Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 października 2019

#recenzjePi "Szarlatani. Najgorsze pomysły w dziejach medycyny" Lydia Kang, Nate Pedersen


Książkę tę przeczytałam od deski do deski z otwartą buzią i oczami wielkości pięć złotych polskich. „Szarlatani”, to jedna z tych pozycji, którą polecam każdemu! Świetna zabawa, rozrywka połączona z historią, nauką, zadziwieniem i pogłębiającym się – w miarę czytania i przyswajania zawartych w tej tajemnej księdze wiadomości – szokiem! To przysłowiowy „kociołek Baby Jagi” – tak niedorzeczny, że przecież nie może być prawdziwy… a jednak. Historia medycyny niewątpliwie pozostawia wiele do życzenia i choć szarlataneria w „starym, dobrym stylu” minęła, to szarlatanów i dziś pełno w koło (wystarczy włączyć telewizor i przesłuchać blok reklamowy).


Owa lektura wzbudziła we mnie mieszane uczucia, bo od rozbawienia płynnie przechodziłam w stan rozdrażnienia, by na końcu łapać się ze zgrozy za głowę. „Szarlatani" gwarantują czytelnikowi emocjonalną huśtawkę, moc wrażeń i worek tematów do dyskusji, bo który z waszych przyjaciół nie będzie zainteresowany wdmuchiwaniem tytoniu w tyłek w celu cucenia topielców? Dzięki tej pozycji staniecie się skarbnicą mądrości (a raczej antymądrości), które ubogacały ludzkość odkąd choroby rozpoczęły swe krwawe żniwo – czyli od zawsze.

To jak? Masz ochotę oddać się w ręce kuglarza?

Nie mogę nie wspomnieć o doskonałej pracy autorów – Lydii Kang i Nate’a Pedersena’a – którzy nie tylko skrupulatnie zebrali szarlatańskie praktyki, ale i opisali je z wdziękiem i polotem, oraz ogromnym poczuciem humoru, który nieraz ratował mnie przed mdłościami.


Kolejną, ogromną zaletą „Szarlatanów” jest wydanie! Wspaniałe! Książka jest w twardej oprawie i jest bogato ilustrowana – wprost bajeczna. Papier gruby, przyjemny, kremowy, czyta się to wyśmienicie – choć może nie smacznie i nie do obiadu.


Podsumowując pragnę wam serdecznie polecić tę książkę, bo posiadanie jej na pewno się opłaci (jak już wspomniałam, gdy brak tematów do rozmowy, zawsze można rzucić jakąś pokazową amputacją).
8/10 klasa sama w sobie, rzetelność, dokładność, humor i groza w jednym! POLECAM! Choć lekarstwa z mózgu młodzieńca i końskiego łajna zalanego winem nie polecam przygotowywać, spożywać ani w ogóle nie polecam…

CZYTAJCIE! Śmiejcie się, płaczcie, zgrzytajcie zębami, krzyczcie, uciekajcie, ale zawsze wracajcie – do swojego zdrowego rozsądku i będziecie czujni, bo szarlatani są wśród nas! (UWAGA przestrzegajmy starsze osoby przed ludźmi, którzy pragną wcisnąć im np. uzdrawiające materace za jedyne 2 tys. – moja dygresja).



seria #nauka
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


 π 




niedziela, 20 października 2019

#recenzjePi "Anonimowa dziewczyna" Sarah Pekkanen, Greer Hendricks

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
premiera 22 październik
#anonimowadziewczyna

Czym jest anonimowość? Czy istnieje? Czasem jej pożądamy, a czasem błagamy o uwagę, to oczywiście zależy od sytuacji. „Anonimowa dziewczyna” jest historią, która stawia pytania, zaś odpowiedzi, nawet jeśli z początku wydają się proste, w zderzeniu z życiem, zaczynają się komplikować.  
Autorki, ponieważ mamy tutaj do czynienia z dwiema autorkami: Greer Hendricks i Sarah Pekkanen - stawiają na różnicę w widzeniu świata, na to, jak „wydaje mi się” różni się od „tak jest”. Głównym tematem zdaje się być psychologia i wpływ sugestii oraz obserwacji na decyzje, które podejmują bohaterowie. Mamy też sporą dawkę manipulacji, czy jak kto woli – kłamstwa. Moralność, staje się pretekstem do popełniania czynów niemoralnych, etyka zaprzecza wrodzonemu człowiekowi pragnieniu dobra. Czytelnik zostaje wciągnięty w grę, z której trudno się wyplątać nawet doświadczonemu graczowi.


Główne bohaterki (tak jak autorek, tak i głównych bohaterek - jest dwie), prowadzą naprzemienną narrację pierwszoosobową (łatwo się domyślić, jak książka była pisana). Styl każdej znacząco się od siebie różni. „Zwykła” dziewczyna, makijażystka z problemami finansowymi i nie tylko, mówi do „nas” prosto, bardziej osobiście, zaś pani psychiatra jest bezosobowa, chłodna i wyważona – lecz czy aby na pewno wszystko wygląda tak, jak się nam z początku zdaje?


Bardzo podoba mi się wybór zawodów : psychiatra i makijażystka, obie mają jeden cel – by klient poczuł się lepiej. Jedna leczy, druga tuszuje – obie zadają pytania, a która zwycięży? Stawka jest duża – szczęście, miłość… życie.
Thriller, jak to thriller, rządzi się swoimi prawami i „Anonimowa dziewczyna” nie odbiega jakoś niesamowicie od tego, co już czytałam, ale jestem pewna, że będzie się podobać. Szczególnie będzie się podobać tym, którzy lubią ten gatunek i którzy w chwili czytania pragną się rozerwać, zapomnieć o codzienność, dać się porwać intrydze.



W swym gatunku zasługuje na ocenę 6/10 – jest to dobry thriller, który spełnia swoje zadanie… dobrze.   


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 




wtorek, 15 października 2019

#recenzjePi "LANNY" Max Porter


„LANNY”, to prawdopodobnie najdziwniejsza książka jaką miałam w rękach i nie chodzi mi o temat, historię, ale o konstrukcję. Max Porter poszedł w głęboki eksperyment, który sądzę, że się udał. Jego twórczość porównałabym może do sztuki współczesnej, tyle, że sztuki współczesnej fanką nie jestem, a „LANNego” polubiłam i uważam za nie tylko ciekawą i dziwną lekturę, ale i wartościową.


Słowa, które najlepiej określają tę książkę, to : „dziwna”, „dziwny”, „dziwaczny”, „zadziwiający”… czyli upraszczając i uogólniając (nie za bardzo) – DZIWO. Jeśli szukacie czegoś innego niż wszystko, czegoś, co niekoniecznie czyta się łatwo, ale co powoduje żywe zainteresowanie – to „LANNY” będzie świetnym wyborem. 


Nie jest to historia, do której będę wracać (tak sądzę), ale jest to historia, o której (raczej) będę pamiętać. Ma ten błysk, rzekłabym „duszę”, która wierci w brzuchu dziurę, aż w końcu przewierca Cię na wylot i widzisz, co masz w środku.


Max Porter posłużył się legendą, by pokazać nam, że nasz ludzki gatunek jest skłonny wierzyć we wszystko, tworzyć swoją prawdę, swoje legendy, by tylko poczuć się lepiej. To nieważne, że krzywdzimy przy tym innych, to nieważne, że zniekształcamy rzeczywistość, że śmiecimy – ważne, by nam było wygodnie, miło, ciepło – we własnym smrodku.


„LANNY” nie jest dla mnie jakimś objawieniem, ale doceniam go i uważam, że autor miał wyśmienity pomysł, który zrealizował przynajmniej bardzo dobrze, a może nawet równie wyśmienicie.
O czym „LANNY” jest? Bo chyba nie napisałam? A no jest o chłopcu, DZIWNYM chłopcu, który nagle znika i cała wioska słucha, mając nadzieję, że go usłyszy.



7/10 bardzo dobry w swej dziwności   

* Praszczur Łuskiewnik miesza, miota nam w głowie, podkrada myśli, przeinacza, odgaduje, kopie, zakopuje, odkopuje i znajduje. Przeczytajcie i go poznajcie.


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



niedziela, 13 października 2019

#recenzjePi "Klub Pickwicka" Charles Dickens


Przyszło mi dzisiaj pisać o książce, która dla mnie nie jest tylko wspaniałą opowieścią, cudownym spotkaniem z wielką literaturą, ale jest również wspomnieniem, sentymentem, czułością, którą postanowiłam odświeżyć i poznać, tym razem, zupełnie samodzielnie. Co to wszystko znaczy? Ten przydługi wstęp niemówiący o niczym?


„Klub Pickwicka” tata czytał mi i mamie wieczorami, gdy byłam berbeciem… i wszyscy zanosiliśmy się głośnym śmiechem, bo Dickens nas tutaj nie oszczędza, tylko serwuje doskonałą satyrę na swoje czasy – ale jak to u niego bywa – i na czasy współczesne. Dickens zawsze na czasie!
Nie wiem jak was zachęcać, jak namawiać, może po prostu napiszę, że kocham tę opowieść, tych bohaterów, ich wzloty i upadki, prześmieszne dialogi, wybitny język, barwne ubiory, tak barwne, jak charaktery, miłosne przepychanki i jazdę na lodzie, piruety, angielskie krajobrazy, wykwintne damy i te mniej wykwintne, prostolinijność i zawiłość (jednocześnie). To książka wyjątkowa, jedna z moich ukochanych, zapisała się wielkimi literami w moim życiu i ja życzę wam takich właśnie książek.
Nie chcę też zostać zupełnie źle zrozumiana - co do ważności tego dzieła. „Klub Pickwicka” nie jest bowiem wyłącznie satyrą, śmieszną historyjką o grupie „dziwaków” – „Klub Pickwicka”, jak każda książka Dickensa, porusza tematy ważne, ludzkie, smutne, a często nawet rozdzierające serce, ale robi to w sposób inny niż np. w „Samotni”, o której już wam pisałam. Tutaj autor postawił na uśmiech i ja mu za ten uśmiech z całego serca dziękuję, bo czyż my dzisiaj przypadkiem nie za rzadko się śmiejemy? Ja przy lekturze często parskałam śmiechem, niepowstrzymanym, prawdziwym, wydobywającym się wprost z trzewi, choć pewnie lepiej by zabrzmiało – z duszy.


Pokochałam bohaterów, a najbardziej dwóch, miłością prostą, miłością czytelnika: Sama Wellera (sługę Pana Pickwicka) i Pana Pickwicka (oczywiście). Cóż to za przepiękny duet, jestem pewna, że i wam przypadnie do gustu i zagości na stałe w pamięci jako wspomnienie miłe, urocze, pocieszne i mocno kontrastowe.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o języku (choć już coś napomknęłam), a jest o czym pisać. Dość, że uważam Dickensa za prawdziwego mistrza słowa, lecz mam wrażenie, że w tym przypadku przeszedł sam siebie. Co pokochałam? Welleryzmy! Moi drodzy, co to są za wisienki, truskaweczki, malinki, perełki, trufle drogocenne! Podam może przykład, aby każdy wiedział, co to welleryzm i że pochodzi od ubóstwianego przeze mnie Sama Wellera (i wszystko jasne) :



Na koniec osobisty APEL: Czytajmy dobrą literaturę, czytajmy Dickensa!  
10/10

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 


Wydawnictwo Świat Książki


 π 



wtorek, 8 października 2019

#recenzjePi "Przepaska z liści" Patrick White


Gorzka książka... o ukrytych w człowieku żądzach, o czarnych myślach i sekretach, które są tak wstydliwe, że sami przed sobą się ich wstydzimy i chowamy z dala przed światem i własną pamięcią.
Ponad wszystko to historia o kobiecie, która targana brutalnością życia, które przyszło jej znosić, pozostała niewzruszenie silna... choć wielu by mogło pomyśleć, że natłok okropieństw powinien ją złamać.
Miłość, którą odnajdujemy na kartach tej książki, jest wieloznaczna... występuje też w różnych postaciach. Z jednej strony oddana, małżeńska, ale bez namiętności - z drugiej zaś strony zwierzęca, dzika, namiętna i naga w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest też miłość bezwstydna, zdradzająca inne miłości...


Co do tytułowej "Przepaski z liści" ... nie tak to sobie wyobrażałam, miałam w głowie inny obraz - tymczasem przepaska stała się jedynym, co odgradzało naszą bohaterkę od prawdziwego zdziczenia. Symbol kobiecej godności - jedynej rzeczy, jaka Ellen pozostała.
Z tej książki płynie także dość smutny morał... że właściwie dzicy nie różnią się od tych tak zwanych "cywilizowanych". Można by rzec, że nie wiadomo, kto gorszy... najbardziej ludzkim okazał się bowiem ten wyklęty przez "ludzi", któremu odmówiono człowieczeństwa, więzień, katorżnik, morderca - zbawiciel...


8/10


seria: Współczesna Proza Światowa
Państwowy Instytut Wydawniczy
PIW


 π 



piątek, 4 października 2019

#recenzjePi "Karaluchy" Jo Nesbø


Że też ja muszę się tak nacinać na książki znanych i lubianych?!
"Karaluchy" to tani kryminał. Owszem, napisany sprawnie i lekko, ale to chyba nie o to chodzi, a przynajmniej nie tylko o to.

Historia traktuje o pedofilach, upale, dziwnych politycznych zagrywkach, brudzie i w najmniejszym stopniu nie jest to wartościowe dzieło.

W swoim gatunku jest powiedzmy "przeciętna". Dałam 5/10 choć w moim odczuciu to raczej taka naciągana 4. Myślę jednak, że są o wiele gorsze książki z tej półki więc podciągnęłam trochę.


Nie polecam!


tom II
cykl: Harry Hole
seria: ślady zbrodni
Wydawnictwo Dolnośląskie



 π