Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 27 lutego 2024

#recenzjePi "Siedemnaście miłych pań" Patricia Highsmith

OPOWIADANIA są dla mnie bardzo ważną formą literacką. Jeśli ktoś potrafi pisać dobre opowiadania, to jest dobrym pisarzem - po prostu. Patricia Highsmith, to ciekawa twórczyni, pisze intrygująco i dosadnie. SIEDEMNAŚCIE MIŁYCH PAŃ, to wprawdzie moje pierwsze spotkanie z jej piórem, ale nie pierwsze z jej wyobraźnią. Oglądałam film na podstawie jej głośnej książki UTALENTOWANY PAN RIPLEY i już samo to pozwoliło mi twierdzić, że Highsmith dysponuje sprytnym, ostrym umysłem, a jej historie zawsze w jakimś wymiarze muszą zaskakiwać.


Siedemnaście opowiadań, krótkich, naprawdę krótkich, bo niektóre liczą sobie zaledwie kartkę - a każde potrafi nieźle namieszać. Jakie one są? Może jak kobieta? Można by było je tak prosto opisać, ale to pójście na łatwiznę - zwłaszcza, że nie jest to do końca prawda. W tych tekstach znajduję zaskakująco dużo męskiego punktu widzenia. Właściwie, to te teksty kipią konfliktem damsko-męskim w najostrzejszych, najbardziej dramatycznych wydaniach.



Mamy KOKIETKĘ, PISARKĘ, TANCERKĘ, ARTYSTKĘ, ŻONĘ, OFIARĘ.... mamy cały spektakl barw, bohaterek czasem trudnych do lubienia, a czasem takich, których zwyczajnie lubić się nie da - tych MIŁYCH nie ma. Highsmith rozdaje swój przekorny styl, swój ostry świat, w którym najmniejsza rzecz urasta do rangi śmiertelnej wyliczanki. Ktoś napisze, że to burza w szklance wody - tylko, że z takich burz rodzą się chowane przez lata mordercze urazy.


To nie są MIŁE opowieść. Raczej mamy tu do czynienia z migawkami dna ludzkich zachowań, z brudem instynktów i nieumiarkowanym, niepowstrzymanym pożądaniem - do wszystkiego, co nie nasze, nie Twoje. Plotka goni plotkę, domysł goni domysł i tak do życia budzą się potwory.

"miłe" panie
NOIR SUR BLANC
egzemplarz recenzencki
π

poniedziałek, 26 lutego 2024

#recenzjePi "POEZJA MIŁOSNA antologia najpiękniejszych wierszy" wielu autorów

Może nie jestem jakimś nałogowym czytelnikiem poezji, ale czasem lubię zachwycić się pięknym, zgrabnym słowem, które w niejednoznaczny sposób opisuje rozległe oceany emocji, jakie człowiek w sobie skrywa. POEZJA MIŁOSNA – ANTOLOGIA NAJPIĘKNIEJSZYCH WIERSZY, to bardzo dobra propozycja dla tych właśnie, którzy czasem chcą się zachwycić i może szukają słów na to, co czują, lub co czuć by chcieli.


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Bolesław Leśmian, Tadeusz Borowski, Percy Bysshe Shelley, Julian Tuwim… to tylko parę twórców, których westchnienia do siły większej od nas samych – miłości – możemy przeczytać w tym zbiorze. Mamy tu bardzo różnorodne głosy, choć każdy z nich opisuje niby to samo… lecz przecież nie można kochać dwa razy tak samo, a każda miłość jest inna.

kiedy kocham

to kocham

to wiem że kocham

(Halina Poświatowska)



Polecam tę antologię każdemu, kto szuka poezji miłosnej i WIĘCEJ, kto szuka różnorodnej poezji miłosnej. To bardzo ciekawe zestawienie, świetne na początek przygody z poezją jakąkolwiek. Myślę, że dobrze zacząć od miłości, bo od miłości zawsze dobrze jest zaczynać… i na miłości kończyć.


Pięknie wydana książka, w twardej oprawie z uroczym, minimalistycznym projektem graficznym. Także podobają mi się proste, lecz wymowne ilustracje. Wszystko wygląda elegancko i nadaje się idealnie na prezent – dla ulubionej osoby.


...smutna ta miłość,

niech się napije, kto ciekawy…

Wydawnictwo Zysk i S-ka

egzemplarz recenzencki

π

sobota, 24 lutego 2024

#recenzjePi "INSTYNKT JĘZYKOWY jak umysł kreuje język" Steven Pinker

Steven Pinker jest mi całkiem dobrze znany (tzn. książki, które popełnił). Czytałam jego RACJONALNOŚĆ, która mnie nie zachwyciła i JAK DZIAŁA UMYSŁ, która to już mi się bardzo podobała. Sięgnęłam po najnowszą wydaną na polskim rynku przez Zysk i S-ka, czyli INSTYNKT JĘZYKOWY i to był strzał w dziesiątkę. Pozycja niesamowicie wymagająca, ale i (z mojej perspektywy (arcyciekawa).



INSTYNKT JĘZYKOWY, to oczywiście lektura na wiele miesięcy. Nie da się jej przeczytać na posiedzeniu, ani nawet na kilkunastu posiedzeniach - tu trzeba czasu i skupienia, ale myślę, że naprawdę warto. Każdy, kogo choć trochę interesuje język (a mnie akurat interesuje bardzo) powinien być zadowolony z tej książki.




Steven Pinker na wielu przykładach pokazuje naturę języka, jego niezwykłość, wyjątkowość dla ludzkiego gatunku, to jak dziecko uczy się mówić, uczy się słów, by w dorosłym życiu sprawnie posługiwać się słowem i kreować rzeczywistość. Ja spojrzymy na język właśnie z tej strony, to zrozumiemy, że świadomie użyte słowa, zdania, są jak magia, jak czary rzucane na rozmówcę.


Ta książka jest przepełniona informacjami. Nie jest to łatwa lektura, trzeba się skupić, trzeba chcieć zrozumieć, chcieć poznać każdy aspekt języka - jego naturę. Mnie INSTYNKT JĘZYKOWY będzie jeszcze bardzo długo towarzyszył, ale przynajmniej mam o czym myśleć. Pinker przytacza wiele przykładów z życia, pokazuje na podstawie konkretnych zdań językowe niuanse i to, jak UMYSŁ KREUJE JĘZYK. Świetna sprawa, a najlepsze w tym, że gdy zaczniemy świadomie używać słów, to zdobędziemy wielką moc. Zresztą nie dotyczy to tylko używania języka, ale także słuchania i rozumienia. INSTYNKT JĘZYKOWY daje nam narzędzia do oceny (nawet psychologicznej) rozmówcy... czy to nie wystarczająca zachęta?

jestem słowami, które wypowiadam
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

czwartek, 22 lutego 2024

#recenzjePi "KORNIK" Layla Martinez

KORNIK - mały a straszny. KRONIK - krótko a strasznie. Layla Martinez rzeczywiście napisała horror. Horror koszmarny - bo zło... to ludzie. Czysta nienawiść, czyste szaleństwo, czysta zawiść, chciwość, okrucieństwo. Książka pełna niepokoju, wywołująca obrzydzenie i niedowierzanie, lecz wiara przychodzi po lekturze, a właściwie wiedza, bo przecież ludzie są ohydni. Znamy to, każdego dnia stykamy się z fałszywymi, dwulicowymi, kłamliwymi potworami w ludzkiej skórze. To zera, ludzie niewarci naszej energii - a jednak ją wysysają. Wampiry, które w końcu sprawiają, że w naszym sercu zagnieżdża się KRONIK i już nic nie jest w stanie go wypędzić - ten KORNIK, to doświadczenie bycia ranionym, zdradzanym, poniewieranym, opluwanym, obgadywanym, znieważanym, wykorzystywanym...

W tej niepozornej, bo zaledwie 125 stronicowej opowieści - mieści się cały tłum uczuć, niewypowiedzianego lęku, rozczarowania życiem i chowanej głęboko w duszy nienawiści do świata, który nagradza oszustów. KORNIK, można napisać, że to kobieca książka, ale to nieprawda, bo kobieca kojarzy się (błędnie) z lekką, naiwną opowieścią. Nie! Ta książka jest o kobiecej złości, o kobiecej zemście - o tym, jak bardzo trzeba zranić, by furia rozpętała piekło.
Styl jest nietypowy, może hiszpański, ale może po prostu martinezowski... oryginalna pisarka przychodzi do czytelnika z treścią codzienną, ale spychaną w otchłań o nazwie "o tym się nie mówi". DOM w tej opowieści jest tyranem, jest zgniłym jabłkiem, jest rządnym krwi mordercą. DOM - to piekło.


KORNIK jest jak blizna na pięknym, kobiecym ciele - boli przy każdej zmianie pogody, ale w miejscu przecięcia jest silniejszy od całej reszty, od całej tej delikatnej skóry. Czy polecam? Z pewnością jest to książka, która otwiera oczy na wiele tematów, a autorka sprytnie wplata w pozornie jednowymiarową opowieść - opowieść o Hiszpanii, o ludziach, o rodzinie i o nienawiści do nienawiści. Okładka jak zwykle przy serii z żurawiem zjawiskowa ( Małgorzata Flis).

dom, który gnije
Seria z Żurawiem
bo.wiem
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
egzemplarz recenzencki
π


poniedziałek, 19 lutego 2024

#recenzjePi "NACISK ŚRUBY i inne opowieści o duchach" Henry James

Jest ich sześć - sześć OPOWIEŚCI O DUCHACH. Jedną już znałam z innego zbioru opowiadań (także od Zysk i S-ka) UPIORNY CZYNSZ... skupię się jednak na opowiadaniu tytułowym, czyli NACISK ŚRUBY. Z tą historią wiąże się moje spore zaskoczenie, bo od pierwszych zdań miałam wrażenie, że je znam... i faktycznie... znałam.

NACISK ŚRUBY, to można powiedzieć klasyczna opowieść o duchach. To taka idealna historia na gawędzenie przy kominku, lub przy ognisku. Schemat jest rewelacyjny - czyli jest ktoś, kto opowiada coś, co słyszał, przeżył, lub był pośrednio świadkiem jakiegoś dziwnego wydarzenia - a wszyscy słuchają i dogadują... na końcu zaś się boją tak, żen ie mogą sami zasnąć w łóżku.


Jednak ja czułam, że nam tę opowieść i szybko zorientowałam się, że na podstawie NACISKU ŚRUBY powstał serial, który miałam przyjemność oglądać, mianowicie NAWIEDZONY DWÓR W BLY. Wprawdzie ten serial akurat mniej mi się podobał od innego, stworzonego przez tych samych ludzi, czyli NAWIEDZONY DOM NA WZGÓRZU, alei tak był przyzwoicie nagrany i miał klimat. Jednak wróćmy do pierwowzoru, ponieważ w serialu wiele dodano, upiększono, uwspółcześniono - nie wiem czy na korzyść, ale takie prawo kina.


NACISK ŚRUBY, to jak wspomniałam bardzo tradycyjne straszenie. Jest też, na tamte czasy oryginalne, bo nawiedzone zostaje dziecko - a już sam ten fakt może przerazić. Upiornych dzieci w tej historii jest dwoje, a ów dwór nie zostaje dłużnikiem i świetnie buduje atmosferę skrzypiących schodów (że się tak wyrażę).


Oczywiście nie jest to zbiór opowieści, które przestraszą do żywego. Są to jednak historie, które lubię, tradycyjna groza, mroczna z tajemnicami w tle. Są oczywiście duchy, a to jest dla mnie w tym gatunku najważniejsze - horror bez duchów, to żaden horror. Henry James był autorem o przyjemnym piórze, ładnie pisał i jego styl jest wart poznania. Polecam.

nawiedzony dwór i dzieci
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

niedziela, 18 lutego 2024

#recenzjePi "ZŁAPCIE MI GEREZĘ" Gerald Durrell

Gerald Durrell, odkąd poznałam jego pióro, stał się moim ulubionym "słonecznym" pisarzem. To niepoprawny optymista, który tym swym optymizmem zaraża każdego, kto tylko da mu na to szansę. Zawsze, ale to zawsze, po przeczytaniu choćby rozdziału ja jakiejś jego książki - czuję się lepiej, czuję się podniesiona na duchu. Nie inaczej sprawa ma się ze ZŁAPCIE MI GEREZĘ... choć bezwzględnie numer jeden na mojej durrellowej liście zajmuje wspaniała Trylogia z Korfu (ogromnie polecam).

Ta niepozornych rozmiarów książka (ZŁAPCIE PI GEREZĘ), dostarczyła mi wspaniałej zabawy. Jest w niej to, co zawsze odnajduję u Geralda - humor, radość z życia, pasję, energię, słońce, uśmiech, troski, które autor potrafi przekuć w sukces (i nadal nie wiem, jak on to robi). Tak jak każda książka Durrella, tak i ta jest autobiograficzna, jest dziennikiem, zapisem jego niezwyklej codzienności.


ZŁPCIE MI GEREZĘ skupia się na rozwoju jego, istniejącej do dzisiaj, fundacji, która oczywiście jest także ogrodem zoologicznym. Marzę o takim szefie, o kimś tak dobrym, że aż szalonym. O kimś, przy kim nie da się nudzić, ale też nie można się długo martwić. Zawsze docenia swoich współpracowników, ma w sobie pokorę, uczy się cały czas i przede wszystkim - chce się uczyć, chce słuchać i chce ponad wszystko WIDZIEĆ ŚWIAT.


- Co to za świnia? - spytałem.
- Nie jestem pewny, ale chyba nazywa się świnią rzeczną.
- Wielkie nieba! To cudownie!
Ten krótki fragment dobitnie pokazuje, jak pozytywną osobą Durrell był. Za każdym razem, gdy sięgam po jego przygody, mam ochotę zacząć własne. To własnie takie książki, taki człowiek - inspirujące, inspirujący... Nad lekturą jego pamiętników, jego książek nie ma co się zastanawiać - to czysta radość. On też miał problemy... duże problemy finansowe - ale się nie poddał i z uśmiechem sięgał po następny dzień.


Warto zaznaczyć, że Noir Sur Blanc naprawdę ślicznie wydaje pozycje Durrellów. Okładki są tak samo optymistyczne, jak treść. Bardzo polecam - na poprawę nastroju, na gorszy dzień, na chwilę przyjemności i oderwania się od szarości codzienności.

przyjmę każdego
NOIR SUR BLANC
egzemplarz recenzencki
π

sobota, 17 lutego 2024

#recenzjePi "WYĆWICZONY dlaczego coś, czego ewolucja nigdy od nas nie wymagała, jest tak zdrowe i satysfakcjonujące" Daniel E. Lieberman

WYĆWICZONY Daniela E. Liebermana, to pozycja szalenie interesująca z punktu widzenia "człowieka siedzącego" - jakim to staliśmy się w ostatnich czasach. Autor jest w dochodzeniu "do ruchu" dowcipny, ale też i skrupulatny. Potrafi, na podstawie dużej wiedzy antropologicznej, którą posiada, i na podstawie wielu przykładów z życia pokazać, jak dziwnym i fenomenalnym zjawiskiem są ĆWICZENIA.


Coś, co nie jest dla nas naturalne - czyli wysiłek... bo przecież naturalnym jest raczej unikanie wysiłku, bólu, zmęczenia i wszelkich cierpień... jednak ĆWICZENIA, są cierpieniem, ale okazuje się, że niesamowicie satysfakcjonującym. Oczywiście nie każdy zna dobrodziejstwa ćwiczeń i zapiera się rękami i nogami przed nimi... lecz konsekwentne unikanie ruchu prowadzi do chorób, otyłości, zawału, cukrzycy itd., itp. Mimo to, to "zapieranie się rękami i nogami" jest naturalne - więc o co tu chodzi?!


Ewolucja, to dziwne zjawisko, które aby nas dostosować - psuje. Współczesny człowiek, dostosowany do biurka, jest człowiekiem zgarbionym, zrzędliwym, wściekłym i często cholernie smutnym. Ładna mi ewolucja! Podczas gdy ludzie żyjący zgodnie ze światem przyrody, jak np. ludy Afryki, cieszą się wytrzymałością i - co niezwykłe - lenistwem, lub jak kto woli - czasem wolnym. Oczywiście mają do wykonania wiele czynności, którym my absolutnie byśmy nie sprostowali (człowiek biurowy), to kosztuje ich sporo wysiłku FIZYCZNEGO, jednak każdy z tych "wysiłków" jest potrzebny, ma sens. ĆWICZENIA człowieka biurowego zaś zdają się nie mieć naturalnego, wynikającego z życia sensu. Nie ma tego pierwotnego sensu i dlatego wydają się męką. Ludzie pracujący fizycznie nie potrzebują siłowni.


WYĆWICZONY, to książka nie tylko interesująca, ale i ważna. Daje szerokie spojrzenie na zagadnienie aktywności fizycznej, jej braku i związanego z tym "megabiznesu" - ĆWICZENIAMI. Coś, co można robić samemu i co nie jest dla nas przyjemne okazało się gałęzią dochodową i ludzie wiele płacą za tę "przyjemność", którą mogliby sobie sami zapewnić, bez osobistego trenera... Tylko w głowie trzeba "coś" mieć.


Lieberman snuje wiele opowieści, daje wiele przykładów, wraca do historii i wybiega w przyszłość, pokazuje, co się z nami dzieje. Nie jest to posępna pozycja, ale raczej inspirująca i bardzo ciekawa. Dobrze się czyta o tych wszystkich historiach z życia, o tych wszystkich opowieściach o człowieku i jego podróży przez wieki - na dwóch... lub czterech "nogach".


Książka wydaje się ogromna i nie do przebrnięcia, ale same przypisy, indeks i podziękowania, to ponad sto stron. Książki mamy niecałe pięćset, więc da się ogarnąć, bez strachu. Nie trzeba też czytać od deski do deski - zaraz. Można sobie wybierać interesujące nas fragmenty, bo Lieberman dobrze podzielił swoją pracę. Ach! I z informacji estetycznych - okładka Zysk i S-ka jest najlepsza z tych, które powstały dla tej książki.

wyginam śmiało ciało...
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

czwartek, 15 lutego 2024

#recenzjePi "GRZESZNIK NAWRÓCONY bridgertonowie" Julia Quinn

BRIDGERTONÓW czytam dla relaksu. Zdarzają się słabsze i tomy, jak np. PROPOZYCJA DŻENTELMENA, i lepsze jak np. MIŁOSNE TAJEMNICE. Jaki jest zaś GRZESZNIK NAWRÓCONY? Niestety należy to tych słabszych... Dlaczego?


Przede wszystkim główny bohater maił być GRZESZNIKIEM, wyjątkowym na tle innych bohaterów tej serii... a on się niczym nie różni od wiodących męskich postaci z poprzednich tomów. Każdy był kobieciarzem (poza postacią z OŚWIADCZYN). Jakoś mnie jego grzeszność nie przekonała.


Sama historia miała potencjał. Rysowała się dramatyczniej od poprzednich, lecz ostatecznie autorka ją ugładziła i zepsuła szczęśliwym zakończeniem. Nie chodzi mi o to, że Francesca i Michael zostali razem, bo to akurat dobrze, ale chodzi mi o inną kwestię, która mogła pozostać nutą smutną, z którą bohaterowie sobie poradzą dzięki miłości... a tu hurrrra - nie ma problemu.


Może już trochę się zmęczyłam stylem Quinn i jej romantycznymi wizjami. Chyba tak właśnie się stało. Jasna sprawa - zamierzam serię dokończyć i nie żałuję, że przeczytałam GRZESZNIKA NAWRÓCONEGO. Myślę, że każdy, kto dotarł do tego miejsca, już raczej tę serię dokończy. To zwykła ciekawość - bo człowiek mimo wszystko polubił tę rodzinną sagę.


PS w tym tomie jest chyba najwięcej pikantnych scen. Jakie są? Cóż.. nie są złe, nawet mają w sobie pewną oryginalność (że się tak wyrażę).

malaria i inne choroby
tom 6
BRIDGERTONOWIE
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
  π

poniedziałek, 12 lutego 2024

#recenzjePi "DROGA RZADZIEJ PRZEMIERZANA" M. Scott Peck

Książkę tę dość długo czytałam - a właściwie podczytywałam. Na początku bardzo mnie zainteresowała, jednak wraz z biegiem stron mój entuzjazm słabł. Nie chcę przez to powiedzieć, że mi się nie podobała, czy że to jest jakaś przeciętna pozycja, tylko że autor nie utrzymał mojej uwagi. Myślę, że winą tej sytuacji jest fakt, że obecnie na rynku mamy sporo książek poruszających podobne tematy. Gdy DROGA RZADZIEJ PRZEMIERZANA ukazała się po raz pierwszy, była pewną nowością, świeżością, czymś czego ludzie potrzebowali nawet o tym nie wiedząc. Teraz autorzy zasypują nas psychologicznymi radami - jak żyć, by żyć dobrze itp.

M. Scott Peck przypomina mi trochę fenomen Paulo Coelho, czy Olivera Sacksa. Obaj panowie zaprezentowali coś oryginalnego w konkretnym czasie - coś, co się dobrze czytało i co zaspokajało ludzką ciekawość i potrzebę spojrzenia na życie z innej perspektywy. Uważam, że Sacks i Peck mają oczywiście więcej do powiedzenia niż Coelho... zwłaszcza, że bazują na własnym doświadczeniu i nauce, a nie na cudzym przyprawionym filozoficzną gadką.


DROGA RZADZIEJ PRZEMIERZANA, to pozycja, w której znajdziecie bardzo dużo przykładów z gabinetu doktora (Peck jest amerykańskim psychiatrą i neurologiem). To niezwykłe relacje, które mają dobitnie pokazać czytelnikowi, gdzie popełnia błędy, nawet o tym nie wiedząc. Ta książka to RADA, ale taka momentami wstrząsająca, bo prawda czasem boli, mimo to warto właśnie w niej żyć. Nie unikać problemów, tylko je rozwiązywać... a przede wszystkim na początku w ogóle je zauważać i zdiagnozować.


Może nie oszalałam na punkcie tej książki, ale ją doceniam. Wiele można z niej wyciągnąć dla siebie. Jedną z ważniejszych prawd, od której zaczyna się cała "zabawa" jest fakt, że ŻYCIE JEST TRUDNE - banał, ale okazuje się, że wcale nie....

życie jest trudne
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
  π