Jakie jest „Nasze żucie”? Na to pytanie
jest tyle odpowiedzi, ilu odpowiadających i trochę tak też jest z tą książką. Każdy
może ją odebrać nieco inaczej, każdy może w niej zobaczyć coś innego i ta „inność”
jest pociągająca.
Autorka zdecydowała się na narrację
pierwszoosobową i zdecydowała się na coś jeszcze – na wyliczankę, bo „Nasze
życie” bombarduje nas słowami. Na początku było mi ciężko się w ten styl
wgryźć, ale teraz, już po przeczytaniu uważam, że właśnie ten styl zasługuje na
szczególną uwagę. Z pewnością jest czymś nowym, lub jeśli nie nowym, to rzadko
używanym, przez co obcym, ale nie świeżym. Myślę, że trochę ryzykownym, gdyż na
pewno nie każdemu przypadnie do gustu, ale dla mnie, to tylko zachęta.
Sama historia jest raczej zwyczajna,
niczym się nie wyróżnia, bohaterowie nie dokonują spektakularnych rzeczy, nie
są „bohaterscy”, nie zachodzi w nich praktycznie żadna przemiana, oni po prostu
żyją – bo to jest „Nasze życie”, czasem kolorowe, ale częściej jednak szare.
Narratorka jest kobietą pełną emocji, po
sześćdziesiątce, zawiedzioną, ale z losem pogodzoną, to bajarka, która
urozmaica sobie codzienność opowieściami o spotykanych, dotykanych przypadkiem,
obcych i mniej obcych ludziach. Jest samotna i zdaje się, że to ją określa,
charakteryzuje, jej samotność jest głęboka, lecz jawna. Ta kobieta się nie
oszukuje, zna sytuację, jest szczera, choć o innych lubi kłamać… a może raczej „dumać”.
Tak! Narratorka pragnie pisać ludziom lepsze zakończenia…
Podczas czytania skojarzyła mi się z
inną książką, którą niedawno czytałam : „Dziewczyna z konbini” – i miejsce
akcji się zgadza, i „przedmiot” zainteresowań i ta samotność. Obie historie są
także krótkie, raczej na jeden wieczór, ale jednocześnie na wiele następnych –
do przemyślenia.
7/10 zdecydowanie się należy!
Wydawnictwo Literackie