Uważam, że wybór tej książki, jako
książki otwierającej Nowy Rok 2020 był naprawdę dobrym wyborem. Nie jest to
pozycja pozbawiona wad, a może nawet więcej – wad ma ona całkiem sporo,
zwłaszcza w aspekcie „moralizatorstwa” autora, ale niepodważalnie lektura ta
dała mi wiele informacji i sprowokowała do tylu też pytań, a co ważniejsze, do
szukania na owe pytania odpowiedzi.
„MILIARDY MILIARDY Rozważania o życiu i
śmierci u schyłki tysiąclecia” Carla Sagana są jego głosem w odniesieniu do
palących, nurtujących świat kwestii. Będziemy mieć tutaj trochę o kosmosie,
trochę o historii ludzkości, trochę o ekologii, trochę o moralności,
paraliżującej wizji śmierci i nauce. To mocno zmieszana substancja, koktajl
esejów, stosunkowo krótkich artykułów, które łączy człowiek i jego miejsce w
świecie.
Nie mogę napisać, że Carl Sagan mnie
zachwycił, bo raczej mnie właśnie nie zachwycił. W wielu, ale to naprawdę wielu
momentach się z nim nie zgadzałam, a już zupełnie nie podobało mi się to, że do
udowodnienia swoich tez naginał i wykorzystywał naukę, która powinna być zawsze
obiektywna… Jednak to jego książka, więc i jego poglądy. Miał prawo pisać to,
co czuł, a czuł zdecydowanie to, co napisał.
Najbardziej podobał mi się właśnie ten
aspekt naukowości. Autor potrafił przedstawić trudne dla większości ludzi zagadnienia w sposób
prosty i przejrzysty. Szczególnie cenię pierwszy segment esejów, CZĘŚĆ I :
Potęga i piękno kwantyfikacji. Składa się na nią sześć tekstów, w tym jeden
tylko mi się może nie nie podobał, ale powiedzmy, że mam do niego pewne „ale”. Nie
lubię, gdy Carl Sagan stwierdzał coś na sto procent, podczas gdy nadal trwają
dyskusje nad daną sprawą. Autor ma tendencję do wyrażania JEGO „prawd
ostatecznych”, lecz tym samym skazuje się na błąd u podstaw – zwyczajnie odrzuca
pewne możliwości nawet ich nie analizując… to chyba niezbyt naukowe podejście? Lecz
tak jak pisałam, ta CZĘŚĆ mi się naprawdę podobała i to tutaj właśnie nabrałam
szacunku do stwierdzenia MILIARDY MILIARDY.
Niestety kolejne części są mocno gorsze,
z tego oto prostego powodu, że więcej w nich autora i jego „moralności”, a
mniej faktów, nauki. Czasami zdarza mu się też krzywdzić jedną grupę ludzi na
rzecz innej tylko i wyłącznie patrząc przez pryzmat wyznania, poglądów
politycznych, kulturowych naleciałości. Denerwowało mnie też u niego to
uświęcanie natury a poniżanie ludzkiego życia – myślę, że wszędzie potrzebna
jest równowaga, a tutaj raczej jej nie odnalazłam.
Ostatnia CZEŚĆ (III) jest silnie zróżnicowana,
choć najprawdziwszy z esejów jest ten ostatni, pisany podczas walki z chorobą. Chorobą,
która w końcu Sagana pokonała. To wzruszające słowa człowieka stojącego u kresu
życia, przyciśniętego do muru. Warto się z tym tekstem zapoznać, bo koniec nie
dotyczy tylko autora – koniec dotyczy nas wszystkich i dlatego należy o nim
czasem myśleć – dla pokory, dla doceniania chwili, dla siebie.
Ogólnie więc książkę polecam. Wiele się
z niej dowiedziałam, poznałam też lepiej samego słynnego Carla Sagana,
astrofizyka, profesora, najlepiej znanego dzięki programowi telewizyjnemu,
który prowadził „Cosmos”. Można powiedzieć, że Sagan był kosmicznym celebrytom
i trochę szkoda, że w tej książce nie skupił się bardziej na odkryciach, na
wyjaśnianiu nam rzeczywistości. „MILIARDY MILIARDY” to taki manifest autora,
który najwyraźniej był mu potrzebny, który pragnął napisać, może bardziej dla
siebie, niż dla nas. To trochę wygląda tak, jakby w niektórych kwestiach chciał
sam siebie przekonać i potwierdzić, że jego życie miało sens. A sens faktycznie
miało, bo Carl Sagan wiele osiągnął, nie tylko dla siebie, ale też i dla, że
się tak wyrażę – ludzkości.
Polecam tę książkę zainteresowanym
ekologizmem, fizyką, matematyką, pozyskiwaniem naturalnej energii, kosmosem,
historią ludzkości, naszymi genami i tym co nas ukształtowało. To interesująca
podróż, acz przeznaczona dla tych, którzy nie przyjmują wszystkie
bezkrytycznie, którzy mają swoje zdanie i potrafią zadawać pytania.
6/10
dobra
Pragnę też zapowiedzieć, że na moim
blogu pojawi się (mam nadzieję) wkrótce recenzja świetnej książki, która również
próbuje nam tłumaczyć świat, ale która nie stara się agresywnie wpajać w nas
swoich ideologii : „Piękno Wszechświata” Braiana Greenea – już wiem, że to
perełka!
Wydawnictwo Zysk i S-ka
No wpasowałaś się po mistrzowsku, bez dwóch zdań!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to :)
UsuńTym razem jednak nie dla mnie lektura, acz owa książka zapewne znajdzie swoich sympatyków. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam również :)
UsuńFajnie jest zacząć rok od ciekawej książki. :)
OdpowiedzUsuńtak :)
UsuńChyba sobie jednak odpuszcze :)
OdpowiedzUsuńjasne ;)
UsuńŚwietna recenzja. Zachęciłaś mnie bardzo mocno do lektury.
OdpowiedzUsuńprzyjemność po mojej stronie ;)
Usuńchyba nie moja bajka:P
OdpowiedzUsuńrozumie sie ;)
Usuńmnie ta pozycja nie pociąga:)
OdpowiedzUsuńoczko ;)
UsuńZdecydowanie nie moja bajka. Ale polemika z autorem, nawet tylko w swojej glowie, moze byc dobrym cwiczeniem na szare komórki
OdpowiedzUsuńheh dokładnie ;)
UsuńTa lektura zbytnio mnie nie zaciekawiła, więc nie skuszę się przeczytać :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Oczywiście :)
UsuńTwoja recenzja brzmi interesująco, ale chyba jednak nie sięgnę po tę książkę. Niestety nie moja bajka
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com
Dziękuję i rozumiem :)
Usuń