Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 sierpnia 2019

#recenzjePi "Labirynt fauna" Cornelia Funke, Guillermo del Toro


Oczy błyszczały mi od zachwytu, gdy złapałam w ręce „Labirynt Fauna”… jednak zachwyt mijał wraz z czytaniem. I nie chodzi tu o język, który jest piękny, prawdziwie baśniowy a ilustracje olśniewają czytelnika drobiazgowością, klimatem i kapiącą z nich magią, ale i niepokojem. Tak jak nie mogę się przyczepić do sposobu w jaki ta książka została wydana, do obrazów oraz do baśniowych elementów – tak wprost znieść nie mogę warstwy historycznej, która zdaje się wręcz krzyczeć swoją jednostronnością i krótkowzrocznością.
Historię przedstawiono tu w sposób czarno-biały, gdzie zły był Franco i jego ludzie, a dobrzy, niemalże aniołowie w aureolach – partyzanci… tylko, że tak nie do końca było, a akurat ta wojna, nie była czarno-biała tylko czarno-czerwona. Namawiam wszystkich do poczytania więcej o owej wojnie domowej w Hiszpanii, i w ogóle namawiam do poznawania historii nie tylko z filmów, lub książek rzekomo na niej bazujących. Trud poszukiwań zapewne wynagrodzi wam satysfakcja z własnego zdania. Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam Franca za świętego, ale mordy, których dopuszczali się „święci” partyzanci, były przynajmniej równie okrutne i równie pozbawione logiki – chyba, że logiką nazwiemy działanie z przyczyn ideologicznych. (zresztą nie chodzi tu tylko o kwestię obrazowania samego konfliktu i tych dwóch, zwalczających się stron... jest jeszcze parę innych "dziwności") 


Oczywiście, gdybym nie zdawała sobie z tego sprawy, gdybym nie zwracała na to uwagi i treść uznała za zwykłą baśń, moja ocena musiałaby być bardzo wysoka, ponieważ, jak już wspomniałam, napisano to pięknie. Ja jednak do historii przywiązuję sporą wagę i to mi nie tylko przeszkadzało, ale wręcz mnie bolało.
Sądzę, że moja opinia może was nawet bardziej zachęcić do przeczytania tej książki, niż gdybym tutaj dała same „ochy i achy”. Nie odbieram tej książce uroku, który niewątpliwie posiada, ale ganię ją za propagandę, której się dopuszcza zwłaszcza, że przecież odbiorcami mają być dzieci.
Nie będę wystawiać tutaj oceny w skali od 1 do 10, bo za wykonanie, ilustracje, język zasługuje ona na bardzo, naprawdę bardzo wysoką notę i pewnie będzie się wielu nie tylko podobała, ale będą nią zachwyceni. Jednak za warstwę historyczną… cóż…




* Baśniowy aspekt jest rewelacyjny i jeśli zapomnimy (co jest trudne) o historii, to możemy się zakochać, zwłaszcza w bohaterach, którzy ujmują za serce i prowadzą nas przez ten zimny, straszny świat. 


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



14 komentarzy:

  1. Szkoda, że historia została potraktowana po macoszemu. Nie czytałam jeszcze tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... tak propaganda i pisanie historii pod siebie.

      Usuń
  2. Już u kogoś przyznałam się, że nie czytałam, ale muszę...
    Często tak bywa z lekturami i filmami, że warstwę historyczną musimy poznać sami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wstyd przyznać, ale nie wiedziałam, że jest książka, tylko o filmie wiedziałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wstyd :) i książka została napisana na podstawie filmu, nie odwrotnie. :) buziaki

      Usuń
  4. Abstrahując od wybielania historii, słyszałam już nie raz, że pana del Toro lepiej się ogląda niż czyta. Dlatego nie mam w planach książki, za to film, którego nigdy nie zdarzyło mi się oglądnąć, niedługo nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja nie mam dobrego zdania ani o książce, ani o filmie - z tych samych przyczyn - historia i pisanie jej od nowa, pod siebie i tak jak wygodnie.

      Usuń
  5. Nie czytałam :P
    „Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK

    OdpowiedzUsuń