Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 29 lipca 2019

#recenzjePi "Gdzie jesteś, Bernadette?" Maria Semple


Czuję się, jakbym wróciła z długiej podróży i ta podróż była nie tylko wspaniałą przygodą, ale i pouczającą lekcją – jak to z nieoczekiwanymi i szalonymi podróżami bywa. A wszystkiemu winna jest Bernadette! Oczywiście mam na myśli „Gdzie jesteś, Bernadette?” pióra Mari Semple.
To niesamowite, jak bardzo mogłam utożsamić się z główną bohaterką, jak bardzo ją rozumiałam i jak bliska (koniec końców) mi się stała. Muszę przyznać, że trochę mnie to martwi, bo o czym może świadczyć? Wolę nawet nie myśleć J czyżbym była wariatką?
Mimo wszystko, jestem spokojna. Taką wariatką mogę być.
Książka ta jest dość dziwna i to zaczynając od konstrukcji (listy, notatki, e-maile), kończąc na fabule i bohaterach. Bardzo mi się ten cały chaos podobał, choć nie jest to dzieło wybitne. Nie nastawiajcie się na piękne zdania i okrągłe myśli. To jest rozrywka idealna na wakacje! I nawet nie wiedziałam, że była mi teraz tak potrzebna – tak – potrzebowałam Bernadette.
Musicie jednak o czymś wiedzieć – to nie jest lekka książka, traktująca o lekkich sprawach w lekki sposób. Owszem, czyta się książkę „lekko”, ale na tym lekkość by się kończyła. Autorka porusza wiele trudnych tematów, z którymi, tak sądzę, każdy się kiedyś zetknął lub styka się właśnie teraz i nie są one „lekkie”. Tytułowa Bernadette nie jest wariatką, jest tylko osobą, która pomimo swojej inteligencji poniosła w życiu sporo porażek – czyż nie jest to problem wielu z nas? Porażka?



Dzięki tej książce wyruszycie śladem kobiety, która postanowiła „wyjść z domu”. To historia odwagi, ale i  desperacji – istna mieszanka wybuchowa. Gdybym miała przyrównać „Gdzie jesteś, Bernadette?” do napoju, byłoby to połączenie czystej wódki (może nawet spirytusu) z lemoniadą i lodem… cokolwiek to znaczy i - czy w ogóle tak wypada…  
Niestety… jak to często bywa, zawiodłam się na męskim bohaterze, po kobietach się właściwie „tego” spodziewałam, a dziecko – cóż, dzieci są tym, co sprawia, że życie ma sens.

Polecam!
7/10

Ach! I nie spodziewajcie się słodkiej historii! (choć to chyba już wybił wam z głowy wspomniany wyżej spirytus) J


* Jedno, co zdecydowanie jest na "nie", to podobieństwo wypowiedzi wszystkich postaci - czy to Bernadette, jej mąż, córka Bee czy Audrey (diabeł/anioł) - oni wszyscy wypowiadają się w ten sam sposób... niestety.
* I jeszcze jeden mały, malutki minusik - dlaczego u licha w książkach "porażki" spotykają ludzi, którzy mają kasy jak lodu? I koniec końców są pełni "sukcesu"? 
* Ciekawi mnie też zbliżająca się wielkimi krokami premiera filmu... to może być świetne :)


seria: Gorzka Czekolada
Wydawnictwo W.A.B.


 π 



sobota, 27 lipca 2019

#recenzjePi "I sprawisz, że wrócę do prochu" Ambrose Parry



Edynburg 1847 roku był zaprawdę plugawym miastem i dziękuję Bogu, że nie miałam „przyjemności” w nim wówczas żyć – zwłaszcza, jako kobieta.
„I sprawisz, że wrócę do prochu” nie jest książką o wyłącznie ciekawym, wymykającym się standardom tytule, ale i o takiej samej treści – okładka również godna odnotowania. Dzięki tej historii poznajemy przeszłość miasta, które obecnie siebie nie przypomina (na szczęście). Możemy poszerzyć z n a c z n i e swoją wiedzę o panujących w tym minionym okresie zwyczajach, zarówno międzyludzkich jak i medycznych, z naciskiem na oba.
Nie jest to na pewno kryminał standardowy, bo dostajemy o wiele więcej niż opowieść o mordercy i jego zwyrodniałych zbrodniach. Idziemy przez miasto pełne niesprawiedliwości, braku szacunku dla kobiet, pogardy do nich i okrutnych założeń, które mężczyźni przyjęli za dobrą monetę, ponieważ to oni w tych założeniach byli zawsze p a n a m i. Mijamy apteki, które w niczym nie przypominają dzisiejszych, wchodzimy na salę pełną studentów przyglądających się operacjom prowadzonym „na żywca. Tak – to silna mieszanka i niektóre fragmenty radzę czytać przed obiadem.

Doktor Wstrząs?

Sam wątek kryminalny, jest raczej łatwy do wykrycia, a przynajmniej ja, odkąd pewna postać pojawiła się na kartach tej książki wiedziałam, że to TO, lecz nadal czerpałam ogromną satysfakcję z lektury, bo inne sprawy o wiele bardziej mnie pochłonęły – o wiele bardziej niż sam morderca.
Autorzy – Ambrose Parry to pseudonim, pod którym ukrywa się małżeństwo: Chris Brookmyre i Marisa Haetzman – niesamowicie skrupulatnie podeszli do tematu i chwała im za to! Czyta się to wspaniale, styl jest doprawdy znakomity i momentalnie przenosi czytelnika do śmierdzącego Edynburga.
Polecam tym, którzy w kryminale szukają czegoś więcej, tym którzy pragną się nie tylko zrelaksować, ale zrelaksować i czegoś w tym relaksie dowiedzieć. To bardzo „przyjemna” lektura, która oczarowała mnie swoim klimatem – choć jest to klimat ciężki i mocno trujący.

7/10 bardzo dobra historia (i to na faktach)
Polecam!


* Warto przeczytać chociażby po to, by dowiedzieć się co kobiety musiały znosić- a znosić musiały prawdziwy horror.    


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



wtorek, 23 lipca 2019

#recenzjePi "Mózg. Opowieść o nas" David Eagleman


Ile w człowieku człowieka i czy zastąpią nas roboty?

Czuję, że już nic nie czuję… a ta książka wytrąciła mnie z równowagi. Wszystko to, jest jedynie moim wewnętrznym przeżyciem, którym dyryguje MÓZG, ta „szara substancja”, poskręcane kabelki. Czytałam słowa Davida Eaglemana z rosnącym zainteresowaniem, ale i niepokojem. Koniec końców jestem rozdarta.
„MÓZG opowieść o nas”, to pozycja obowiązkowa dla fanów „ciała”, fizycznych możliwości i psychicznych ograniczeń. Wiele się dowiedziałam, choć wiele też już wiedziałam a niektóre ze stawianych tez mnie nawet drażniły. Mimo to doceniam pracę autora, jego ogromne zaangażowanie w to, co robi, jego pasję i jego… mózg. Pisze zrozumiale, bardzo przystępnie, więc każdy może po książkę sięgnąć bez najmniejszych obaw. Zachwyciłam się, że tak nieskromnie napiszę – swoją złożonością. Człowiek jest genialnym organizmem z cudownym urządzeniem pod czaszką… ale właśnie, czy naprawdę MÓZG to urządzenie, to zlepek substancji, komórek?
Ostrzegam, że w tej książce jesteśmy potraktowani nieco hmmm przedmiotowo. Odebrano nam wolną wolę, decydowanie o sobie, świadomość a nawet miłość. Nie znajdziecie tu pokrzepienia – ale znajdziecie tu naukę, więc śmiało mogę polecać, bo jest to bardzo dobra pozycja. Autor wiele mi wyjaśnił, choć na szczęście mam swój MÓZG i z niego korzystam. Trochę nie podoba mi się tłumaczenie najgorszych przestępstw nauką – bo w świetle tego, co tu przeczytałam, każdego mordercę można usprawiedliwić i jedyne, co „należy” zrobić, to go „leczyć”. Założenie ciekawe, acz prowadziłoby nas do absurdów i dalszych nieporozumień.


Lecz, co by tu nie pisać, „MÓZG opowieść o nas” jest fascynującą lekturą, która przyprawia o ból MÓZGU… ból głowy J Odbyłam niezwykłą podróż do wnętrza siebie, zachwyciłam się możliwościami, jakie nauka roztacza przed człowiekiem, zobaczyłam piękno umysłu i zagrożenia, jakie może nieść nawet małe odstępstwo od „normy”. Poznałam historię ludzi, którzy muszą zmagać się z chorobami wprost nie do pojęcia. Wszystko to sprawiło, że nabrałam jeszcze większego szacunku do cudu jakim jest CZŁOWIEK, bo tak – jesteśmy cudem i tego należy się trzymać. Myślę, że nie można wszystkiego tłumaczyć nauką, ale nauka jest kluczem do wielu drzwi, leczy choroby i daje nadzieję.
Polecam wszystkim, którzy chcą poznać siebie – lepiej… ale, ale pamiętajmy, że mamy MÓZG, więc z niego korzystajmy.

7/10 bardzo dobra książka    

* UWAGA : uczucie niepokoju gwarantowane!
* PAMIĘTAJMY: nauka jest piękna, ale piękniejszy jest człowiek, który naukę uprawia.   


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 




niedziela, 21 lipca 2019

#recenzjePi "Dziewczyna z konbini" Sayaka Murata



Ostrzegam, to nie jest łatwa książka, przyjemna też nie jest i gwarantuję, że na zawsze, a przynajmniej na długo – pozostawi w was ślad. ”Dziewczyna z konbini” wstrząsnęła mną, a wstrząs ów jest dlatego tak wielki, bo dotyczy rzeczy oczywistych, rzekłabym – zwykłych.
Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Czego chcemy od życia i dlaczego chcemy tego, czego chcą wszyscy? I może najważniejsze z pytań: Dlaczego jesteśmy dla siebie tacy okrutni? Na te i inne pytania nie odpowiada ta książka, bo ta książka nie ma na te pytania odpowiadać, ma je stawiać... 
To krótka opowieść, cieniutka pozycja (140 stron) a zostawia w duszy czytelnika jaskrawą bliznę. Niestety jest to smutna opowieść, która nie daje wiele nadziei, która wgniata w fotel, męczy, torturuje i w końcu wypuszcza – ciebie takiego samego, ale innego. Trudno mi wyjaśnić fenomen tej historii, bo tak naprawdę ona pluje w twarz całemu społeczeństwu, czyli  nam, mnie i tobie. Zmusza do wysiłku, do myślenia, do refleksji. Głowna bohaterka, choć dysfunkcyjna, jest postacią, z którą możemy się utożsamiać od progu. Rozumiemy ją, nawet czasem podziwiamy jej spójność, prostotę i bezpośredniość… jednak po przewróceniu ostatniej kartki przychodzi zimna ocena własnej osoby – i nie jest to pokrzepiające. Bo czy rzeczywiście zaakceptowalibyśmy Keiko w swoim poukładanym świecie? Czy, gdyby przed nami stanęła, znaleźlibyśmy dla niej chwilę, nie ocenialibyśmy jej, nie wymagalibyśmy od niej, by była taka, jak my? Nie wiem…
Uważam, że dla tej książki każdy powinien znaleźć czas – zwłaszcza, że tego czasu nie trzeba wiele (jak już wspomniałam, to chudzinka). Zapytacie: dlaczego? Przeczytajcie, a sami zrozumiecie „dlaczego”.
8/10

* Widziałam, że wielu uważa główną bohaterkę za „psychopatkę”… może i jest w tym ziarnko prawdy, ale ona przecież nikomu nic złego nie zrobiła, prawda? Ona tylko była „Dziewczyną z konbini”.


seria z żurawiem
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


 π 



piątek, 19 lipca 2019

#recenzjePi "J.R.R. Tolkien. Pisarz stulecia" Thomas Alan Shippey


Pisarz stulecia? Mój Pisarz życia!


Są takie książki, które otwierają oczy, są takie, do których będzie się wracać, są takie, o których się nigdy nie zapomni, a są też takie, które łączą to wszystko, tylko że tych jest naprawdę niewiele – większość z nich napisał Tolkien… jedną napisał Shippey i zwie się „J.R.R. Tolkien Pisarz stulecia”.
Wiedziałam, że ta książka ma ogromne szanse podbić moje serce, ale nie spodziewała się, że do tego stopnia. Nie jest to biografia, to raczej praca naukowa, wnikliwa analiza tekstów mistrza. Czytałam i ogarniał mnie coraz to większy i większy podziw dla Tolkiena, dla którego miałam już tego podziwu i tak rozległe oceany.
T.A. Shippey sprawił, że niezwłocznie muszę odświeżyć sobie „Władcę Pierścieni”, „Hobbita” i wszystko, co tylko jest możliwe do przeczytania, tego tytana słowa. Tym razem jednak czytać będę z tą właśnie książką u boku, która wesprze mnie w chwilach, w których zawiedzie mnie moja wiedza, będę więc czytać ze zrozumieniem, bo okazuje się, że widziałam tylko skorupę, a cały skarb, wnętrze pozostawało ukryte – Tolkien pewnie by napisał – „w cieniu”.
To pozycja obowiązkowa dla fanów mistrza, ale nikomu nie zaszkodzi jej przeczytanie, zwłaszcza tym nieprzekonanym do jego twórczości (o ile to w ogóle jest możliwe, choć Shippey niestety udowadnia, że to nie tylko możliwe, ale i bardzo realne – zawsze z „bzdurnych” powodów, uprzedzeń religijnych, zawiści, zazdrości – jednym słowem, a raczej dwoma, ze śmiesznej furii).
Jestem prawdziwie wzruszona tym, co przeczytałam. Nie jest to tekst prosty i nie czyta się tego łatwo i szybko. Wręcz przeciwnie, to wyjątkowo wymagająca lektura, przy której ważne jest skupienie i zastanowienie, lecz czy to ma być minus? Ależ oczywiście, że nie! To jest właśnie jej wartość.
T.A. Shippey z wielkim szacunkiem i pochyloną głową analizowała teksty tego, który wymyka się „zwykłym umysłom”. Wiedza Tolkiena, jego pasja i zaangażowanie we wszystko, co tworzył - żyje w tej książce. W odróżnieniu od tendencyjnego filmu - pseudo biografii, który ostatnio wszedł do kin, ta książka nie kłamie, nie tworzy „swojego Tolkiena” zgodnego z „poprawnością polityczną”, ona uczciwie oddaje mu należne uznanie i – odważę się to napisać – chwałę, na którą bez wątpienia zasłużył całym swoim życiem.
Tolkien był nie tylko Wielkim Pisarzem, „Pisarzem Stulecia” (choć ja sądzę, że wszechczasów”), ale był też, a może przede wszystkim Wielkim Człowiekiem… nieskromnie napiszę, że również moim autorytetem.

POLECAM każdemu!

9/10 bo 10/10 może mieć tylko Tolkien :)


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 




poniedziałek, 15 lipca 2019

#recenzjePi "Być jak płynąca rzeka" Paulo Coelho



Ta książka jest z jednej strony "nawet dobra", ale z drugiej "mocno kiepska".

* "nawet dobra" - w miejscach, w których autor przytacza jakieś legendy, historie, nauki nie swoje jak np. o sokole;
* "mocno kiepska" - to te fragmenty, w których autor sam "filozofuje" i jest to dramatycznie płytkie... niestety;

"Być jak płynąca rzeka" to tekst, który czyta się dobrze, szybko i bez męczenia, lecz czy tylko o to w literaturze chodzi? Ten zbiór przemyśleń, rozważań, zlepek kultur i religii, choć czasem trafny, częściej wypada blado i nijako. Autor, jak dla mnie, jest niewiarygodny, zbyt wzniosły, patetyczny i posługuje się wytartymi frazesami. Jego poglądy, choć pięknie brzmią, są jak pusty dzwon. Nie kupuję tego i zdecydowanie nie uważam, że Paulo Coelho jest sprawnym, posiadającym rozległą wiedzę - filozofem. To raczej filozof podwórkowy, a jego teksty można usłyszeć podsłuchując pijaczków pod sklepem, którzy w jednej dłoni trzymają tanie wino, a drugą drapią się po... głowie.

Zauważę jednak, że sporo rzeczy mi się podobało i cieszę się, że zapoznałam się z niektórymi legendami. To świetne ciekawostki, którymi można zabłysnąć w gronie znajomych, przy kolacji, czy grze w karty. Polecam na odprężenie.

* Wiem, że autor ma wielu fanów... ja pozwolę sobie zachować "złoty środek", bo nie jestem tak zupełnie na "nie", ale na "tak" też nie jestem...  


5/10


Wydawnictwo Świat Książki 


 π 



sobota, 13 lipca 2019

#recenzjePi "The World of LORE. Niegodziwi śmiertelnicy" Aaron Mahnke



Cóż to za niegodziwa książka!
Aaron Mahnke wpadł na genialny pomysł i spisał historie naprawdę złych ludzi. To typ opowieści „na dobranoc”, a raczej „na złanoc”. Spodoba się wszystkim, którzy lubią się bać i straszyć siebie i innych. Pamiętam, że gdy byłam mała uwielbiałam serial „Czy boisz się ciemności”, który opowiadał o grupie przyjaciół zbierających się wieczorami przy ognisku i snujących przerażające historie. „The world of LORE: Niegodziwi śmiertelnicy” jest tego rodzaju rozrywką, tylko że… ci „niegodziwi śmiertelnicy” nie zostali zmyśleni.
I to jest w tym wszystkim najbardziej przerażające! To, że takie okrucieństwo istniało, istnieje i zdaje się, że istnieć będzie, póki istniał będzie człowiek. Początkowo książkę tę traktowałam „lekko”, lecz ze strony na stronę stawała się „ciężka” i przygniatała bezwzględnością.
Autor ma charakterystyczny styl, jest gawędziarzem i to czuć. Książkę czyta się szybko, ale nie do końca przyjemnie i nie jest to wina Aarona Mahnke, ale opisywanych zdarzeń. Ta lektura może odebrać nam resztkę zaufania do drugiego człowieka. I dobrze! Trzeba mieć głowę na karku, trzeba wiedzieć, że świat nie jest wyłącznie „miłym miejscem”, że można trafić na niegodziwego śmiertelnika i dlatego dystans, to wcale nie jest zła strategia.
„The world of LORE: Niegodziwi śmiertelnicy” bardzo mi się podobała i na pewno sięgnę po pierwszą część ponieważ UWAGA na rynku również dostępna jest pierwsza część „The world of LORE: Potworne istoty”, która opowiada o legendarnych, mitycznych stworach – to musi być smaczne!
Przy lekturze „Niegodziwych śmiertelników” należy jednak pamiętać, że jest to zbiór różnych historii i siłą rzeczy są one potraktowane nieco powierzchownie. Autor nie ustrzegł się błędów chociażby w odniesieniu do Elżbiety Batory (tutaj ogromny ukłon w kierunku tłumacza, który polskiemu czytelnikowi wynotował ważny przypis). Dość niefortunne były także wtręty o Świętym Mikołaju, który przecież nie pochodzi od grubego pana w czerwonym kostiumie, wiedźm, czy innych Krampusów, a jego biografię można znaleźć w byle Wikipedii. Sądzę również, że niektóre z tych historii nie powinny znaleźć się w tej książce, ponieważ zwyczajnie nie pasują do siebie, a wrzucanie wszystkich tematów do jednego worka zawsze spłyca i obniża wiarygodność całości. Mam więc parę „zgrzytów” i zastrzeżeń, mimo to uważam, że Aaron miał fantastyczny pomysł, który może mógł być zrobiony z nieco większym rozmachem, ale wtedy książka musiałaby być oczywiście o wiele, wiele grubsza – lub mieć wiele, wiele tomów.     
„The world of LORE: Niegodziwi śmiertelnicy”, to smutna prawda o ludziach, którzy stali się potworami, o ciemnocie i ciasnocie umysłów, o okrucieństwie i przesądach, które prowadziły do licznych tragedii. Ta książka to horror, który zdarzył się naprawdę… i przestroga. Dlatego z całego serca polecam wam tę lekturę. Będziecie mieli co opowiadać sobie przy ognisku.
7/10
*  LORE pierwotnie jest podcastem, do którego słuchania również was zachęcam.
* PAMIĘTAJMY w Polsce mamy już dwie części „The world of LORE”  (1) Potworne istoty (2) Niegodziwi śmiertelnicy.
* To kopalnia krwawych ciekawostek po których nie zaśniesz spokojnie.
* Kto lubi opowieści, ten polubi LORE.
* Skarbnica potworności, które wydarzyły się naprawdę.
* Potwory są wśród nas i to nie jest żart.
* Znalazłam w tej książce opowieść z dzieciństwa, która mnie zawsze fascynowała, ale i przerażała… opowieść o Fleciście z Hameln.
* Aaron Mahnke to gawędziarz, bajarz, ktoś z kim z chęcią poszłabym na piwo.
* UWAGA, książka została cudownie zilustrowana! M.S. Corley doskonale wprowadza czytelnika w potworny klimat.



* OKŁADKA jest rewelacyjna! Czujecie ten klimat?
* Topory, siekiery, mordercze pielęgniarki, sobowtóry, trucicielki, odmieńcy, tortury… i o wiele, wiele więcej niegodziwości, tylko w LORE!!!   
* Łapcie „The world of LORE: Niegodziwi śmiertelnicy”, bo to fascynująca i przerażająca podróż w głąb ludzkiego umysłu.

cytat

„Wszystkie napotykane osoby noszą maski i tylko jeśli nam pozwolą, możemy dostrzec, co się pod nimi kryje.” ... chyba czasem lepiej, by nam na to nie pozwalały - n i g d y - i trzymały się od nas z daleka. 

* Ach! I jeszcze jedno! Jeśli ktoś płonie, to nie zawsze z miłości... 


tom II
seria Lore
Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 




środa, 10 lipca 2019

#recenzjePi "Homo hapticus" Martin Grunwald


Bo my jesteśmy PAŃSTWO DOTYKALSCY :) 

Dotyk zdecydowanie jest niedoceniany! Ta książka, to zmienia. Martin Grunwald w jasny, przystępny sposób wyjaśnia, jak bardzo człowiek jest "Homo Hapticus".
Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem i nabrałam ogromnego szacunku do własnego ciała. Już jako "fasolki" w łonie mamy CZUJEMY, pierwsze nasze doświadczenie życia jest dotykiem. To nie nauka, to cud! Jesteśmy tak precyzyjną, skomplikowaną, pełną mikroelementów, śrubek i pokręteł maszyną, że zastanawiam się, jak to możliwe, że jeszcze działam, że wciąż wszystko funkcjonuje a każdy receptor spełnia swoje zadanie celująco.
"Homo Hapticus" jest historią o nas, o naszym doświadczaniu świata "po omacku". Wspaniała lektura dla każdego, kto chce wiedzieć więcej, kto chce rozumieć siebie lepiej.

"Jedno jest pewne - ludzkie życie bez określonej liczby interakcji fizycznych i dotyku obcych osób byłoby po prostu nieludzkie."

Dzięki Martinowi Grunwaldowi przeżyłam podróż od poczęcia do marketingu i reklamy. Poznałam wyniki ciekawych eksperymentów, zrobiłam "wielkie oczy" czytając o dziwnych chorobach i lepiej zrozumiałam działania koncernów samochodowych.
Nasze ciało, to wielka zagadka i nie przesadzę, jeśli napiszę, że zamykamy w sobie mały kosmos. Taka literatura jest bardzo potrzebna i powinno być jej więcej i więcej. Dzięki niej człowiek staje się bardziej świadomy swojego ciała, miejsca na Ziemi i zaczyna dostrzegać szczęście, które go spotkało - szczęście zdrowego ciała.

Dla ciekawskich:
"Właściciele zwierząt rzadziej chorują, żyją dłużej i lepiej radzą sobie z rekonwalescencją po ciężkiej chorobie."

Z tą miłą informacją zostawiam Was i zachęcam do przeczytania "Homo Hapticus". Stworzyłam nawet bojowe hasło: "Dotykajmy się!", ale po przemyśleniu jednak z niego zrezygnowałam. :) Tak czy siak, dobry dotyk potrafi leczyć.
CZYTAJCIE, bo to świetna książka.

7/10

 No i można zabłysnąć wiedzą wśród znajomych!  
* "paraliż z rozkoszy" - prawda, że dobrze brzmi? :) 
* A okładka? Czyż nie bajeczna? 


seria #nauka
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


 π 




poniedziałek, 8 lipca 2019

#recenzjePi "Lisia dolina" Charlotte Link



Charlotte Link... tak...
To autorka, która bez wątpienia potrafi pisać i pisze dobrze. "Lisia dolina" jest moim czwartym spotkaniem z jej twórczością - i chyba ostatnim. Nie dlatego, że się teraz zawiodłam, ale dlatego, że zauważam pewne schematy. Postaci są tworzone w podobny sposób - świetny, ale podobny, toteż czytanie innych jej książek, nie ma większego sensu.
Bardzo, naprawdę bardzo podobały mi się jej dwa tytuły: "Dom sióstr" i "Ciernista róża". Te również mogę z czystym sercem polecić. Jednak "Oszukana" i właśnie "Lisia dolina", to już inna bajka. W tamtych, zabójstwo było tajemnicą i tłem powieści, w tych jest całą powieścią.
"Lisia dolina" jest dobrym kryminałem, który was nie zawiedzie. Możecie po niego sięgnąć spokojnie, jeśli szukacie lekkiej, wartkiej akcji. Czyta się to niesamowicie sprawnie.

Sami bohaterowie - można się z nimi utożsamić. Jak zawsze u Link, kobiety grają pierwsze skrzypce. Nie ma tutaj jednego, głównego bohatera. To zbiór różnych charakterów, precyzyjnie stworzonych przez autorkę.
Jest dziennikarka (zawsze w narracji pierwszoosobowej, co ją wyróżnia) Jenna. Po trzydziestce, nagle samotna, zagubiona, ale silna. Marzy o rodzinie.
Mamy jej koleżankę, redaktor naczelną, którą praca wypala, a rodzina niszczy.
Jest Nora. Przypadek beznadziejny. Fizjoterapeutka rozpaczliwie pragnąca mężczyzny. Zakochana w kryminaliście z mrocznymi tajemnicami. W trakcie jego odsiadki spotykają się, rozmawiają, pisują do siebie... a po jego wyjściu z kicia, proponuje mu wspólne mieszkanie. No naprawdę beznadziejny przypadek.
Debbie, to eks wcześniej wspomnianego odsiadkowicza. Twarda, silna, rozsądna i mądra. Życie jej nie rozpieszcza, a nawet ją wgniata w ziemię, ale ona daje radę. Zawsze!
I Vanessa... jej nie mamy okazji dobrze poznać, ale jest zadbaną kobietą sukcesu. Los jednak nie zawsze patrzy na "szczęście" z tej samej strony, co człowiek. Pech, to pech!
Są też matki rozczarowane dziećmi. Zdesperowani ojcowie. Zazdrości krewni. Zrozpaczeni mężowie. Złośliwi przyjaciele. Cała gama kolorów. Ludzie różnych twarzy, lecz jednego pragnienia - bycia zauważonym.

6/10 dobry kryminał


Wydawnictwo Sonia Draga


 π 




sobota, 6 lipca 2019

#recenzjePi "Dziewczyna z wieży" Katherine Arden



Napisać COŚ o tej książce, wcale nie jest łatwo. Jestem lekko hmmm rozdarta, bo z jednej strony ta historia mi się bardzo podobała, z drugiej zaś... no właśnie...
Jestem pełna podziwu dla autorki, której udało się uchwycić "rosyjskiego ducha", a to nie jest wcale łatwe. Czuć, że Katherine Arden kocha ten mroźny wschód. Przeniosła mnie w świat całkowicie baśniowy, ale nie baśniowy tym disneyowskim stylem, ale oryginalnym, czerpiącym z dalekich tradycji - słowem ruskich opowieści. Bohaterowie są ciekawi, kobiety walczą o swoje, mężczyźni różnią się zdaniem, dzieci zaś warto słuchać. Wszystko razem pięknie gra i w te gorące, letnie dni, wprowadziło orzeźwiający chłód, jednak...
Nie podobała mi się ta "demonizacja" cerkwi i to upatrywanie dobra w czortach. Gryzło mi się to z zachwytem autorki nad Rosją. Myślę, że należało się wierze więcej szacunku - ale jest to moje jedyne zastrzeżenie.
Z czystym sercem mogę polecić tę książkę. Jestem pewna, że wpadniecie w nią bez reszty. Wasia, to naprawdę zdolna wiedźma, która rzuca czary na czytelników prawie tak samo sprawnie, jak na panów śmierci i zimy.
Wspomnę również, że nie czytałam pierwszej części pt. "Niedźwiedź i Słowik" i nie czułam się w żaden sposób zagubiona. To wielka zaleta, że mogłam tę historię poznać, tak niby w połowie, a jednak całkowicie oddzielnie i cieszyć się zawartymi w niej przygodami. Spokojnie możecie czytać bez względu na to, czy znacie pierwszą część, czy też wcale (tak jak ja).
Warto też pamiętać, że nie jest to ruska baśń, tylko opowieść stylizowana na ruską baśń. Styl zaś jest miły, lekki, poruszający dusze, które lubią snuć wieczorami niestworzone historie. Dzięki tej książce poznacie rozmaite duszki, potworki, pradawne wierzenia, legendy - lecz miejcie na uwadze, że to tylko fikcja. Autorka wyraźnie pragnęła dzięki tej książce zwrócić uwagę na problemy, które w jej mniemaniu, są palące.

* Moim ukochanym bohaterem jest Słowik... cóż to za wspaniały koń!
* Ach! Ten Morozko! Jak on całuje!!!

7/10


tom II
cykl: Zimowa Trylogia
Wydawnictwo Muza


 π 




czwartek, 4 lipca 2019

#recenzjePi "Papierowe duchy" Julia Heaberlin



"Papierowe duchy" przyciągnęły mnie do siebie głównie ze względu na wątek przewodni - FOTOGRAFIĘ. Sama ten środek wyrazu uważam za prawie że doskonały.
Książka naprawdę mi się podobała. Historia w niej zawarta została ukazana czytelnikowi bardziej obrazowo niż można by było się tego spodziewać. Zdjęcia zamieszczone na kartach "Papierowych duchów" (swoją drogą trafny tytuł) dodają jej smaku, strachu i wiarygodności.
Egzemplarz dostałam od wydawnictwa i trochę mnie wydawnictwo zawiodło, aby nie powiedzieć - rozczarowało i zdenerwowało... Czytałam, że do książki dołączone są prawdziwie, wywołane fotografie bliźniaczek i kartka z notesu - niestety mnie z tego ograbiono - WSTYDŹCIE SIĘ! A to była nagroda – nie egzemplarz recenzencki… nieładnie.


7/10


Wydawnictwo W.A.B.


 π 




wtorek, 2 lipca 2019

#recenzjePi "Tygrysica i Akrobata" Susanna Tamaro



Trudno opisać, jak bliska mi stała się Tygrysica. Cały czas zastanawiam się, czy ta historia przypadkiem nie była o mnie? Czuję się teraz nieco zagubiona, książkę przeczytałam i co dalej? Gdzie mam szukać Tygrysicy? Idąc tropem tej opowieści - pewnie w sobie.
"Tygrysica i Akrobata", to krótka lektura (155 s.), ale gęsta czułością, wzruszeniem, uczuciem. Nie od razu to zrozumiałam. Początkowo odbiłam się od stylu autorki, wydał mi się banalny, miejscami zbyt patetyczny, ale gdy po przeczytaniu paru rozdziałów odłożyłam książkę na półkę i zaczęłam o niej myśleć - zakochałam się.
Nie mówię, że ten sposób opowiadania będzie się każdemu podobał. Pamiętajmy, że jest to baśń, a baśnie rządzą się swoimi prawami. Jest tu sporo oczywistości, które najbardziej czuć w dialogach, ale jeśli dacie tej historii szansę, jeśli po jej zakończeniu znajdziecie chwilę na refleksję - będziecie zadowoleni, a może nawet oczarowani.
To opowieść o kimś, kto nie pasuje do świata, kto ciągle szuka i choć popełnia błędy, to nie przestaje próbować... i zawsze ma nadzieję. Nadzieję na to, że dogoni Słońce, że będzie latać, że odnajdzie szczęście i zrozumie życie. Tytułowa Tygrysica reprezentuje bunt, samotność i ogromną siłę. To "dusza", której nie można zamknąć w klatce, to zwierzę wolne i pragnące iść drogą, którą samo wybierze.
Muszę wspomnieć, że podczas i po przeczytaniu targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony wiedziałam, że tak musiało być, że koniec końców, stało się dobrze, ale z drugiej byłam wściekła. Na co? Na kogo? Na pawiany! One otaczają nas nieustannie, krzykliwe, piskliwe, fałszywe - a bycie tygrysem, to nie tylko rzadkość, ale i powołanie.
Jeszcze raz napiszę, że "Tygrysica i Akrobata" jest historią, którą czyta się szybko, lekko, ale o której się myśli długo i z narastającym poczuciem straty.
Piękna, krótka, czuła lektura. Namawiam rodziców, by wybrali ją dla sowich dzieci i razem z nimi czytali. Książka została podzielona na paru stronicowe rozdziały, więc po każdym można zrobić "burzę mózgów". Nie bójcie się pytań bez odpowiedzi, bójcie się dzieci, które pytań nie zadają.
7/10


OPOWIEŚĆ dla każdego!


seria z żurawiem
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego



 π