Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 listopada 2019

#recenzjePi "W domu robaka" George R.R. Martin


Może to wyda się dziwne, ale „W domu robaka” jest moim pierwszym spotkaniem ze słynnym Georgem R.R. Martinem… i jest całkiem udane. Ta krótka książka, właściwie jest to dłuższe opowiadanie (107s.), ma w sobie – jak to się mówi? - to coś. COŚ, co wkręca czytelnika, wciąga w mrok i niesie przesłanie. Z wyjątkiem dość (moim zdaniem) niecelnej diagnozy, która miała być wnikliwa, a jest sporym uogólnieniem kwestii religii, jest to naprawdę bardzo dobry kawał tekstu.   
Autor ma wyróżniający się styl, który nie pozwala na bycie obojętnym, nawet jeśli historia nie jest oszałamiająco spektakularną wizją, wielkim wydarzeniem, epicką plejadą charakterów – czytelnik ją czuje. „W domu robaka” niemal dotyka się ciemności, a na pewno się w tę ciemność wchodzi, by w sposób niespodziewany, dzięki pomocy, która płynie z zaskakujących „rąk” – ujrzeć światło.
Martin starał się nam powiedzieć, że głównym problemem świata jesteśmy my, a może ściślej kłamstwa, które sami tworzymy i w nie ślepo wierzymy (słowo „ślepo” jest tutaj słowem kluczem, bo otwiera drzwi do zrozumienia ów opowieści).


Bardzo lubię krótkie formy, bo jeśli krótka forma jest dobra, to znaczy, że jest świetna (i dokładnie tak to zdanie miało wyglądać, nie popełniłam tu żadnego błędu). W opowiadaniu autor jest zmuszony podać nam „mięso”, nie może się rozwlekać nad niepotrzebnymi sprawami, nad zbędnymi opisami, nad uniesieniami, które targają bohaterami, ale które w gruncie rzeczy nie wnoszą wiele do samej opowieści.
Martin przeniósł czytelnika do zgniłego, mrocznego świata, w którym prawda nie ma szans na zwycięstwo, a kłamstwo zdołało już niemalże zgasić słońce. Poznajemy różne stwory, krążymy wśród obrzydliwych robaków, boimy się ciemności, które spowijają tajemnicze, podziemne tunele, czujemy smród zgnilizny i walczymy… na początku o życie, o nic więcej, tylko o życie, potem walczymy o światło, choć nikły jego promień, by na końcu stoczyć walkę z samym sobą, ze swoimi lękami, ze swoją wizją świata, która niekoniecznie jest prawdziwa… a jak wiemy, najtrudniejsze bywa przyznanie się do błędu.


Co jeszcze? Może to, że książka została bardzo ładnie wydana. Jest w twardej oprawie, z wielkim, krwiożerczym robakiem gotowym pozbawić nas życia i klimatycznymi, zimnymi ilustracjami Johna Picacio.


6/10 naprawdę dobra chwila z opowieścią w stylu dark fantasy…


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



24 komentarze:

  1. Ten robak na okładce trochę mnie przeraża, acz wydanie ogólnie atrakcyjne. Być może też dam kiedyś szansę owej pozycji, bo jest w niej coś intrygującego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobra opowieść - myślę, że może ci się spodobać :)

      Usuń
  2. Krótka forma przydaje sie choćby do czytania w podróży :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja wczoraj wzięłam się za Becketta☺

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś takiego, ja tego nie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzis odebralam swoj egzemplarz

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka raczej nie dla mnie.
    Pozdrawiam. wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię od czasu do czasu zajrzeć do krótszej formy, więc może się skuszę na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja typowo autora znam tylko Pieśń Lodu i Ognia, ale z jednym się zgodzę - Martin ma to COŚ.

    OdpowiedzUsuń
  9. Krótko firma zawsze niesie w sobie duże przesłanie.
    A jak było w tym wypadku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było dobrze :) kwestia religii mocno spłycona i uogólniona, ale człowiecze demony świetnie pokazane.

      Usuń
  10. Pierwsze spotkanie z twórczością tego autora jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) więc polecam "W domu robaka", bo krótkie i poznasz, czy dla Ciebie :)

      Usuń
  11. Tego nie czytałam, ale czytałam słynną serialową Grę o tron. Lepsze niż serial. Może i się skuszę bo autor pisze dobrze.

    OdpowiedzUsuń