Łączna liczba wyświetleń

piątek, 15 marca 2019

#recenzjePi "Wszystkie kwiaty Alice Hart" Holly Ringland



Ta książka jest po prostu DOBRA i nic więcej. Czytało mi się ją czasem dobrze, a czasem miałam wrażenie, że obijam się o każde zdanie, jak o ostry kant. Czuć, że to debiut, oczywiście dobry debiut, a dla autorki nawet wyśmienity, ponieważ kto nie chciałby tak zadebiutować - wydać pierwszą książkę i to od razu w 20 krajach!
Nie uważam jednak, że jest do świetna historia, a już na pewno nie jest świetnie napisana. Pewne opisy, miałam wrażenie, że były pisane na zasadzie "zapchaj dziura". Pomysł otarł się o genialność, owszem, te kwiaty, sposób wydania! BAJKA! Lecz sama treść, no coś mi tam momentami mocno zgrzytało.

Jest to opowieść o ciągłym traceniu czegoś, bo życie właściwie na tym polega. Każdego dnia coś tracimy - chociażby czas... To też historia upadania i podnoszenia się.
Co do głównej bohaterki... tak jak polubiłam Alice, jako małą dziewczynkę, tak mnie denerwowała jako 26 latka. Jej babka, to już w ogóle przegięła pałę! Zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię z Oggim - o zgrozo!!!
I tu dochodzę do sedna sprawy i do tego, czego nie mogę pojąć - mianowicie, ja nie lubiłam żadnego z bohaterów tej książki. To mi się nie zdarza często, a raczej zdarza mi się to wyjątkowo rzadko. Przeczytałam, zarejestrowałam i teraz odkładam na półkę. Moim zdaniem coś tutaj poszło nie tak...
6/10

* Książka ta miała niewątpliwie jedno - doskonałą reklamę, o której pewnie każdy początkujący pisarz marzy, marketing pierwsza klasa.
* Jeśli już mam wysupłać jakichś miłych bohaterów, którzy nie działali mi na nerwy, to: Oggi i Sally. Niestety nie ma ich zbyt wielu na kartach książki, więc i trudno tak naprawdę ich ucieleśnić, są więc, tak jak reszta, wyłącznie papierowi. Wydaje mi się, że wszystkim postacią, stworzonym przez Holly Ringland, brakuje "mięsa".
* Muszę napisać, że pomimo ogólnego rozczarowania, zdarzyło się parę wzruszeń podczas czytania.
* Kwiaty - świetna ciekawostka dla kogoś, kto w tym nigdy nie siedział, ale i tu jest pewne "ale". W trakcie czytania zaczęłam męczyć się tym ciągłym wciskaniem, gdzie się da, znaczenia kwiatów. Serio? Cała Australia, jeśli nie zna symboliki kwiatów, to siedzi na googlu i ją googluje? Zwyczajnie, po pewnym czasie te dane zaczęły być zwykłym szumem informacyjnym i nadały całej historii wydźwięk mało prawdopodobny. Bo co to miało być? Poradnik? Słownik? Przewodnik po kwiatach? Czy pełnokrwista opowieść? Moim zdaniem autorka przedobrzyła, bo mniej, czasem znaczy więcej.
* Słowo klucz tej opowieści to : p r z e m o c

6/10 dobra, ale bez szału i z potknięciami w konstrukcji 

* Muszę jednak oddać tej książce jedno - po jej przeczytaniu pozostał we mnie duży żal - żal straconych szans - czyli tego, co każdy traci, chociaż raz...


Wydawnictwo Marginesy



 π 


4 komentarze:

  1. Właśnie miałam po nią sięgnąć. Okładka taka kusząca. A teraz... cóż pewnie spróbuję, ale boję się, że może mnie zawieźć. Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem zainteresowanie, bo okładka jest niesamowita, środek również zachwyca... ale jakoś do mnie nie przemówiła. Nie uważam, że jest zła, tylko że mogła być lepsza.
      Po przeczytaniu proszę dać znać, jestem bardzo ciekawa Pani opinii.
      pozdrawiam Pi

      Usuń
  2. Myślę że nie będą mi przeszkadzały te kwiaty. Życie jest przepełnione strata, ale też uczy akceptowania tego stanu rzeczy. Mówią że czas leczy rany, może i tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę przeczytać można... choć mnie nie zachwyciła... ale kwiaty... fakt... robią wrażenie i kto nie kocha kwiatów? :)

      Usuń