Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 lutego 2020

#recenzjePi "Bezpiecznej jazdy, matko" Carl Abrahamsson


Zacznę od początku, pierwszego wrażenia, pierwszego na książkę spojrzenia. Zatem OKŁADKA, gdy tylko ją zobaczyłam wiedziałam, że wcześniej czy później po tę pozycję sięgnę. Genialna kolorystyka, która wywołuje złudzenie optyczne (połączenie czerwieni z jasnoniebieskim sprawia, że litery iskrzą w oczach – i słowo „iskrzą” jest tu bardzo na miejscu, ponieważ główna bohaterka MATKA w młodości nazywana była Iskierką). Jeśli chodzi zaś o samą grafikę, no cóż, ten XIX-wieczny rower jest genialny! Mamy tutaj doskonały przykład na to, że „mniej znaczy więcej”. Jest to również wspaniała metafora, wieloznaczna metafora obrazująca to, co znajdujemy w środku książki. Matka i syn, koło małe, koło duże, przyczyna i skutek, połączeni na zawsze, tajemniczy projekt, nadawanie na jednej fali, telepatia, dwa punkty oddalone od siebie, a sobie bliskie i potrzebne. Ów rower pojawia się w tej historii i fizycznie, będąc przedmiotem, rowerem, jak i w przenośni, o której napisałam. I wreszcie przechodzimy do samego tytułu, który bez wątpienia wzbudza zainteresowanie, wpada w oko nie tylko dlatego, że świetny grafik zabawił się iluzją, ale i dlatego, że „Bezpiecznej jazdy, matko” zarówno kusi, jak i niepokoi. Po raz kolejny napisać muszę o metaforach, bo i w przypadku tytułu bez metafor obejść się nie mogło. Dlaczego? Bo słowo „jazda” jest dwuznaczne.. „Mieć jazdę” możemy rozumieć na wiele sposobów i każdy z tych sposobów pasuje do treści książki. „Jazda” może być oczywista, jedziemy samochodem, bezpiecznej jazdy życzymy sobie wybierając się w podróż, a tutaj przecież podróż jest kręgosłupem owej historii. „Mieć jazdę” można po alkoholu i narkotykach, co jeszcze lepiej współgra z treścią. Można też „mieć jazdę” psychiczną, może nam zwyczajnie odwalać i tu również widzę bezpośrednie powiązanie z opowieścią Carla Abrahamssona. A gdy do tego dodamy jeszcze słowo tak pojemne i pełne treści jak – „matko”, to dostajemy mieszankę nie tyle nawet wybuchową, co ekscytującą i prawdziwie tajemniczą. Mogłabym tak jeszcze długo, ale przejdźmy do tejże treści, bo przecież o to tutaj się rozchodzi.


Carl Abrahamsson uraczył nas dziwnością, wymieszał ze sobą tyle gatunków, że trudno powiedzieć, czym jest ta historia. Mamy trochę thrillera, trochę kryminału, jest też wysuwająca się na pierwszy plan filozofia wschodu, buddyzm z mieszanką hinduizmu, duchowość, jest sekciarstwo posunięte do granic i te granice, zarówno czysto geograficzne jak i psychiczne, ludzkie – przekraczające. Znajdujemy również elementy fantastyczne, magiczne i to nasuwa mi zawsze na myśl realizm magiczny, tyle że w tym konkretnym przypadku nic nie jest realne. Cóż, to rzeczywiście, jak widzicie, dość kolorowe połączenie, po którym właściwie nie wiadomo czego się spodziewać, bo też i ta opowieść taka jest – dla każdego inna, niespodziewanie dziwna i niespodziewanie odjechana. Często łapałam się na tym, że chciałam sprawdzić, na której jestem stronie, ale tutaj strony są nieponumerowanie (mam nadzieję, że to nie tylko mój egzemplarz tak ma) i słuchajcie, to było genialne zagranie (liczę, że celowe, ale jeśli nawet nie, to u mnie się sprawdziło). Doznawała w takich sytuacjach uczucia dezorientacji, jakbym się zgubiła, jakbym była na haju w Himalajach, razem z bohaterami.


Cóż, może nie jest to wybitna książka, ale jest dziwna, a to już wiele. Podobne refleksje towarzyszyły mi przy czytaniu „LANNYego” Max’a Portera. W przypadku „Bezpiecznej jazdy, matko”, jak i w przypadku „LANNYego” choć nie wszystko mi się podobało, to cieszę się, że w tę podróż wyruszyłam. Czy była bezpieczna? No nie wiem… możliwe, że to cyniczne życzenie, nie do zrealizowania, bo czy jakakolwiek podróż może być w pełni bezpieczna? Czy jakakolwiek podróż jest bezpieczna? Z każdej życiowej „jazdy” wychodzimy przynajmniej lekko poturbowani, taki życia urok, taka życia cena. Oczywiście, możemy sobie tego życzyć, ale co to zmienia? Carl Abrahamsson czasem „odlatywał” a jego dialogi wydawały się nazbyt patetyczne, ale co z tego, skoro one takie miały być? Był w zdaniach zbyt filozoficzny, często forma przerastała treść, ale co z tego, skoro to takie miało być? Nie mogę zarzucić mu banalności, bo mam wrażenie, że tam, gdzie wkradała się banalność, wkraść się miała. To zostało napisane szczerze, i za tę szczerość podziwiam autora. Odważył się otworzyć przed czytelnikami, ewidentnie wplótł w treść swoje doświadczenia, bezceremonialnie walił po oczach odniesieniami do swojej pracy i swoich pasji – i co z tego? To przecież zaleta, ta szczerość i otwartość, to wystawienie się na krytykę.

„Dobre pióro zawsze znajduje swojego prawowitego właściciela.”

Choć świat przedstawiony w tej książce jest mi moralnie daleki, to był mi bardzo potrzebny. Zadziałał na mnie odkażająco i relaksująco – to książka na haju i tego się trzymajmy. A relacja matki z synem? Dziwna, jak wszystko tutaj, dziwne i pełne konsekwencji. „Bezpiecznej jazdy, matko” zadaje pytania. Jedno z tych pytań jest wyjątkowo ważne: Czy jesteśmy wolni? Czy nasze życie zależy od nas, czy raczej od wszystkich, tylko nie od nas? Odpowiedź może nas przygnębić, ale może też przynieść ulgę.

7/10
 bardzo dobra i bardzo dziwna
oczekujcie jazdy
niezłej jazdy
niekoniecznie bezpiecznej


seria wielkie arkana
Wydawnictwo IX 


 π 




42 komentarze:

  1. Brzmi ciekawie :) Jak nadrobię zaległości czytelnicze, chętnie po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam Twój opis z ogromnym zainteresowaniem. Faktycznie okładka ma w sobie coś. Cała treść jak najbardziej brzmi intrygująco ( dodałam pozycje do must read bo tak mnie skusiłaś,że po prostu musze gdzieś ja dorwać.)

    Co do angielskiego tytułu myślę,ze tez jest bardzo dobrze dobrany trip poza wyprawa , wycieczką w sensie idiomu oznacza jazdę, która ma się po używkach zatem też cyba całkiem tafna gra słów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *trafna :-) Cieplutko pozdrawiam

      Usuń
    2. cieszę się ;) i dzięki za "trip" :D faktycznie

      Usuń
    3. faktycznie, mój błąd, cóż - rzadko używam "trip" w tym sensie... tzn. nie używałam wcale :D

      Usuń
  3. Ciekawa recenzja. Pewnie się skuszę. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, ile różnych gatunków. Ta Książka to prawdziwe wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam galimatias w głowie, to o czym jest ta książka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba przeczytać, bo określić trudno - jak widać :D

      Usuń
  6. Ostatnio polubiłam dziwne książki, ta mnie zaintrygowała i chciałabym dać jej szansę. Jestem ciekawa czy mi się spodoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię książki, w której pojawiają się jakieś symbole, które okazują się zagadką :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne określenie, "książka na haju". Lubię oryginalne treści, choć co do tej nie jestem jeszcze do końca pewna. Czas pokaże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah no chyba najlepsze z możliwych na określenie taj pozycji :D

      Usuń
  9. Choć autor miał w sumie dobry pomysł z tą dziwnością, w ogólnym rozrachunku to raczej nie mój klimat, więc odpuszczę sobie ów tytuł. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie jestem do końca przekonana, że to książka w moim guście, ale z ciekawości chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Książka mnie sobą bardzo zaciekawiła, więc może skuszę się przeczytać :)
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Zaintrygowała mnie na tyle, że poszukam tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. hm z jednej strony brzmi ciekawie, ale z drugiej rzadko sięgam po pozycje z tego typu tematyk:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem kiedy znajdę czas, ale zapisuję sobie tytuł. Dziwne jest dobre. Lubię dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo, ale to bardzo jestem ciekawa Twej opinii

      Usuń
  15. Uwielbiam to co dziwne. Biore w ciemno

    OdpowiedzUsuń