Przeczytałam 377 stron, a tej opowieści
wystarczyłoby może 100... Przegadana, więcej słów niż treści, więcej biadolenia
niż prawdziwej powieści...
Myślałam, że aby wydać książkę, należy
umieć pisać... myliłam się.
Po pozytywnych recenzjach spodziewałam
się przynajmniej "dobrej" książki. Nic z tego. Trudno mi uwierzyć, że
ta pozycja ma tak wysokie notowania...
Książkę tę ratują wyłącznie wątki
historyczne. Sama opowieść Natalii... tylko to da się czytać. Jednak
współczesność... współczesność woła o pomstę do nieba!!! Masa pytań
retorycznych, które są powtarzane praktycznie bez przerwy. Zdania zakończone
pytajnikami, jedno po drugim, chyba naliczyć można z sześć w jednym akapicie,
które zupełnie, ale to zupełni nic nie wnoszą do historii. Bezsensowne metafory
i DIALOGI!!! No to to już jest po prostu przerażające. Sztuczne, nieprawdziwe,
do bólu nijakie, wysilone poczucie humoru, które raczej żenuje, bo na pewno nie
śmieszy... Mogłabym tak jeszcze długo.
A te monologi i przemyślenia bohaterów
współczesności?! Delikatnie napisawszy - jest to ciężkostrawne. Zresztą już
sama akcja otwierająca całą tę "powieść" zdaje się być stworzona
przez gimnazjalistkę... Marnie, oj marnie...
Nie mogę pominąć samego naciąganego
rozbudowania akcji/teraźniejszości polegającego na tym, że co chwila ktoś
wybiega z kuchni, wbiega do kuchni, siedzi przy stole gapiąc się w przestrzeń,
rozmyśla bez żadnej puenty, idzie spać, bo jest tak strasznie zmęczony, wstaje,
chce jeść, nie chce jeść i tak w kółko... No ludzie, kompletne otępienie. Akcja
bez akcji. Chyba chodziło tylko i wyłącznie o "nabuchanie" sobie
stron...
Autorka i jej "Dziewczyna z
daleka" bronią się tylko przeszłością, której na szczęście dla czytelnika
(gdyż Pani Magdalena nie radzi sobie z konstruowanie fabuły zbyt dobrze) nie
trzeba było wymyślać, bo podobne historie zostały już napisane - a napisało je
samo życie.
Za historię, jakąś tam pieczołowitość w
zbieraniu informacji i szacunek do przeszłości daję tej książce 4/10... lecz
jest to zwyczajnie SŁABA LITERATURA...
Wydawnictwo Novae Res
Tak, niestety to prawda : żeby wydac ksiązkę nie trzeba umieć pisać. A potem czytelnicy się męczą z takimi wypocinami bo się nacięli i kupili...
OdpowiedzUsuńSzczęściem możemy dzielić się opiniami.
Usuńpozdrawiam i ponownie zapraszam
Pi
Podpisuje się pod Wami Dziewczyny. A wiecie co mnie jeszcze wkurza? Że wydawcy bez mrugnięcia okiem wydają książki celebrytów, nawet jeśli nie są dobre. Z góry zakładają że się sprzeda największy gniot, bo napisała to osoba pokroju np. Joanny Krupy. Boże jak mnie ta baba drażni.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że to problem... ale niestety ten "problem" faktycznie się sprzedaje i to dopiero PROBLEM.
UsuńKiedyś zastanawiałam się, czy nie wypożyczyć, bo spodobała mi się okładka. Ostatecznie wybór padł wówczas na inne pozycje.
OdpowiedzUsuńna szczęście :)
Usuń