Może to wyda się dziwne, ale „W domu
robaka” jest moim pierwszym spotkaniem ze słynnym Georgem R.R. Martinem… i jest
całkiem udane. Ta krótka książka, właściwie jest to dłuższe opowiadanie (107s.),
ma w sobie – jak to się mówi? - to coś. COŚ, co wkręca czytelnika, wciąga w
mrok i niesie przesłanie. Z wyjątkiem dość (moim zdaniem) niecelnej diagnozy,
która miała być wnikliwa, a jest sporym uogólnieniem kwestii religii, jest to
naprawdę bardzo dobry kawał tekstu.
Autor ma wyróżniający się styl, który
nie pozwala na bycie obojętnym, nawet jeśli historia nie jest oszałamiająco
spektakularną wizją, wielkim wydarzeniem, epicką plejadą charakterów –
czytelnik ją czuje. „W domu robaka” niemal dotyka się ciemności, a na pewno się
w tę ciemność wchodzi, by w sposób niespodziewany, dzięki pomocy, która płynie
z zaskakujących „rąk” – ujrzeć światło.
Martin starał się nam powiedzieć, że
głównym problemem świata jesteśmy my, a może ściślej kłamstwa, które sami
tworzymy i w nie ślepo wierzymy (słowo „ślepo” jest tutaj słowem kluczem, bo
otwiera drzwi do zrozumienia ów opowieści).
Bardzo lubię krótkie formy, bo jeśli
krótka forma jest dobra, to znaczy, że jest świetna (i dokładnie tak to zdanie
miało wyglądać, nie popełniłam tu żadnego błędu). W opowiadaniu autor jest
zmuszony podać nam „mięso”, nie może się rozwlekać nad niepotrzebnymi sprawami,
nad zbędnymi opisami, nad uniesieniami, które targają bohaterami, ale które w
gruncie rzeczy nie wnoszą wiele do samej opowieści.
Martin przeniósł czytelnika do zgniłego,
mrocznego świata, w którym prawda nie ma szans na zwycięstwo, a kłamstwo
zdołało już niemalże zgasić słońce. Poznajemy różne stwory, krążymy wśród
obrzydliwych robaków, boimy się ciemności, które spowijają tajemnicze,
podziemne tunele, czujemy smród zgnilizny i walczymy… na początku o życie, o
nic więcej, tylko o życie, potem walczymy o światło, choć nikły jego promień,
by na końcu stoczyć walkę z samym sobą, ze swoimi lękami, ze swoją wizją
świata, która niekoniecznie jest prawdziwa… a jak wiemy, najtrudniejsze bywa
przyznanie się do błędu.
Co jeszcze? Może to, że książka została
bardzo ładnie wydana. Jest w twardej oprawie, z wielkim, krwiożerczym robakiem
gotowym pozbawić nas życia i klimatycznymi, zimnymi ilustracjami Johna Picacio.
6/10 naprawdę dobra chwila z
opowieścią w stylu dark fantasy…
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Ten robak na okładce trochę mnie przeraża, acz wydanie ogólnie atrakcyjne. Być może też dam kiedyś szansę owej pozycji, bo jest w niej coś intrygującego. :)
OdpowiedzUsuńTo dobra opowieść - myślę, że może ci się spodobać :)
UsuńKrótka forma przydaje sie choćby do czytania w podróży :-)
OdpowiedzUsuńA tak :) zgoda całkowita :)
UsuńA ja wczoraj wzięłam się za Becketta☺
OdpowiedzUsuńŚwietnie :)
UsuńCoś takiego, ja tego nie czytałam!
OdpowiedzUsuń:) to już masz plan :)
UsuńDzis odebralam swoj egzemplarz
OdpowiedzUsuń:) fajno :)
UsuńKsiążka raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. wy-stardoll.blogspot.com
rozumiem :)
UsuńLubię od czasu do czasu zajrzeć do krótszej formy, więc może się skuszę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńPolecam, jest dobra :)
UsuńJa typowo autora znam tylko Pieśń Lodu i Ognia, ale z jednym się zgodzę - Martin ma to COŚ.
OdpowiedzUsuńowszem, owszem :)
Usuńnie znam jeszcze:P
OdpowiedzUsuńa więc może ?
UsuńKrótko firma zawsze niesie w sobie duże przesłanie.
OdpowiedzUsuńA jak było w tym wypadku?
Było dobrze :) kwestia religii mocno spłycona i uogólniona, ale człowiecze demony świetnie pokazane.
UsuńPierwsze spotkanie z twórczością tego autora jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuń:) więc polecam "W domu robaka", bo krótkie i poznasz, czy dla Ciebie :)
UsuńTego nie czytałam, ale czytałam słynną serialową Grę o tron. Lepsze niż serial. Może i się skuszę bo autor pisze dobrze.
OdpowiedzUsuńPolecam :)
Usuń