Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 grudnia 2019

#recenzjePi "WIGILIA pełna duchów" wielu autorów


Cieszę się, że na koniec roku mam dla was taką perełkę! Książkę, o której niemalże marzyłam i proszę bardzo – Wydawnictwo Zysk i S-ka, ponieważ widać ma dar czytania w myślach (co, jak dobrze to przemyśleć jest troszkę niepokojące), wypuściło we świat, a dokładnie w Polskę „WIGILĘ pełną duchów”, czyli zbiór klasycznych, angielskich opowiadań o zjawiskach… paranormalnych, że się tak wyrażę. I tak! Jestem zachwycona, kocham takie klimaty od dziecka! Dobrze czytacie – od dziecka! Zawsze uwielbiałam nie tylko czytać, oglądać, słuchać opowieści o duchach, ale i wprost pasjonowałam się ich tworzeniem i (jak mniemam) straszeniem przyjaciół. I to od naprawdę małego dziecka… Więc chyba już nie muszę bardziej wam udowadniać mojej radochy płynącej z tejże lektury. Zatem przejdźmy do poszczególnych wzruszeń, z każdej jednej opowieści, po kolei, bez pomijania, bo każda była fantastyczna.


„Dom pod Włoski Orzechem” Mrs. J.H. Riddell, to pierwsze opowiadanie w tym zbiorze i zaraz, wprost od pierwszych zdań, a nawet słów, oczarowało mnie klimatem. Lecz kto nie lubi opowieści o nawiedzonych domach? No kto?! Tutaj mamy ducha strasznego, ducha, który chyba najbardziej potrafi wpłynąć na naszą wyobraźnię – bo jest to dych dziecka. Tak! Małego chłopczyka błąkającego się po wielkiej, opuszczonej posiadłości, a nowy właściciel musi sobie jakoś z nim poradzić – nie ma rady. Przede wszystkim historia ta urzekła mnie klimatem i świetnym stylem, ale i faktem, iż pod przykrywką zjawiska nadprzyrodzonego przekazano nam, czytelnikom ważną opowieść, smutną opowieść – opowieść o okrucieństwie i krzywdzie. Warto.
„Duch panny młodej” Andrew Haggard, jest opowieścią ciekawą, ujętą jakby za nogi, na odwrót, a już przecież sam tytuł zdaje się wystarczająco intrygujący, by połknąć tekst jednym haustem. Jest to też historia, która mnie wzruszyła, może nie do łez, tylko tak subtelniej, delikatniej, ponieważ mówi o miłości, która przekracza wszelkie granice. Z jednej strony mnie zasmuciła i wzruszyła, a z drugiej wlała w me serce radość i nadzieję. To ładne opowiadanie, które na pewno zostanie z wami na dłużej.
„Modlitwa Sir Hugona” G.B. Burkin, to jeden z moich ulubionych tekstów zamieszonych w „WIGILII pełnej duchów”, choć chyba zarazem najkrótszy i wcale nie najlepszy od strony literackiej – lecz zdecydowanie najbardziej uroczy w całym zbiorze. Z marszu poznajemy tu dwa, stare duchy zamku, pewnej posiadłości i są to duchy wielce rozgadane, trochę zgorzkniałe, ale zdecydowanie posiadające poczucie humoru i wielkie serca (pomimo iż nie wiem, czy duchy serca wciąż mają – ale te miały, przynajmniej te duchowe serca). Zachęcam byście je poznali, przynajmniej na kartach tej książki, bo rozumiem, że możecie się bać spotkać ducha naprawdę.
„Opowieść starej piastunki” Elizabeth Gaskell jest chyba jednym z najbardziej dopracowanych opowiadań, z wyśmienicie oddanym klimatem grozy i klątwy, jaką żywy ściągnął na siebie poprzez złe uczynki, grzechy, okrutne zachowanie wobec swych bliźnich, a nawet bliżej – wobec swych bliskich. Historię tę poznajemy z opowieści (jak sam tytuł wskazuje) starej piastunki, kogoś, kogo dzisiaj nazwalibyśmy nianią. Ta kobieta miała za zadanie opiekować się dzieckiem, dziewczynką, która została sierotą i obie musiały wyruszyć do jej krewnych. Ponownie znajdujemy się w angielskim dworze, gdzie jedno skrzydło jest na stałe zamknięte, niedostępne dla nikogo a tajemniczy duch dziecka zwodzi małą podopieczną i wystawia na śmiertelne zagrożenie. Lecz dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w przeszłości, przeszłości strasznej i haniebnej.


„Duch lalki” F. Marion Crawford i przy tym opowiadaniu muszę napisać, że jedna z zawartych w nim scen jest dosłownie przerażająca, chyba najstraszniejsza ze wszystkich, jakie ta książka posiada. Nie piszę, że to jest strach, który nie pozwoli wam zasnąć, bo te historie są w starym, dobrym stylu, który nie przeraża tak, jak to teraz przerażać potrafią nawet kiepskie horrory, ale budzi niepokój i zmusza do refleksji (a ja o wiele, wiele bardziej cenię takie właśnie pisanie i takie właśnie opowieści). „Duch lalki” wpływa na wyobraźnię czytelnika, mocno zarysowuje się w pamięci i bardzo łatwo sobie wyobrazić opisywane zdarzenia. Jest to też opowieść nieoczywista, gdzie zło wcale nie płynie z zaświatów, a dobro można znaleźć tam, gdzie człowiek najpierw zobaczył strach i trwogę.
„Wrzeszcząca czaszka” F. Marion Crawford no i moi kochani, jakoś tak mi się wydaje, że jest to moje ulubione opowiadanie z tej książki. Jest jeszcze jedno, które walczy o pierwsze miejsce, ale „Wrzeszcząca czaszka” zdecydowanie mnie ujęła. I to nic, że jest nieco absurdalnie, że czasem nawet śmiesznie, że kompletnie nieprawdopodobnie – to nic, bo to jest diabelnie dobre! („diabelnie”, to myślę dość udane słowo) Podoba mi się w nim oczywiście klimat, bohaterowie, akcja, fabuła i rzecz jasna sama czaszka, która… no cóż… lubi sobie powrzeszczeć. Lecz najlepszym ze wszystkiego jest zakończenie. I zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepsze opowiadanie, że nie jest najlepiej napisane i co ważniejsze, że sama historia jest tutaj mocno naciągana, lecz mimo to, a może ze względu na to, podobało mi się. Ach i płynie z niego pewna nauka, że może czasem lepiej miej mówić, gdyż konsekwencji naszych słów nie znamy, a one mogą być mocno wstrząsające.


„Górna koja” F. Marion Crawford, jest trzecim i ostatnim opowiadaniem tej autorki, autorki, która niewątpliwie potrafi budować napięcie. Lubię bardzo, gdy akcja dzieje się na statku, a tutaj tak właśnie się stało. Ponownie mamy odpowiednią atmosferę (choć nieco wilgotną i zatęchłą, ale przecież w opowieści o duchach to atmosfera doskonała i nader pożądana). Mamy też koję, z naciskiem na g ó r n ą. Ciekawa jest też niemożność zwalczenia klątwy, ducha, zjawy, nieboszczyka. To tak „walka z wiatrakami” i mocno namawiam do stoczenia jej wraz z bohaterem tej krótkiej historii.
„Kapitan „Gwiazdy Polarnej”” Arthur Conan Doyle i tak, to ten Doyle, od wspaniałego Sherlocka i to to opowiadanie, które idzie łeb w łeb z „Wrzeszczącą czaszką, choć uczciwie przyznam, że jest lepsze od niej i pod względem historii i pod względem stylu. To znakomite opowiadanie w formie dziennika pokładowego, który prowadził pewien młody lekarz na statku wielorybniczym. Mamy tutaj niezwykle mroźną, ponurą i dramatyczną opowieść, z której wyłania się szaleństwo, ale i ogromna tęsknota za czyś, co zostało dawno stracone, co odeszło, umarło i już wracać nie powinno… a jednak… Wyśmienite pióro, którego nie trzeba przedstawiać, zniewalająca historia, groźne morze i zjawa, która niesie smutek i żal. Jest też oczywiście kapitan, człowiek tajemniczy, nieobliczalny, silny i zarazem słaby, szalenie inteligentny i szalenie… szalony. Tak, ten tekst jest świetny! Świetny!
„Później” Edith Wharton ma w sobie coś dziwnego, ma w sobie (oczywiście) ducha, jednak niejednoznacznego i dla każdego – innego. To opowieść o zemście… choć nie wiem czy zemście, czy raczej karze, lub sprawiedliwości. Nazwijcie to jak chcecie, ale jakkolwiek tego nie nazwiecie, to przyjdzie… nie teraz… ale przyjdzie… później.


„Jesion” M.R. James - mogło byś świetne, ale było tylko dobrze, bo końcówką autor nieco przeszarżował, a i pewien rodzaj usprawiedliwienia popłyną dla procesów czarownic. Bez dwóch zdań, to zostało napisane fantastycznie, sprawnie, z polotem, tylko ta końcówka… cóż, byłaby idealna, gdyby nie pewien ludzki element… zwyczajnie tego było już za dużo i opowiadanie straciło wiarygodność (o ile można w przypadku takich opowiadań w ogóle mówić o wiarygodności). Lecz straszne jest, to na pewno, ma w sobie grozę, tylko że groza bardziej płynie od żyjących niż umarłych (moim zdaniem).
„Duch skarbca” Emily Arnold, to kolejne opowiadanie, które zaliczam do tych najbardziej udanych. Wyjątkowo przypadło mi do gustu, może nie od początku, ale w miarę czytania uznałam, że jest mocne i co ważniejsze, bardziej niż na strachu bazuje na nadziei. Jego główna bohaterka, osoba wyjątkowo podatna na doznania „paranormalne” zmuszona jest „współpracować” z pewnym duchem, duchem, który za życia miał wiele za uszami, ale i niemiło skończył, lecz teraz może się odwdzięczyć… naprawdę może się odwdzięczyć stokrotnie.
„Nekromanta – duch a czarna magia” Isabella F. Romer jest ostatnim opowiadaniem z tego zbioru i również bardzo „miło” przy nim spędziłam czas. Nie będziecie się tutaj niczego bać, ale doświadczycie zawodu, który nie będzie zawodem z opisanej historii, tylko zawodem płynącym z rozczarowania drugim człowiekiem – moim zdaniem najgorszy zawód z możliwych. Mamy tutaj chciwość, kłamstwa, duże pieniądze i mord, okrutny, bardzo okrutny.


Tak oto prezentuje się „WIGILIA pełna duchów”. Uważam, że jest to wyjątkowo udana prezentacja. Na koniec zauważę, ze sporą satysfakcją i nawet dumą, że większość z tych opowieści napisały kobiety. Cieszy mnie ta przewaga, zwłaszcza, że i ja uwielbiam takie klimaty (o czym już przecież pisałam). Brawo Wydawnictwo Zysk i S-ka! Jestem wdzięczna za tę książkę. Ozłociliście mi czas.  

9/10


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



20 komentarzy:

  1. Zamówiłam sobie u Zysku tę książkę, tylko niestety jeszcze do mnie nie dotarła. Poza tematyką, przykuwa moją uwagę przepiękna okładka - to wydanie jest naprawdę dopracowane w każdym szczególe. A motyw przewodni skojarzył mi się z Dickensowską "Opowieścią wigilijną" - trochę mroku, trochę ciepła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie zrobiłaś, bo to genialny zbiór. Będziesz zachwycona, zwłaszcza jeśli lubisz takie klimaty.

      Usuń
  2. Intrygująca pozycja, która powinna podbić również moje serce, zwłaszcza że sama też lubię opowieści o duchach. Co do zdjęć, wszystkie tradycyjnie cieszą oczy, acz I miejsce przyznaję ostatniej fotce z klimatyczną zimą w tle - a to przez moją słabość do takich ośnieżonych krajobrazów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło! Tak, taki zimowy klimacik dodaje dreszczyku :)

      Usuń
  3. A ja już kończę na ten rok świąteczne czytadełka. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To teraz muszę przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wrzeszcząca czaszka mnie zaintrygowała...a poważnie, to niezły klimacik:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też uwielbiam takie klimaty. Muszę mieć ten zbiór.

    OdpowiedzUsuń
  7. zdecydowanie nie moje klimaty:)

    OdpowiedzUsuń
  8. A u Ciebie dalej świąteczne klimaty :) Książka wydaje się naprawdę wartościowa, a czas spędzony u jej boku czasem niezmarnowanym. Pięknie to wszystko opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  9. ooo fajnie to brzmi klimatycznie:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi jak coś dla mnie - niekonwencjonalna wigilia to jest to, co tygryski lubią najbardziej :D

    OdpowiedzUsuń