Ta książka jest po prostu DOBRA i nic
więcej. Czytało mi się ją czasem dobrze, a czasem miałam wrażenie, że obijam
się o każde zdanie, jak o ostry kant. Czuć, że to debiut, oczywiście dobry
debiut, a dla autorki nawet wyśmienity, ponieważ kto nie chciałby tak
zadebiutować - wydać pierwszą książkę i to od razu w 20 krajach!
Nie uważam jednak, że jest do świetna
historia, a już na pewno nie jest świetnie napisana. Pewne opisy, miałam
wrażenie, że były pisane na zasadzie "zapchaj dziura". Pomysł otarł
się o genialność, owszem, te kwiaty, sposób wydania! BAJKA! Lecz sama treść, no
coś mi tam momentami mocno zgrzytało.
Jest to opowieść o ciągłym traceniu
czegoś, bo życie właściwie na tym polega. Każdego dnia coś tracimy - chociażby
czas... To też historia upadania i podnoszenia się.
Co do głównej bohaterki... tak jak
polubiłam Alice, jako małą dziewczynkę, tak mnie denerwowała jako 26 latka. Jej
babka, to już w ogóle przegięła pałę! Zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię z Oggim
- o zgrozo!!!
I tu dochodzę do sedna sprawy i do tego,
czego nie mogę pojąć - mianowicie, ja nie lubiłam żadnego z bohaterów tej
książki. To mi się nie zdarza często, a raczej zdarza mi się to wyjątkowo rzadko. Przeczytałam, zarejestrowałam i teraz odkładam na półkę. Moim
zdaniem coś tutaj poszło nie tak...
6/10
* Książka ta miała niewątpliwie jedno -
doskonałą reklamę, o której pewnie każdy początkujący pisarz marzy, marketing
pierwsza klasa.
* Jeśli już mam wysupłać jakichś miłych
bohaterów, którzy nie działali mi na nerwy, to: Oggi i Sally. Niestety nie ma
ich zbyt wielu na kartach książki, więc i trudno tak naprawdę ich ucieleśnić,
są więc, tak jak reszta, wyłącznie papierowi. Wydaje mi się, że wszystkim
postacią, stworzonym przez Holly Ringland, brakuje "mięsa".
* Muszę napisać, że pomimo ogólnego
rozczarowania, zdarzyło się parę wzruszeń podczas czytania.
* Kwiaty - świetna ciekawostka dla
kogoś, kto w tym nigdy nie siedział, ale i tu jest pewne "ale". W
trakcie czytania zaczęłam męczyć się tym ciągłym wciskaniem, gdzie się da,
znaczenia kwiatów. Serio? Cała Australia, jeśli nie zna symboliki kwiatów, to
siedzi na googlu i ją googluje? Zwyczajnie, po pewnym czasie te dane zaczęły
być zwykłym szumem informacyjnym i nadały całej historii wydźwięk mało
prawdopodobny. Bo co to miało być? Poradnik? Słownik? Przewodnik po kwiatach?
Czy pełnokrwista opowieść? Moim zdaniem autorka przedobrzyła, bo mniej, czasem
znaczy więcej.
* Słowo klucz tej opowieści to : p r z e
m o c
6/10 dobra, ale bez szału i z potknięciami w konstrukcji
6/10 dobra, ale bez szału i z potknięciami w konstrukcji
* Muszę jednak oddać tej książce jedno -
po jej przeczytaniu pozostał we mnie duży żal - żal straconych szans - czyli
tego, co każdy traci, chociaż raz...
Wydawnictwo Marginesy
Właśnie miałam po nią sięgnąć. Okładka taka kusząca. A teraz... cóż pewnie spróbuję, ale boję się, że może mnie zawieźć. Zobaczymy...
OdpowiedzUsuńRozumiem zainteresowanie, bo okładka jest niesamowita, środek również zachwyca... ale jakoś do mnie nie przemówiła. Nie uważam, że jest zła, tylko że mogła być lepsza.
UsuńPo przeczytaniu proszę dać znać, jestem bardzo ciekawa Pani opinii.
pozdrawiam Pi
Myślę że nie będą mi przeszkadzały te kwiaty. Życie jest przepełnione strata, ale też uczy akceptowania tego stanu rzeczy. Mówią że czas leczy rany, może i tak.
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytać można... choć mnie nie zachwyciła... ale kwiaty... fakt... robią wrażenie i kto nie kocha kwiatów? :)
Usuń