DZIENNIK PROWINCJONALNEJ DAMY, to książka, przy której nie tylko świetnie się bawiłam, ale także poznałam tajemnice angielskiej prowincji i tego, jak wyglądało na niej życie w latach trzydziestych XX w. - ze szczególnym uwzględnieniem KOBIET (oczywiście). Jestem absolutnie zauroczona tą pozycją i ogromnie się cieszę, że po nią sięgnęłam i że trafiła na moją półkę.
E.M. Delafield, okazało się, że była wyborną pisarką. Jej DZIENNIK ma pazur, jest pełen humoru i trafnych obserwacji. Ta autorka potrafiła patrzeć i komentować świat i robiła to z wielkim wdziękiem. Nie barak tu pewnych uszczypliwości, ale wszystkie mają swój powód. Delafield nigdy nie "rzuciła słowa na wiatr", u niej każde słowo trafia do odbiorcy i albo powoduje śmiech, albo rozbawioną refleksję... tak czy owak zawsze jest uśmiech, choć nie zawsze, tak "na chłodno" jest się z czego śmiać.
Podoba mi się styl, w jakim DZIENNIK PROWINCJONALNEJ DAMY został napisany. Jest prosty, ale niezwykle celny, wręcz dosadny. Autorka czasem sama przed sobą przyznaje się do krzywdzących osądów, ale ja i tak od początku do samego końca jej kibicowałam.
Z tego DZIENNIKA wyłania się i fascynujący obraz kobiety i trochę smutny. Życie małżeńskie Delafield raczej nie było ekscytujące i sama nie wiem, czy to była miłość, czy raczej przywiązanie i "dobre obyczaje". Ta inteligentna kobieta musiała znosić sporo głupoty, ale robiła to z wielkim wdziękiem. Miała także charakterek - jej szczerość onieśmiela i cały czas zastanawiam się, jak jej mąż zareagował na barwne opisy ich wspólnego życia.
Tę książkę rewelacyjnie się czyta. Jest podzielona na bardzo krótkie rozdziały - dni, co sprawia, że czytelnik się nie nudzi, a raczej zostaje bezwzględnie wciągnięty w wir codzienności PROWINCJONALNEJ DAMY. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie ta pozycja, bo po okładce nie spodziewałam się tak rewelacyjnej lektury...
Właśnie! Po okładce! OKŁADKA, to mój jedyny zarzut w stronę tej książki. Nie wiem dlaczego Zysk i S-ka postawiło na to coś - coś, co kojarzy się z jakimś romansidłem. Przez tę okładkę o mało nie sięgnęłam po DZIENNIK! Nie rozumiem takiego wyboru zwłaszcza, że w środku mamy rewelacyjne ilustracje Arthura Wattsa! Toż to aż się nasuwa, by okładkę zrobić właśnie w takim stylu, lub po prostu wykorzystać jedną z ilustracji, lub chociaż postawić na klasyczne wydanie... no nic... nie sugerujcie się więc okładką, bo to nie romans, tylko świetna opowieść o kobiecie nieidealnej, ale z pewnością dowcipnej.
w życiu, jak to w życiu - raz pod wozem... raz na prowincji
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π
Lubię taki podział na krótkie rozdziały.
OdpowiedzUsuńOoooo, to bym chętnie przeczytała. Angielska prowincja - super :)
OdpowiedzUsuńbędziesz zadowolona
UsuńLooks beautiful❤️
OdpowiedzUsuńGreat gift idea for a close friend. Lovely!
OdpowiedzUsuńLovely review! thanks so much💕🌸❤️
OdpowiedzUsuńthx too :)
UsuńGracias por la reseña. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńFajnie, że autorka ma pazur :D
OdpowiedzUsuńOkładki potrafią czasem skutecznie zniechęcić... Tym bardziej cieszę się, że zrecenzowałaś tę książkę. Teraz wiem, żeby czytać! :)
OdpowiedzUsuńdokładnie - i tak - przeczytaj koniecznie, bo to świetna książka
Usuńdziękuję za komentarze
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam. Choć obecnie mam szał na.Japonię to nadal lubię czytać o Angli. Interesująca powieść.
OdpowiedzUsuńKasia Dudziak