matematykę oraz fizykę - a także kosmologię i szeroko rozumiany WSZECHŚWIAT - będzie zachwycony.


Nie będę wam tu kłamać i chwalić się, że połknęłam tę ponad tysiąc stronicową perłę O NIE! Czytam ją już od jakiegoś czasu i jeszcze dłuuuuuuuuuuuuugo będę, bo wiedzcie, że tutaj potrzeba cierpliwości, wytężonej uwagi, zdolności skupienia się i chęci wyszukania np. w internecie pojęć, których do końca nie rozumiemy. Zapoznanie się nawet z jednym podrozdziałem zajęło mi moc czasu - ale to świetnie! Tego chciałam! Całkowitego skupienia się na nauce, na kwestiach, które w szkole traktowane są po macoszemu i przez co teraz zbieram żniwo niewiedzy i ignorancji. Na naukę jednak naprawdę nigdy nie jest za późno!



Sir Roger Penrose podarował światu kompendium wiedzy - ujmę to - ścisłej. Faktycznie jest to swoista biblia matematyków i fizyków. Jeśli macie w swej rodzinie takiego zapaleńca, to MUSICIE mu kupić tę książkę. Mnie się w głowie nie mieści, że mam na półce tak wartościowe dzieło! Ten grubasek jest jedną z najważniejszych książek w mojej biblioteczce i zdecydowanie najcenniejszą naukową pozycją jaką posiadam.
Ostrzegam uczciwe, że nie czyta się tego łatwo - oj nie, nie... "DROGA DO RZECZYWISTOŚCI" wymaga od nas wielkiego wysiłku, lecz tyle, line wysiłku jej ofiarujemy, tyle ona dobra nam odeśle (z nawiązką). Zdecydowanie będę wam jeszcze o tej książce pisać na blogu i trąbić gdzie się da, bo taką wiedzą należy się dzielić i nie można pominąć jej w morzu wydawniczych nowości.



Teraz trochę popaplam o tym, co znajdziecie w środku - bo to przecież najistotniejsza kwestia. Autor wprowadza nas spokojnie w świat liczb i teorii zaczynając od "Korzeni nauki". Kładzie nacisk na matematykę - bo liczby nie kłamią i wciąga w świat rzeczywisty, który choć codziennie obserwujemy - to go najczęściej ni w ząb nie rozumiemy. Książka została mistrzowsko przemyślana, a sir Roger sięga do samych początków, do starożytności, do rodzajów liczb (o rajcu! ale tu jest jazda - mówię wam). Oczywiście ja najchętniej przeskoczyłabym (i tak chciałam zrobić) to takich rozdziałów jak CZASOPRZESTRZEŃ; WIELKI WYBUCH I JEGO TERMODYNAMICZNE DZIEDZICTWO; SUPERSYMETRIA, WYMIARY DODATKOWE I STRUNY (o których już co nieco wiem) itp., itd. ale!!! Właśnie ALE to nie takie łatwe i nie takie HOP SIUP. Tę książkę TRZEBA, NALEŻY czytać po kolei, ona od nas tego wymaga, bo inaczej nic nie zrozumiemy i równie dobrze możemy położyć się na łące i patrzeć w chmury mając nadzieję, że z jakiejś zacznie padać złoty deszcz. Powtarzam, to POZYCJA NAUKOWA, WYMAGAJĄCA, ale WSPANIAŁA i WYBITNA - WARTA swojej ceny.



Ponad sam tekst, autor postarał się o ogrom ilustracji, wykresów, schematów tłumaczących nam np. zjawisko entropii, które to zawsze mnie fascynowało i które dotyczy również czarnych dziur! Wszystko jest jasne i zrozumiałe, ale nie oczywiste, dlatego takie wymagające. Jeśli mamy wielkie braki w podstawach, będzie nam trudno przebrnąć nawet przez stronę, lecz jeśli zadamy sobie ten trud, trud poszukiwania odpowiedzi - to GWARANTUJĘ wam, że będziecie zadowoleni i co ważniejsze z siebie DUMNI. Ja potrzebuję od czasu do czasu takiego zastrzyku skupienia i zrozumienia WSZECHŚWIATA - zaraz mi lżej na duszy, bo wiem więcej niż przeciętny "Kowalski" - nie ukrywajmy, każdy lubi wiedzieć więcej i poczuć się choć przez chwilę mądrzejszy.



Co do samego wydania - nie mam zastrzeżeń. Gruba oprawa, oczywiście książka ma swoją wagę (1111 stron to nie przelewki), ale tutaj to tylko zaleta. Nie zabierzecie jej na piknik, ale już do łóżka - czemu nie? Na jednym kolanku książka, na drugim laptop z wujkiem google i jesteśmy szczęśliwi i gotowi na wielką, kosmiczną przygodę.

WYBITNA wymagająca WYCZERPUJĄCA piękna
droga do zrozumienia
9/10
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
π



czwartek, 26 listopada 2020

#recenzjePi "Władca Much" William Golding


Do teraz nic nie wiedziałam o "Władcy Much" poza tytułem, bo on mi się oczywiście obił o uszy - i ogromnie się z tego cieszę, gdyż poznawałam tę książkę z "czystą głową". Wywarła na mnie wielkie wrażenie - wrażenie nie do zatarcia. Jest to książka wybitna, a literacki Nobel dla autora słuszny i wręcz konieczny. Ta opowieść wwierca się w umysł i nie odpuszcza, dociska czytelnika do podłogi, sprowadza do parteru, odziera z człowieczeństwa i nie jest ani trochę przesadzona - jest okrutnie prawdziwa.


William Golding podarował nam historię, której groza nie tkwi w zjawiskach nadprzyrodzonych, w nawiedzonych domach, w polujących nocą wampirach - to groza tkwiąca w człowieku i to człowiek jest tutaj bestią, oprawcą, kanalią. "Władca Much" jest horrorem utkanym z naszych największych lęków, to ciało z bijącym od nienawiści sercem - to maszyna pozbawiona litości, brutalny potwór czający się w naszych umysłach - to my, tylko że pełni złości, samotni, opuszczeni, zdolni do zbrodni, by tylko pokazać, kto tu rządzi.



Pisarz przedstawia nam chłopców, którzy z powodu katastrofy lotniczej muszą sami radzić sobie na wyspie, rajskiej wyspie, pełnej owoców i goniących w te i na zad świń. Da się na takiej wyspie dobrze żyć, to możliwe... da się przetrwać. Lecz ci chłopcy, to ludzie - a LUDZIE, cóż...
Ludzie tworzą prawa, dobre prawa, mądre prawa, lecz po ludziach, przychodzą inni ludzie, inne zdania, dzikie prawa. Nie zatrzymasz toczącej krew rewolucji - bunt, bunt, BUNT! WOJNA! WOJNA! WOJNA! Bo tylko ludzie z RAJU zrobią PIEKŁO.
Kłaniam się w pas Williamowi Goldingowi, bo napisał wielkie dzieło, tylko szkoda, że ta opowieść dzieje się, ona trwa, bez przerwy, w koło, do znudzenia, do szaleństwa obraca ludzkością, miażdży. Nie słucha mądrych, głos mądrych dusi. Nie zważa na dobrych, bo dobrych nazywa wariatami i ich niszczy. Wrażliwość jest zbędna, gdy w grę wchodzi władza, a władza jest przecież najważniejsza. Kto ma władzę, ma moc! Kto ma władzę, ma posłuch! Kto ma władzę, ma... ma kontrolę nad innymi. Trzeba tylko budzić lęk. LĘK jest kluczem! LĘK i KREW.



"Władca Much", to taka mroczniejsza i o wiele brutalniejsza wersja "Piotrusia Pana" (choć już sam "Piotruś Pan" jest dość mroczny i brutalny). Nigdylandia tutaj jest światem, areną, tym co nigdy nie powinno się zdarzyć, ale zdarza się ciągle. Ta książka przypomina mi także "Wyspę doktora Moreau", lecz jest lepsza, o wiele lepsza. Pozornie jest mniej obrzydliwa, ale tylko pozornie. Obrzydliwość "Władcy Much" jest większa, bo autor bawi się w zakładanie masek - on je zdejmuje. Maski grzecznych, brytyjskich chłopców opadają i odsłaniają twarze prawdziwych dzikich potworów. przestajemy się bawić, zaczynamy polować.



Na koniec wspomnę (jak to mam w zwyczaju) o wydaniu. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam właśnie po to nowe, od Wydawnictwa Zysk i S-ka - z wielu powodów. Po pierwsze CZCIONKA duża, miła dla oka, niemęcząca, tak jak PAPIER, kremowy i przyjemny w czytaniu - to naprawdę wielka zaleta. Po drugie TWARDA OPRAWA, mimo której książka nie jest niewygodna, ani ciężka. Po trzecie WYGLĄD - jestem zachwycona obrazem Macieja Wolańskiego. Przy odpowiednim ustawieniu ŚWIŃSKI ŁEB zmienia się w MUCHĘ, a przy zbliżeniu wyłaniają rozmaite elementy: skaczący chłopcy, odwróceni do siebie tyłem "przywódcy", muszla (taka ważna, taka istotna!!!), palmy, kły... GENIALNA ILUSTRACJA do GENIALNEJ KSIĄŻKI.

koniecznie PRZECZYTAJCIE
9/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


wtorek, 24 listopada 2020

#recenzjePi "GOŁYMI RĘKAMI" Bart Moeyaert


Bart Moeyaert dał nam opowieść, która niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. To nie jest długa książka - ma 100 stron - ale wręcz dyszy paniką głównego bohatera, chłopca o imieniu Ward, który jest naszym narratorem i to z jego perspektywy poznajemy akcję, cały przedstawiony świat.


Fakt, że pisarz zdecydował się powierzyć nas, czytelników, temu dziecku, było śmiałym pomysłem, który się opłacił. Dzięki takiemu zabiegowi czujemy strach chłopca, jego przejęte do bólu serce i tęsknotę za bezpieczeństwem, za domem, który sobie wymyślił, którego pragnie i którym nie ma zamiaru się z nikim dzielić. Razem z nim i jego przyjacielem Berniem, oraz psem Elmerem wyruszamy w dziwną podróż, która - na początku - nie wiemy, czemu ma służyć, ale wiemy, że jej efektem jest śmierć kaczki, której właścicielem jest tajemniczy i straszny mężczyzna Betjeman. Ten dziwny człowiek ma jeszcze jedną, upiorną cechę - sztuczną rękę, co w oczach dziecka znaczy tyle samo, co POTWÓR. Ward nie chciał śmierci kaczki, ale konsekwencji ich dziecinnego i pozbawionego wszelkiej logiki czynu już nie da się cofnąć, bo śmierci nie da się cofnąć.



"GOŁYMI RĘKAMI" przejmuje, wstrząsa czytelnikiem. Niby to książka dla dzieci 12+ i tak, dzieci w tym wieku mogą ją czytać, lecz lepiej ją zrozumie dorosły, bo nie jest to literatura łatwa, nie jest też przyjemna - ta historia wywołuje niepokój, czujemy się niekomfortowo i przy każdej stronie wypatrujemy tragedii. Napięcie towarzyszy każdej linijce, a nawet każdemu słowu, aż wreszcie nie wiemy komu ufać i czy możemy w ogóle ufać komukolwiek. Ward jest narratorem emocjonalnym, a osoby, które nam przestawia, siłą rzeczy są barwione jego umysłem. Ta książka przypominała mi od początku inną opowieść : "SZPADEL" Lize Spit - tyle, że "Szpadel" zdecydowanie nie jest dla dzieci, ale ma tą samą atmosferę, ciężką, jak kamień zawieszony u szyi.



Autor wprowadził nas w świat dziecka, które się boi i cały czas próbuje coś z tym strachem zrobić, udowodnić sobie, że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stało, a w ramionach matki znów poczuje się bezpieczny. Ucieka, bez przerwy ucieka, choć nie wie, że to ucieczka, bo zawsze w końcu wpada na siebie i konsekwencje swoich czynów.



Akcja książki toczy się w ostatni dzień roku - Sylwester. To symboliczne, bo Nowy Rok popularnie uważa się za nowy początek, ale Ward boi się przyszłości, nie chce jej, rozpaczliwie pragnie pozostać tam, gdzie był, lecz widzi, że to nie zależy od niego, że matka, siostra, kolega... nawet pies go opuścili - Ward czuje się samotny, choć nikt go tak naprawdę nie porzuca, lecz nikt go też nie potrafi zrozumieć, a to czasem znaczy tyle samo.

tej historii szybko z głowy nie wyrzucicie
7/10
Wydawnictwo Dwie Siostry
π


poniedziałek, 23 listopada 2020

#recenzjePi "Podróże na drugi kraniec świata. Dalsze przygody młodego przyrodnika" David Attenborough


David Attenborough to postać legendarna, ikona podróżników i przyrodników. Poznałam go dzięki mojemu tacie, który za młodu uwielbiał oglądać filmy z jego udziałem. Książka, z którą dzisiaj do Was przychodzę, jest - jak to zauważyła Pani Krystyna Czubówna - LEKTURĄ OBOWIĄZKOWĄ! Zwłaszcza w dzisiejszych czasach.


Ten wyjątkowy człowiek zabiera nas w długą i obfitującą w niespodzianki podróż. Będziemy przyglądać się zalotom zwierząt i ludzi (choć w sumie to trochę to samo). Myślę, że własnie to jest najwspanialsze w tym tomie - to skupienie się SIR Davida nie tylko na świecie przyrody, ale i na świecie tubylców, ludzi żyjących od dawien dawna w Papui Nowej Gwinei, Australii - poznanie z bliska Aborygenów musiało być wielkim przeżyciem. Tyle ile krzywd biali zrobili tym prawowitym mieszkańcom Australii... cóż... WSTYD! Lecz ten WSTYD zdaje się regułą bez wniosków.



Zachwycił mnie sposób, w jaki podróżnik opisuje wszystko, co widzi. Jest w tym czułość i spostrzegawczość, a także szczerość, której czytelnik zawsze powinien oczekiwać. Ja naprawdę byłam wszędzie tam, razem z nim i jego operatorem. Ja naprawdę widziałam te rajskie ptaki, te tańce, obyczaje, tę dzikość, ten świat - świat, którego już nie ma. Zakochałam się w KAMELEONACH - tak wiem jak to dziwnie brzmi, ale dajcie im szansę, to i może wy poczujecie do nich miętę.
Najwyżej jednak cienię szacunek, który odnajduję na kartach tej książki. Szacunek do wszystkiego i wszystkich, tę pokorę w poznawaniu obcych miejsc, ten zachwyt, pierwotny i dlatego prawdziwy i oczywiście ciekawość - wielką ciekawość, która prowadzi do wiedzy, do poznania i w końcu do zrozumienia, a zrozumienie jest podstawą współistnienia.



Jakoś tak to się w moim życiu podziało, że czytałam wiele reportaży o Papui Nowej Gwinei i Australii (mniej czytałam o Madagaskarze, więc ta księga była dla mnie wyjątkowo miła). jak się nad tym zastanawiam, to nie wiem dlaczego. Wybierałam te książki spontanicznie, niemalże same wpadały mi w ręce i kazały się czytać. Cieszę się, bo podczas poznawania tej konkretnej pozycji dysponowałam już informacjami, które pozwoliły mi na porównanie i... ta książka była najlepszą, jaką miałam w łapkach. To taki strzał w dziesiątkę, tutaj nie możesz się pomylić, tutaj nie będzie zawodu - możesz brać z zamkniętymi oczami - choć polecam je jednak otworzyć i przyjrzeć się jej lepiej, bo nie tylko wnętrze zachwyca.
Wydanie jest cudowne! Czy wy widzicie tę okładkę?! Chciałabym siedzieć obok Davida - to by było coś - chociaż teraz byłabym już posunięta w latach więc może jednak zostanę przy własnym życiu... ale pomarzyć zawsze można. Mieć taki wehikuł czasu! To jest myśl!



Najsmutniejsze w tym jest to, że nie ma już tego świata, że on przeminął. Nie ma tej dzikości i naturalności, a wszystko sprowadziło się do suwenirów, turystycznych atrakcji.... a niestety turyści potrafią zasr** najpiękniejsze miejsca i zrobić z nich targowisko próżności.
OGROMNIE WAM POLECAM TĘ KSIĄŻKĘ! NIESAMOWICIE WARTOŚCIOWA, IKONICZNA, PIĘKNA.

dajcie się namówić na tę podróż sir Davidowi - kto by mu odmówił
9/10
tom II
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
π


niedziela, 22 listopada 2020

#recenzjePi "Gospodarz Giles z Ham. Kowal z Przylesia Wielkiego. Przygody Toma Bombadila" J.R.R. Tolkien


Pisarz moje życia TOLKIEN - właściwie na tym mogłabym zakończyć... Zawsze, gdy widzę jakieś wznowienie mistrza, moje serduszko się raduje. Wydawnictwo Zysk i S-ka w sprawianiu mi tej radości jest specem - jak WY cudownie wydajecie tego tytana pióra! Nie przestawiajcie! Proszę o więcej!


Omawiany tutaj zbiór, jest krótki, co jest dość nietypowe w przypadku tego autora. To nie są znane teksty, ale moi drodzy - to są teksty WYŚMIENITE i idealne na początek przygody z Tolkienem. Wspaniale się stało, że ta pozycja pojawiła się teraz, tuż przed Świętym Mikołajem i Bożym Narodzeniem - bo nie ma lepszej propozycji na prezent pod choinkę: dla dzieci (tak! te teksty spokojnie można kupić swoim pociechom), dla młodzieży (wiecznie aktualne), dla dorosłych (którzy kochają piękne opowieści) i dla starszych (bo to historie, które dają nadzieję).



"Gospodarz Giles z Ham" jest tekstem zabawnym, osadzonym w świecie, gdzie smoki i olbrzymi są chlebem powszednim. To właściwie jedyny utwór Tolkiena, który nie jest osadzony w znanym wszystkim uniwersum. warto poznać tę inną twarz mistrza, który puszcza oko do czytelnika i bawi się popularnymi, heroicznymi wzorami bohaterów i bohaterstwa.



"Kowal z Przylesia Wielkiego" zmienia klimat na nieco bardziej sentymentalny, nostalgiczny, tęskny. uwielbiam tę opowieść, która ma wiele ukrytych znaczeń. Na moją wyobraźnię działa chyba najbardziej ten niewidoczny, a obecny tuż za rogiem świat. Fakt, że jesteśmy, my - ludzie krótkowzroczni z jednej strony smuci, z drugiej wlewa w serce otuchę - bo przecież może kiedyś dotrzemy do tego niewidzialnego królestwa. Warto w to wierzyć!



I wreszcie "Przygody Toma Bombadila", czyli wiersze Tolkiena. Jestem zakochana w poezji mistrza. TO JEST PIĘKNE, więc jeśli lubicie obcować z pięknem - to koniecznie, koniecznie, KONIECZNIE kupcie sobie te książkę. Są tu wiersze zabawne, ale są też smutne, pełne przeogromnej tęsknoty za czymś, co nieosiągalne. Wszystkie te utwory dotykają strun głęboko ukrytych w naszych duszach. Dlaczego "głęboko ukrytych"? Ponieważ dzisiejszy świat nas znieczulił, kazał zapomnieć o wartościach, odrzucić w kąt głupią miłość - bo to przecież choroba psychiczna ... to co mamy robić, to PIENIĄDZE. Smutny świat - warto więc się zatrzymać.
Na koniec WYDANIE - cuuuuuuuuuuuuudowna okładka. Ilustrację namalował dla nas Jędrzej Chełmiński, którego już od jakiegoś czasu podziwiam. Czyż to nie piękna scena? Czyż nie magiczna? Zwiewnie nierealna? A może jednak możliwa? W lasach kryje się wiele tajemnic - dla nas śmiertelników niewidocznych - chyba, że sięgniemy po literaturę, która wprowadza nas tam, gdzie nogi nie potrafią.

arcydzieło
10/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


piątek, 20 listopada 2020

#recenzjePi "MAG" John Fowles


Co to była za książka! Jestem trochę odurzona poznaną treścią i nie wiem, co o niej myśleć. Z jednej strony mi się naprawdę podobała, z drugiej... cóż... trudno określić, co z drugiej strony do niej czuję. Nie jest to rozczarowanie, raczej obcość. Długo się z nią siłowałam (i "siłowanie" jest tu słowem idealnym, raz ona wygrywała, raz ja), bo też "MAG" jest książką potężną (701 str.).


Z czego wynikało to poczucie "obcości"? Chyba powodem był główny bohater, którego nie polubiłam. Jest on strasznym egoistom, bufonem, irytującym facecikiem, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy, a co gorsza, to on jest narratorem. Czasem było mi trudno czytać te jego mętne, wątpliwe monologi. OCH jaki on ma zepsuty, płaski, nudny umysł! A jednak książka jest pociągająca i to nie z powodu wspomnianego z tyłu na okładce EROTYZMU.
"MAG" uwodzi czającą się tajemnicom, jest w nim coś z baśniowości, ale w tym typowym, grimmowskim, krwawym stylu. "MAG" jest okrutny i właśnie to okrucieństwo może uwodzić, bo nie jest to okrucieństwo oczywiste, jak w horrorach typu "Teksańska masakra...", ale subtelne, podstępne, przewrotne, czyli najgorsze z możliwych - bo niewidoczne, a gdy je już dostrzeżesz... jest po tobie.



John Fowles stworzył dziwną powieść. Na początku poznajemy bohatera odpychającego, ale realnego, który wyrusza do Gracji by tam nauczać. Przyglądamy się jego stosunkowi do kobiet, jego beztrosce, widzimy, że "sumienie" jest mu wstrętne - nie posiada go, bo zamiast sumienia ma JA JA JA, czyli wielkie, przeogromne EGO. To wszystko jest jednak możliwie, tacy ludzie istnieją. Nicholas Urfe jest głupcem, a głupców niestety na świecie mamy sporo. Potem zmieniamy klimat, robi się tajemniczo, poznajemy odgrodzonego od ludzi bogacza i jego posiadłość. Nasz główny bohater wpada w jego sidła, choć przecież uważa się za sprytnego (HA! UWAŻA SIĘ! - cecha głupca). Conchis doskonale wie kogo przed sobą ma, widzi, że takim człowiekiem łatwo manipulować i robi to. Opowiada mu o sobie, o swojej przeszłości, lecz to wszystko brzmi jakoś sztucznie, jakoś "nie tak"... Urfe jednak daje się wciągnąć w tę pokręconą grę. I oczywiście nie mogę nie wspomnieć o KOBIETACH. Wielu kobietach, pięknych kobietach, które Nicholas najchętniej oglądałby nago - i właściwie mu się to nawet udaje.
Z tymi kobietami wiele się wiąże. To nie są "normalne" kobiety, bo autor pozbawił je emocji, a to zawsze jest nienaturalne. Urfe krąży od jednej do drugiej, gubi się w tym labiryncie ciał. Myśli, że jest Casanovą, ale czy aby na pewno tak jest? Czytelnik zostaje wplątany w tę hipnotyzującą grę, ociera się o rzeczy niewidzialne, jednocześnie obcując z najprostszymi ludzkimi odruchami - pożądanie, fascynacja, nagość, gorszące flirty, które służą wyłącznie cielesnym podnietom i nie niosą ze sobą żadnej głębi - nie ma tu miłości, choć "MAG" (zdaje się) ostatecznie jest rozpaczliwym jej szukaniem.



Koniec... co to był za koniec. Od momentu, gdy zaczynamy rozumieć, co się dzieje, wszystko się zmienia. Nagle zauważamy, że my także daliśmy się wrobić temu dziwakowi - bogaczowi Conchisowi i jego haremowi. Chyba w tym tkwi atrakcyjność tej powieść - w tym, że razem z bohaterem krążymy po labiryncie, który zbudował dla nas autor. Niektóre opisy są nieco... hmmm.... przygniatające, ale dostajemy też dialogi, a one rozluźniają atmosferę, choć nie są wcale w swej naturze i treści rozluźniające, ale dają czytelniczy oddech. Poznając losy Nicholasa Urfe doznawałam wrażenia otępienia, jakbym widziała świat po zażyciu przykładowo grzybków halucynogennych (nigdy ich nie próbowałam, opieram się na doświadczeniu innych). Jest to pozycja ciekawa, ale wymaga czasu i pewnie niejednego znudzi. Akcja jest powolna, a postaci tego "dramatu" nie dają się lubić, ale to dobra książka, tylko musi trafić na odpowiedniego odbiorcę. Nie traktuję jej dosłownie, nie przejmuję się chorymi filozofiami w niej zawartymi, bo najlepiej wszystko uznać za bredzenie śmiesznego mężczyzny, który boi się miłości i jednocześnie o nią błaga.
Zawsze wspominam też coś o wydaniu i tutaj nie będzie inaczej. Wydawnictwo Zysk i S-ka oddało w moje ręce przepięknie wyglądającą książkę. Ta OKŁADKA jest niesamowite! Nie potrafię oddać jej uroku na fotografii, ale wierzcie mi na słowo, że niebieski, mieniący się w świetle, pod odpowiednim kątem - mistrzostwo świata. Ogromnie mi się podoba ten projekt (projekt graficzny okładki : Tobiasz Zysk). Chociaż nie była to lektura, która mnie zachwyciła, jestem dumna, że ją pokonałam i pięknie będzie się pysznić na mojej półce.

dziwaczna, okrutna, zmysłowa
6/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


środa, 18 listopada 2020

#recenzjePi "Prezent gwiazdkowy dla Korneliusza Klopsa" John Burningham



Nie wiem jak to się stało, ale stało się - za niecały miesiąc 6 grudzień! Z jednej strony szok - kiedy ten rok minął, z drugiej radość, bo kto nie lubi dostawać prezentów. I właśnie o te prezenty się tutaj rozchodzi, bo pewien chłopiec, Korneliusz Klops, może w te Święta nie dostać prezentu. Dlaczego? Cóż... Mikołaj go przeoczył, prezent się sprytnie zapodział i odnalazł już po odbytej podróży dookoła świata. Wszystkie dzieci już mają swoje podarki pod poduszką, w skarpetkach, pod choinką - tylko ten Korneliusz z Marmoladowej Góry... Co robić? Renifery zmęczone, jeden nawet chory. Jedynym wyjściem jest, by Święty Mikołaj samotnie wyruszył i postarał się zdążyć na czas. Więc trzeba się zbierać! Prezent sam się nie zaniesie, ale będzie to długa i niebezpieczna podróż. Czy ta awantura dobrze się skończy? Tego wam nie powiem, ale obiecuję, że będziecie zadowoleni z rozwiązania akcji.


"Prezent gwiazdkowy dla Korneliusza Klopsa", to książka dla dzieci, ale jak to zazwyczaj z książkami dla dzieci bywa - są tak naprawdę dla każdego. John Burningham napisał ją prostym językiem, to nieskomplikowana forma, idealna dla najmłodszych. Jednak nie dajcie się zmylić tą prostotą, bo to właśnie w niej tkwi siła.



Dlaczego tak bardzo mi się podobała ta opowieść? Cenię ją właśnie za ten jasny przekaz, za ten brak skomplikowanych filozofii, za to niewymuszone ciepło. To przede wszystkim mądra książka, która pokazuje nam, że razem jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Współpraca jest kluczem do sukcesu, a pomocna ręka wyciągnięta w naszym kierunku jest najpiękniejszym, najcenniejszym prezentem. Jakże to ważny przekaz, zwłaszcza teraz, w tych trudnych czasach! Pomagajmy sobie i dbajmy o siebie, nie bądźmy egoistami, nie narażajmy innych na niepotrzebne niebezpieczeństwo - troszczmy się o siebie.



Lecz ta pozycja, to nie tylko treść, że tak się wyrażę - tekstowa - to również przepiękne ilustracje. I naprawdę nie przesadzam pisząc PRZEPIĘKNE, bo one faktycznie takie są. Najbardziej podobają mi się te minimalistyczne, na których dominują odcienie jednego koloru, a w rogu bohater jest niczym zabłąkana kropeczka. Są to malarskie dzieła, kojące dla oczu i działające uspokajająco (serio). Moją uwagę zwrócił również papier najlepszej klasy. Wydanie jest przepiękne, okładka błyszczy w Słońcu, a tytuł lśni złotem. IDEALNY PREZENT!



Na koniec jeszcze raz was zachęcę do sięgnięcia po tę książkę. Warto, bo nie tylko dostaniecie wartościową treść, ale i piękny wygląd. Jak już pisałam Święty Mikołaj tuż, tuż - więc nie wiem na co jeszcze czekacie. To moja pierwsza propozycja "prezentowa", "świąteczna" , ale nie bójcie się, nie ostatnia.

życzę wam, by za rogiem zawsze stał ktoś, kto będzie gotowy wam pomóc w trudnej sytuacji
8/10
Wydawnictwo Dwie Siostry
π


poniedziałek, 16 listopada 2020

#recnezjePi "Siedem wykładów z psychologii sztuki" Stanisław Kowalik


Na samym początku tej opinii chcę wam dać znać, że to jest praca naukowa, więc nie jest to lekka lektura do porannej kawy. Ja sama miałam nieco inne wyobrażenie tej książki, myślałam, że będzie tylko o malarstwie, a okazało się (co zrozumiałe), że traktuje o SZTUCE w ujęciu szerokim: muzyka, poezja, proza, teatr, malarstwo, nauka a sztuka itp. Jak się to czyta? Zastanawiałam się, do czego porównać ów tytuł i sądzę, że najlepiej do pracy magisterskiej, bo każdy mniej więcej wie, z czym to się je. Oczywiście "Siedem wykładów z psychologii sztuki", to praca na znacznie wyższym poziomie, w końcu napisał ją prof. dr hab. Stanisław Kowalik, ale struktura jest podobna. Mamy rozdziały (wykłady) i podrozdziały, bogatą bibliografię i naukowy, specjalistyczny język - ale nie bójcie się, jest on, pomimo swej fachowości, zrozumiały.


Nie mogę napisać, że czytało mi się to dobrze, bo byłoby to kłamstwo. Tutaj potrzebne jest maksymalne skupienie i pewna wiedza, oraz zainteresowanie tematem. Uważam, że to pozycja idealna dla np. studentów kulturoznawstwa, historii sztuki, a nawet psychologii, czy pedagogiki - wachlarz jest spory. Osoby pracujące w kulturze, lub na co dzień obcujące ze sztuką (malarstwo, teatr, muzyka, literatura), będą z tych wykładów zadowolone i z pewnością skorzystają z badań autora.



Najbardziej zainteresował mnie wykład o literaturze, w którym Stanisław Kowalik bierze na warsztat poezję i prozę. Zawsze wiedziałam, że dzieło jest obrazem autora, jego stanu, że tak się wyrażę "psychicznego", przeżyć artystycznych - to się pokrywa właściwie w każdej gałęzi sztuki, ale słowa do mnie zawsze silniej przemawiały... choć obrazy również są na honorowym miejscu w moim rankingu sztuk wszelkich.



Od dziecka obcowałam ze sztuką i artystami, więc ta pozycja była naturalnym wyborem, choć w konsekwencji dość zaskakującym. Uważam, że dzisiaj należy rozmawiać o sztuce, o pojęciu piękna. Koniecznie trzeba odróżnić kicz od sztuki, bo inaczej nasza cywilizacja upadnie - i to nie jest żart. Teraz napiszę dość dosadnie: gówno na środku pokoju, jest gównem na środku pokoju, a nie dziełem sztuki. Otrząśnijmy się, bo i tak już jesteśmy cywilizacją plastiku, a następni, ci co przyjdą dłuuuuugo po nas, będą odkopywać na swych stanowiskach archeologicznych co? PLASTIK i MADE IN CHINA oczywiście. Ufff to sobie ponarzekałam.



Wróćmy jednak do książki, która obfituje w treść. Więc MUZYKA - czym ona jest i dlaczego ją tak kochamy. Czy to, czego słuchamy wpływa na nas? Co to o nas mówi? Disco polo, pop. a może klasyczna? Psychologia ma na ten temat wiele do powiedzenia, choć nikt nie da wam tu stuprocentowych odpowiedzi - to nie matematyka.
WŁAŚNIE! Pamiętajmy, że to "refleksje". Owszem, naukowe i ważne, ale koniec końców zawsze na sztukę patrzymy swoimi oczami, co oznacza, że nikt inny nie patrzy na nią tak, jak my - nasz obraz jest jedyny, wyjątkowy i niepowtarzalny, tak jak artysta, który go stworzył. Co było w jego głowie? Nie dowiemy się, choć przecież barwy, znaczenie kolorów (również pięknie tutaj opisane) mogłyby nam coś o jego stanie ducha powiedzieć. Dlaczego użył szarości? Dlaczego obraz tonie w zieleni? Możemy dywagować - zawsze.



Jestem bardzo zadowolona z tej książki. Nie jest to łatwa lektura, ale na pewno interesująca i dająca do myślenia. Autor wykonał wielką pracę i widać, że kocha to, co robi. To nie jest lektura dla każdego - ale dla tych, dla których jest, będzie rewelacyjna. Warto, ale pamiętajcie - nie każdy się w tym odnajdzie. Ja sama miałam spory problem, choć sztukę kocham, a psychologią się interesuję (rzecz dość popularna).

ambitna
7/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


niedziela, 15 listopada 2020

#recenzjePi "Lampka" Annet Schaap



"Lampka", to piękna opowieść o dziewczynce, która postanowiła postępować w życiu słusznie - a to wcale nie jest takie popularne. Znajdziecie tutaj sytuacje pozornie niemożliwe, ale czy na pewno? Może to wcale nie baśń, tylko świat ukryty pod płaszczem niesamowitości...


Annet Schaap nie kryje, co było jej inspiracją - cytat z "Małej syrenki" Hansa Christiana Andersena odnajdujemy na samym początku i każdy, kto zna tekst oryginalny, a nie Disneyowską modyfikację - wie, jaka to mroczna historia. Oczywiście nawiązanie jest silne i zauważalne, lecz ja, podczas czytania, nie mogłam odpędzić od siebie myśli o "Tajemniczym ogrodzie". "Lampka" mi go bardzo przypomina, zarówno klimatem, jak i bohaterami i ogólnym zarysem akcji - i nie jest to zarzut. Uwielbiam "Tajemniczy ogród" i niemal tak samo mocno pokochałam "Lampkę".



Styl autorki jest zachwycający. Ma w sobie przynależną baśni niesamowitość, ale zarazem jest całkowicie niepowtarzalny. Pisarce udało się stworzyć coś swojego, czego z niczym innym nie można pomylić. Oczywiście, znać tu "Małą syrenkę", ale nie w stylu i nie w fabule, "Tajemniczy ogród" również wyłania się z kart, ale są to miłe skojarzenia, a nie mocne, powielające coś, co już było - nawiązania.



"Lampka", to imię, a raczej przezwisko głównej bohaterki - Emilii, córki jednonogiego latarnika, który nie jest tak dobrym ojcem, jakby chciał. Dziecko codziennie biegnie na sam szczyt latarni i ją zapala, aż do chwili, gdy kończą zapałki, a morze ogarnia sztorm... Tutaj wszystko toczy się szybko, a czytelnik na każdej stronie odkrywa nowe tajemnice.



Wiem, że już pisałam o stylu, ale on naprawdę jest wyjątkowy. Bardzo podobają mi się te zdania, takie rzucone w przestrzeń i pozostawione bez odpowiedzi. Lubię tę konstrukcję, dobór słów - musicie tego skosztować, pyszna przygoda z tekstem, który ożywa na waszych oczach.
Wielką zaletą są również ILUSTRACJE autorki Annet Schaap. Wydają się takie nieidealne, takie szkicowe, ale doskonale oddają klimat książki. Piękne wydanie zaś dopełnia całości i zachęca do "pożarcia".



Baśniowość "Lampki", to jej wielka zaleta, ale nie dajmy się zwieść, bo to historia o dobrych ludziach, którzy aby nie stać się źli, muszą walczyć. Jest to także opowieść o braku społecznej akceptacji, o poprawności, która rani i stereotypach, które sprawiają, że świat staje się ramą bez obrazu. ACH i bym zapomniała! To książka o MIŁOŚCI, o różnych jej odmianach, ale przede wszystkim o miłości córki do ojca.

piękna, burzliwa, mokra opowieść - dajcie się porwać tej fali
8/10
Wydawnictwo Dwie Siostry
π


piątek, 13 listopada 2020

#recenzjePi "AFORYZMY i MĄDROŚCI Tyriona Lannistera" George R.R. Martin



ACH ten Tyrion! Każdy, kto go widział choć w jednym odcinku GRY O TRON wie, jaki ma cięty język i dość specyficzne poczucie humoru. Ja nie czytałam sagi PIEŚNI LODU I OGNIA, a i serial znam raczej wyrywkowo, ale gdy zobaczyłam tę publikację pomyślałam : o ho! to będzie coś przewrotnego! - I się nie pomyliłam.



Uważam, że to bardzo dobra pozycja, nie tylko dla fana twórczości Gerogea R.R. Martina. Sama specjalną fanką jego książek nie jestem (najbardziej podobał mi się, do tej pory, LODOWY SMOK), ale takie ciekawostki dają radość, bo dają radość ładne książki, a ta książka jest świetnie wydana. Dawno też nie czytałam żadnych AFORYZMÓW, bo takie złote myśli najbardziej popularne są we wczesnej młodości - dojrzewające dzieciaki lubią szybki, językowy fast food - i nie ma w tym nic złego, ot, życie. Lecz wracając do mnie i AFORYZMÓW... chyba się za nimi stęskniłam, bo miałam wielką frajdę z czytania. Potrzebowałam czegoś niewymagającego, lekkiego, acz uszczypliwego, kąśliwego i pikantnego - wszystko to znalazłam.



Jestem przekonana, że ci, co sięgną po tę książkę, będą zadowoleni, bo każdy dokładnie wie, co to aforyzmy i powinien wiedzieć, jaki jest Tyrion (a jak nie wie, to niech pogrzebie w otchłaniach internetu, aby nie był zaskoczony jego szczerością i mnogimi podtekstami - miłość w wykonaniu Tyriona zawsze zaprawiona jest pieprzem).



Dla mnie ogromne znaczenie przy takich publikacja ma wygląd, bo treść, jak już ustaliliśmy, nie jest wymagająca, ma prostą konstrukcję wycinków z gazet i dobrze, bo takie to ma być. Lecz WYGLĄD! Moi drodzy, to śliczna książeczka, elegancka, estetyczna i cudownie zilustrowana. O obrazy troszczył się Jonty Clark, prawdziwy spec, który świetnie oddał charakterek Tyriona. Cóż - jeśli tak jak ja, mielibyście ochotę na coś lekkiego, przewrotnego, pikantnego, niewymagającego skupienia a dającego frajdę i przy tym kusząco wyglądającego - to to jest coś dla was.

świetna na prezent dla żartownisia, lub fana G.R.R.Martina 
7/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π