Oczy błyszczały mi od zachwytu, gdy
złapałam w ręce „Labirynt Fauna”… jednak zachwyt mijał wraz z czytaniem. I nie
chodzi tu o język, który jest piękny, prawdziwie baśniowy a ilustracje
olśniewają czytelnika drobiazgowością, klimatem i kapiącą z nich magią, ale i
niepokojem. Tak jak nie mogę się przyczepić do sposobu w jaki ta książka została
wydana, do obrazów oraz do baśniowych elementów – tak wprost znieść nie mogę
warstwy historycznej, która zdaje się wręcz krzyczeć swoją jednostronnością i
krótkowzrocznością.
Historię przedstawiono tu w sposób
czarno-biały, gdzie zły był Franco i jego ludzie, a dobrzy, niemalże aniołowie
w aureolach – partyzanci… tylko, że tak nie do końca było, a akurat ta wojna,
nie była czarno-biała tylko czarno-czerwona. Namawiam wszystkich do poczytania
więcej o owej wojnie domowej w Hiszpanii, i w ogóle namawiam do poznawania
historii nie tylko z filmów, lub książek rzekomo na niej bazujących. Trud
poszukiwań zapewne wynagrodzi wam satysfakcja z własnego zdania. Nie zrozumcie
mnie źle, nie uważam Franca za świętego, ale mordy, których dopuszczali się „święci”
partyzanci, były przynajmniej równie okrutne i równie pozbawione logiki –
chyba, że logiką nazwiemy działanie z przyczyn ideologicznych. (zresztą nie chodzi tu tylko o kwestię obrazowania samego konfliktu i tych dwóch, zwalczających się stron... jest jeszcze parę innych "dziwności")
Oczywiście, gdybym nie zdawała sobie z
tego sprawy, gdybym nie zwracała na to uwagi i treść uznała za zwykłą baśń,
moja ocena musiałaby być bardzo wysoka, ponieważ, jak już wspomniałam,
napisano to pięknie. Ja jednak do historii przywiązuję sporą wagę i to mi nie
tylko przeszkadzało, ale wręcz mnie bolało.
Sądzę, że moja opinia może was nawet
bardziej zachęcić do przeczytania tej książki, niż gdybym tutaj dała same „ochy
i achy”. Nie odbieram tej książce uroku, który niewątpliwie posiada, ale ganię
ją za propagandę, której się dopuszcza zwłaszcza, że przecież odbiorcami mają
być dzieci.
Nie będę wystawiać tutaj oceny w skali
od 1 do 10, bo za wykonanie, ilustracje, język zasługuje ona na bardzo,
naprawdę bardzo wysoką notę i pewnie będzie się wielu nie tylko podobała, ale
będą nią zachwyceni. Jednak za warstwę historyczną… cóż…
* Baśniowy aspekt jest rewelacyjny i jeśli
zapomnimy (co jest trudne) o historii, to możemy się zakochać, zwłaszcza w
bohaterach, którzy ujmują za serce i prowadzą nas przez ten zimny, straszny
świat.
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Szkoda, że historia została potraktowana po macoszemu. Nie czytałam jeszcze tej książki.
OdpowiedzUsuńNo niestety... tak propaganda i pisanie historii pod siebie.
UsuńJuż u kogoś przyznałam się, że nie czytałam, ale muszę...
OdpowiedzUsuńCzęsto tak bywa z lekturami i filmami, że warstwę historyczną musimy poznać sami.
Dokładnie!
UsuńOglądałam tylko film
OdpowiedzUsuńKtóry jest równie stronniczy...
UsuńWstyd przyznać, ale nie wiedziałam, że jest książka, tylko o filmie wiedziałam!
OdpowiedzUsuńTo nie wstyd :) i książka została napisana na podstawie filmu, nie odwrotnie. :) buziaki
UsuńAbstrahując od wybielania historii, słyszałam już nie raz, że pana del Toro lepiej się ogląda niż czyta. Dlatego nie mam w planach książki, za to film, którego nigdy nie zdarzyło mi się oglądnąć, niedługo nadrobię :)
OdpowiedzUsuńNo ja nie mam dobrego zdania ani o książce, ani o filmie - z tych samych przyczyn - historia i pisanie jej od nowa, pod siebie i tak jak wygodnie.
Usuń;)
OdpowiedzUsuńNie czytałam :P
OdpowiedzUsuń„Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK”
Oczywiście :)
Usuńpozdrawiam
Pi
Czytałam :)
OdpowiedzUsuń