Nooooooo tego się nie spodziewałam a teraz wypada napisać parę słów - a słowa cóż... Normalnie nie wiem, co ja sobie myślałam sięgając po tę książkę. Znaczy się, wiedziałam, że to nie jest "mój gatunek", bo romans generalnie mnie nie interesuje literacko - jednak czasem sięgam po nazwijmy to eksperymenty. Tak np. było w przypadku BRIDGERTONÓW... lecz FAKING WITH BENEFITS jest erotykiem i uważam, że 18+ to chyba trochę śmieszna "wycena lat" no ale okej, ustawowo przyjęte. Ale, ale... od początku.
Więc okładka jest myląca - bo patrząc na nią, jakoś tak lekko się robi, jakoś tak niewinnie i słodko... oj oj. Ani to niewinne, ani słodkie. Przez lwią część książki (czytałam może nie super uważnie, ale fabuła nie wymaga "dogłębnej analizy") miałam wrażenie, że jest to poradnik, jak z w miarę normalnej, samotnej dziewczyny/kobiety zrobić... dziwkę. Autorce się to zdecydowanie udało. Jednak to końcówka mnie rozwaliła - mamy tu do czynienia z czymś na kształt "I żyli długo i szczęśliwe." w bajkach, i tak jak w bajkach taki i tu ów zdanie jest fałszem serwowanym odbiorcy - bo każdy wie, że dopiero po tych słowach zaczyna się życie.
Jednak postaram się być trochę bardziej... pozytywna, bo jako erotyk, to książka się sprawdza... nie jest to jakiś ambitny gatunek, więc zakładam, że większość erotyków jest "sprawdzalnych" i "działających". Lily Gold po prostu naoglądała się pornosów (tak sądzę) i spisała jedną z fabuł w książkę - to uczciwa ocena i jeśli ktoś szuka takiej książki - to ją znalazł. Patrząc na oceny i zainteresowanie na choćby goodreads zakładam, że odbiorcy istnieją i są kontenta.
Powrócę jednak na chwilę do zakończenia tej "ambitnej" powieści. Spokojnie, nie zdradzę, co się stało, napiszę tylko, że jest to tak ogromny absurd, takie zaprzeczenie męskości i kobiecości, że aż boli... Już naprawdę, mogła "pisarka" trochę ograniczyć swoją wyobraźnię i pragnienie uszczęśliwienia WSZYSTKICH... myślę, że ten koniec jest największym obciążeniem książki (jakby tych obciążeń i absurdów było mało). Lecz jak mówię, są fani, są odbiorcy - i nawet mogę to zrozumieć, bo erotyki się sprzedają, ludzie je czytają i oglądają, tylko koniecznie należy wiedzieć, że ta niewinna okładka, to jednak taka niewinna nie jest. To nie jest romans z elementami pikantnymi, a pikanteria z elementami dziwnego romansu.
bonusów w cholerę
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π
Sometimes, you just don't know what you get yourself into. The last one I read Hey Matilda, Hey Harry turned into quite disturbing.
OdpowiedzUsuńDefinitely, the cover would catch one off guard and a fun romcom!
OdpowiedzUsuńPo erotyki nie sięgam w ogóle... Fani gatunku z pewnością będą rozczarowani tą ksiażką.
OdpowiedzUsuńNie sądzę. Myślę że fani gatunku są zadowoleni. Ja po prostu odpadam.
UsuńNie dla mnie.
OdpowiedzUsuń