Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 24 grudnia 2020

#recenzjePi "Z duchami przy wigilijnym stole" wielu autorów


Nie mogłam wybrać lepszego dnia na pisanie o tej książce - WIGILIA, a to przecież "Z duchami przy wigilijnym stole" - rewelacyjna antologia opowiadań, które niekoniecznie są świąteczne, ale za to są takie, jakie lubię najbardziej - klasycznie straszne, smaczne, idealne do podczytywania wieczorami i doskonałe do opowiadania w gronie znajomych i rodziny (choć w te Święta ów grono musi być ciasne, ale i tak damy radę). Oceniam ten zbiór wyjątkowo wysoko, bo to teksty, które cudownie wbiły się w mój gust czytelniczy, a dodatkowo zostały znakomicie napisane. Ogromną zaletą są również wiersze o tematyce... trumiennej, że się tak wyrażę, a na pewno pozagrobowej - ŚWIETNA SPRAWA! Wyboru tekstów dokonał Tadeusz Zysk, któremu ogromnie gratuluję wyczucia i gustu czytelniczego.


Zapewne nie wszystkim się ta książka spodoba, bo są to opowieści w starym stylu, które raczej nie straszą, a przynajmniej nie przerażają, tylko delikatnie, niczym wieczorna mgła, osnuwają nasze zbłąkane serca. Dość napisać, że nie ma tu słabego opowiadania! Każde reprezentuje unikalny styl i jest gawędą, przy której można spędzić miło czas, a nawet się zaśmiać (wiersz Bolesława Leśmiana rozwalił system).



"Z duchami przy wigilijnym stole", to jakoby druga odsłona cyklu, bo w tamtym roku Wydawnictwo Zysk i S-ka podarowało nam "Wigilię z duchami", którą także uwielbiam, choć ta część zdecydowanie bardziej mi przypadła do gustu. Głównym powodem jest chyba to, że znajdziemy tu teksty polaków (Stefan Grabiński, Henryk Rzewuski i in.) jak i zagranicznych (Sir Walter Scott, Margaret Oliphant i.in.) i oczywiście te WIERSZE (Bolesław Leśmian, John Day i in.). Wszystko to razem tworzy doskonałą całość, od której trudno się oderwać.



Wspomnę teraz o paru opowiadaniach, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie i które cenię (choć, jak wspomniałam, wszystkie są świetne).
Ogromnie ucieszyła mnie obecność "Ja gorę" Henryka Rzewuskiego. Znałam tę historię z rewelacyjnej ekranizacji, która tak mocno mi wryła się w pamięć, że słowa "Ja gorę" prawdopodobnie nigdy z głowy nie wypadną. Wróćmy jednak do tekstu - mistrzowsko napisanego, z ogromnym poczuciem humoru, ale i smutną prawdą podaną w dość lekki sposób, jednak powagi sprawy wcale przez to nie bagatelizujący. Ta opowieść zdecydowanie zasługuje na waszą uwagę i na docenienie.



SIR Walter Scott uraczył nas zaś klimatyczną gawędą pt. "Gobelinowa komnata albo Dama w sukni z trenem". Już sam tytuł - przyznajcie - brzmi kusząco. Kocham takie subtelne, staromodne straszenie i właśnie to tutaj dostałam. Fenomenalny styl wynagradza raczej prostą fabułę, która opowiedziana w inny sposób nie wywarła by na nas większego wrażenia. To klasyczny "duch na zamku", lecz ja właśnie takie duchy cenię najbardziej.
Nie mogę nie wspomnieć o naszym polskim Edgarze Alanie Poe - Stefanie Grabińskimi jego "Ślepym torze". Cenię twórczość tego Pana i podpisuję się obiema rękami pod stwierdzeniem, że nie jest w niczym gorszy od Poe. Grabiński można rzec, że miał obsesję na punkcie pociągów - i jakże to dobrze dla nas, czytelników, bo z tej obsesji zrodziły się doskonałe opowieści.



Powtarzam i będę powtarzać do znudzenia, że WARTO. Pięknie wydana książka, z doskonałym wyborem opowiadań i świetnym tłumaczeniem Jerzego Łozińskiego i Marii Czarneckiej- CUDO. Jeśli tak jak ja kochacie opowieści o duchach, ale takie dżentelmeńskie - to nie wiem na co jeszcze czekacie.

Wesołych Świąt KOCHANI
i nie zapominajmy,
by przy wigilijnym stole
zostawić jedno miejsce wolne.
Może ktoś nas odwiedzi?
(ktoś, kto już nas nie może niczym zakazić)
9/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


sobota, 19 grudnia 2020

#recenzjePi "ŚWIĄTECZNE TAJEMNICE najlepsze świąteczne opowieści kryminalne" wielu autorów


Kolejny, fantastyczny, pełen świątecznej atmosfery zbiór opowiadań od Wydawnictwa Zysk i S-ka. "ŚWIĄTECZNE TAJEMNICE najlepsze świąteczne opowieści kryminalne" wybrał dla nas Otto Penzler i jest to wybór wyjątkowy, grubaśny, ale i różnorodny. Cudownie się go podczytuje w tym grudniowym czasie! Książka ma 710 stron i są to strony, od których robi się ciepło na sercu. Jak wiecie uwielbiam krótką formę, bo w jedną chwilę mogę poznać całą historię i mam o czym myśleć przez resztę dnia... lub nocy. mamy tu klasycznie i nieco bardziej współcześnie, ale zawsze bardzo dobrze. W tej książce nie ma słabego tekstu, choć może nie każdy zachwyca, to każdy wnosi coś nowego do świątecznej atmosfery. Warto!


Książka podzielona została na pięć części, czyli na opowieść świąteczne (1) TRADYCYJNE, (2) ZABAWNE, (3) O SHERLOCKU HOLMESIE, (4) SENSACYJNE, (5) NIESAMOWITE. Już sam ten podział sprawił, że moczy mi się zaświeciły, zwłaszcza do NIESAMOWITYCH i ZABAWNYCH. Przy poznawaniu jednak zmieniły mi się faworyci i bardziej doceniłam TRADYCYJNE.
Więc jak to z tymi TRADYCYJNYMI jest. Ach no jest smacznie! Pozwólcie, że nie będę tutaj opisywać swoich wrażeń ze wszystkich opowiadań, skupię się na tych, które najbardziej mi się podobały (lecz pamiętajcie, że tu nie ma złego opowiadania, choć jeśli już muszę wskazać najsłabsze - które jest i tak dobre - to może "Złoto, kadzidło i morderstwo" Catherine Aird). Do moich ulubieńców należą: "Dobry pudding nie jest zły" Petera Lovesey (mocne i pomimo świąt bardzo ponure - ciężki kaliber), "Krew z krwi?" Susan Moody (chyba zrobiło na mnie największe wrażenie i ze względu na fabułę i ze względu na styl), "Kot Świętej Trójcy" Ellis Peters (świetne, choć proste, ale bardzo dobrze poprowadzone). Nie mogę nie wspomnieć o opowiadaniu, które rozpoczyna cały zbiór, czyli "Przygody świątecznego puddingu" królowej kryminału Agathy Christie (w roli głównej oczywiście Poirot).



Jak sprawa wygląda z ZABAWNYMI opowieściami świątecznymi? Również bardzo ciekawie, choć przyznaję, że nieco mniej mi się podobały niż TRADYCYJNE. "Wizyta Świętego Mikołaja" Rona Goulart bardzo mi się podobała, pozostawiła we mnie sporo przemyśleń - chciwość jednak nie popłaca, bo ktoś może być jeszcze bardziej chciwy od nas. "Złodzieje, którzy nie mogli przestać kichać" Thomasa Hardy, to przyjemna, ujmująca opowieść o prostym chłopcu, który był sprytniejszy niż mogłoby się wydawać.



Opowiadania O SHERLOCKU HOLMESIE są o tyle ciekawe, że tylko jedno z nich napisał Arthur Conan Doyle ("Niebieski karbunkuł"). Cztery pozostałe nawiązują do przygód tego sławnego detektywa i są ciekawymi wariacjami na temat oryginału. Bardzo polecam wszystkim, którzy lubią tego bohatera.
SENSACYJNYCH bałam się najbardziej, lecz niesłusznie. Są to trzy opowieści i każda prezentuje ciekawy styl. Myślę, że wystarczy tytuł jednego z nich, by chcieć je przeczytać "Serenada dal zabójcy"Josepha Commings. Czytajcie.



I wreszcie przechodzę do NIESAMOWITYCH, które to zawsze najsilniej mnie do siebie przyciągają. Mamy tutaj np. "Pobożnego zabójcę" Andrew Klavan, który zaskoczył mnie trafną diagnozą zawodu dziennikarza (uważam, że cała fabuła była tylko dodatkiem do tej diagnozy). Lecz nie zapominajcie o takich tytułach jak "Duch z Royal Crescent" Petera Lovesey, który już do pierwszych zdań mrozi krew (hah). Cóż - po prostu polecam Wam tę książkę OGROMNIE!



Wielką zaletą są notki biograficzne o autorach umieszczone przed każdym z opowiadań. Wydanie również robi wrażenie. Twarda, ale mimo to lekka oprawa, może trochę czcionka mogłaby być ciut większa, ale rozumiem, dlaczego taka nie jest - bo książka już i tak jest ogromna. Jeśli macie ochotę na krótkie i bardzo dobrze napisane opowieści, to to jest książka idealna. Ja jestem z niej niezwykle zadowolona.

wiele świątecznej przyjemności
8/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


poniedziałek, 14 grudnia 2020

#recenzjePi "FANTASTYCZNE OPOWIEŚCI WIGILIJNE" wielu autorów


Bardzo lubię zbiory opowiadań, więc jak tyko zobaczyłam zapowiedź "FANTASTYCZNYCH OPOWIEŚCI WIGILIJNYCH", to cóż... wiedziałam, że je przeczytam. Ujął mnie pomysł na tę antologię, to połączenie gatunków fantastycznych, że się tak wyrażę. Mamy tu SF, mamy fantasy, jest też odrobina grozy, ale i przewrotnego humoru, oraz... cyberpunk, którego to do tej pory nie miałam okazji poznać. W tej książce znajdziecie więc coś kosmicznego, międzygalaktycznego i czasoprzestrzennego, jak i coś z przymrożeniem oka, lecz wzruszeń także tu niemało. Sięgniemy do samych korzeni Bożego Narodzenia, by zaraz potem oddalić się na statku w przyszłe i przeszłe Święta. To co wyróżnia ten zbiór, to RÓŻNORODNOŚĆ, a to mnie naprawdę zaskoczyło - pozytywnie oczywiście. Pomimo tak mocno sprecyzowanego tematu, jakim są Święta Piotr Gociek stworzył skarbnicę odmienność. Głównie dlatego warto sięgnąć po tę pozycję - dla tego wyjścia ze swych "stref komfortu". Ja nie znałam tych autorów, byli dla mnie odkryciem... może poza Łukaszem Orbitowskim, o którym wiele słyszałam, ale nic nie czytałam (a jego opowiadanie jest jednym z najlepszych w tym zbiorze - o ile nie najlepszym). Muszę zaznaczyć, że taj to w antologiach bywa, i tutaj nie jest równo. Są teksty lepsze i gorsze, większość jest jednak przynajmniej dobra... może z jednym, lub dwoma wyjątkami... lecz są też te świetne... Ogólnie WARTO!


Więc po kolei.
"GAZETKA" Cinnie Willis jest pierwszym w zbiorze, jak i jednym z najlepszych. Zachwycił mnie styl autorki, lekki, przyjemny, z narracją pierwszoosobową, która nie brzmi jak słaby monolog, ale jest prawdziwą przyjemnością. Co wyróżnia ten tekst - mądry humor i przewrotność... jest też, pomimo pozornej lekkości i zabawności mądrość. Szkoda, że wnioski płynące z "Gazetki" są kiepską wizytówką naszego ludzkiego gatunku.
"WIGILIA" Mirosławy Sędzikowskiej również zalicza się do moich ulubionych. Jest zupełnie inna od poprzedniego tekstu. Ma w sobie baśniowość, którą tak uwielbiam. Autorka pięknie bawi się znanymi motywami (chatka na kurzej nóżce), a przy tym tworzy oryginalny, osobny świat. To jedno z tych sentymentalnych opowiadań, w których cuda się zdarzają przed nosem, tylko my ich nie widzimy, bo wyglądamy innych.
"ŚWIETLISTY ANIOŁ" Joe Heldeman'a jest dla mnie nieco zbyt wyrwany z kontekstu. Po przeczytaniu miałam bardzo mieszane uczucia, choć doceniałam pomysł i pióro autora... gdy jednak zajrzałam do słowa o autorze (z tyłu książki) zrozumiałam swoje zagubienie. To fragment większej całości i faktycznie powinien być większą całością, bo jako opowiadanie chyba traci. Myśl jest dobra, ale ta szczegółowość w szczegółach i pobieżność w całokształcie (nie wiem czy to jasne) przytłacza. Jednak pomimo to, warto się z nim zapoznać. Mówi o tym, co dla kogo jest wartościowe i dlaczego... jest też "świetliste", czyli posiada promyk nadziei.



"ŚWIĘTA W LOUISVILLE" Rudyego Rucker'a niestety nie przypadły mi do gustu i to z tej samej przyczyny, co poprzedni tekst. ("Świetlisty Anioł") - jest wyrwane z większej całości i bez tej całości przedstawia niewielką wartość. Mogłabym je opisać jednym słowem, ale tego nie zrobię, bo bym zdradziła fabułę - całkowicie. Cóż... w tej formie, czyli w formie opowiadania - to przerost ów formy, nad treścią. Nie chcę przez to napisać, że jest złe, bo nie jest, lecz w porównaniu z innymi jest płaskie i jednowymiarowe.
"DZIECKO Z MARSA" Davida Gerrold'a to świetna historia opowiedziana w znakomitym stylu. Jeno z najlepszych, choć pozornie jedyne nie związane ze Świętami - ja jednak kupuję wyjaśnienie, które przedstawił nam Piotr Gociek (ha sami się z nim zapoznajcie). Ogromnie cenię tej tekst za jego szczerość, kruchość, niepokój jaki wzbudza i miłość, o jakiej opowiada. Rodzicielstwo to trudna sztuka - a co, jeśli wasze dziecko jest kosmitą? Wbrew pozorom, to historia twardo stąpająca po Ziemi.



"OPOWIEŚĆ WIGILIJNA" Marka Oramusa... naprawdę przepraszam autora, ale to jest najsłabsze opowiadanie w całym zbiorze. Oczywiście ono nie jest złe, ale jest banalne, nawet imię i nazwisko głównego bohatera jest wycudowane, przez co całość od początku trąci fałszem. Tekst ten jest słaby, bo nie zostawia śladu, mija i jedyne, co pamiętam, to zawód, że to było takie... licealne. Pan Marek Oramus na pewno ma lepsze teksty na swoim koncie (tak sądzę).
"TRZEJ KRÓLOWIE" Orson Scott Card - bardzo dobra historia, sięgająca do korzeni, do Bożego Narodzenia, a nie do Gwiazdki. Niezwykle ciekawy punkt widzenia diabła (obcego), który próbuje pokrzyżować Bogu plany, ale nie wie o tym, że sam jest jego częścią. Zdecydowanie ów tytuł zasługuje na uwagę.
"POD CHOINKĄ" Krzysztofa Kochańskiego zarz przypomniało mi jedno z opowiadań Mastertona (Piotr Gociek także miał takie skojarzenie) o Świętym Mikołaju - ale nie do końca. Tutaj dostajemy więcej humoru, a przede wszystkim na początku nie wiemy, że mamy do czynienia ze złym Świętym Mikołajem. Cała otoczka jest frapująca a atmosfera daleka od sielankowej. "Strasznie zabawne" - to dobre określenie na tę historię.
"NAJLEPSZY PRZYJACIEL KOBIETY" Roberta Reeda, to wariacja wokół wyjątkowego filmu "To wspaniałe życie", w którym zagrał mój ukochany James Stewart. Jest to dość specyficzna karykatura tego świątecznego, ciepłego dzieła kina. Tak - karykatura. Nie znajdziecie tu ciepła, miłości, nawet nie znajdziecie tu nadziei - jest karykatura. Sama nie wiem, co sądzić o tym utworze. Budzi we mnie sprzeczne emocje, bo choć ciekawi, to jednak nie jest na tyle mocne, by zostało w pamięci.



"PODRÓŻ TRZECH KRÓLI" Piotr Gociek - czyli opowiadanie człowieka, który poskładał tę książkę do kupy, to interesująca historia. Jest przewrotna i podobnie jak "Trzej Królowie" sięga do korzeni, ale w inny, w tym wypadku cyniczny sposób. Może nie należy do moich ulubionych, ale podobał mi się czarny humor i lekkość stylu. Pomysł również zaskakuje, zwłaszcza królów TFU! króli.
"PĘTLA" Kristine Kathryn Rusch - oto kolejne najlepsze. Możliwie, że tak polubiłam tę historię, bo jest kobieca, pełna emocji i uczuć - sentymentalna i wzruszająca - oraz, moim zdaniem, ponadczasowa. Zdaje się też być inspiracją okładki, i ja doskonale rozumiem ten wybór. Ów opowieść jest jedną z tych ważnych, bo głęboko ludzkich. Każdy z nas kogoś stracił, każdy ma jakąś przeszłość i przyszłość i prawdopodobnie każdy za kimś tęskni i coś by chciał zmienić... lub sprawdzić... upewnić się. Lecz czy takie gonienie z przeszłością nie niszczy naszego teraz? Wiem! Truizm! Ha! Życie takie jest - to stek truizmów, które tak lubimy wypowiadać, lecz żyć pięknie, to nie zawsze to samo co mówić pięknie.
"WIGILIJNE PSY" Łukasza Orbitowskiego, są moim prawdopodobnie ulubionym opowiadaniem. Nagle stało się jasne, dlaczego ten autor jest taki popularny. Niestety wcześniej nie znałam pióra Orbitowskiego - tym bardziej się cieszę, że ten wybitny tekst znalazł się w tej książce. Świetne! Po prostu ŚWIETNE. Głębokie i bolesne, a zarazem przejrzyste jak lustro i dlatego przerażające, bo nas obdziera z naiwności, z fałszywych wyobrażeń. Nagle stajemy nadzy przed sobą i gryziemy się do kości... a może to tylko psy?
"MISTRZOWSKIE POSUNIĘCIE DZIADKA DO ORZECHÓW" Janet Kagan przenosi nas na inną planetę i pokazuje mechanizmy rewolucji, która nie przypomina tych naszych, ludzkich i krwawych. To sprytna diagnoza polityczna - światowej polityki. Interesujący tekst, dający do myślenia i poruszający ważne tematy - prawa człowieka hmmm chyba tak, to chyba ważne.



Czy polecam? Oczywiście, że tak! To smakowity zbiór, choć jak to zbiór - nierówny. Lecz właśnie o to chodzi w antologiach (przynajmniej ja tak uważam), by się przekonać, co jest dla nas, a co nie dla nas... no i by poznać różne światy w krótkim czasie. I spójrzcie tylko na to wydanie! Okładka jest piękna! Uwielbiam tę ilustrację Macieja Wolańskiego - i tak, czekam na kolejne odsłony FANTASTYCZNYCH OPOWIEŚCI (a Piotr Gociek obiecał).

tyle światów - tyle Świąt
7.5/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


czwartek, 10 grudnia 2020

#recenzjePi "Zbrodnia wigilijna" Georgette Heyer


Wydawnictwo Zyski i S-ka nas w te Święta rozpieszcza - i jestem im wielce wdzięczna za to rozpieszczanie, bo to był paskudny rok. "Zbrodnia wigilijna" jest klasycznym kryminałem, w którym wszystko dzieje się w angielskiej (uwielbiam angielskie klimaty) posiadłości Lexham Manor. Cała akcja jest bardzo bożonarodzeniowa... jednak tym razem zamiast prezentów będzie morderstwo.



Georgette Heyer napisała tę książkę w świetnym stylu, dokładnie takim, jakiego oczekiwałam po klasycznej zagadce kryminalnej. Aż dziwię się, że wcześniej o niej nie słyszałam ("Zbrodnia wigilijna" po raz pierwszy ukazała się w roku 1941). To wypisz wymaluj atmosfera z powieści Agathy Christie, tak więc miłośnicy tej królowej kryminałów powinni czym prędzej zaopatrzyć się w egzemplarz "Zbrodni wigilijnej".
Muszę jednak zaznaczyć, że tutaj akcja jest powolna, ciągnie się, a nawet czasem powtarza (ktoś komuś opowiada o tym, co już wiemy). Choć pewne fragmenty nie były koniecznie, nie są też jakimś wielkim zarzutem. Ta historia bardziej niż kryminałem jest opowieścią o relacjach międzyludzkich. Do 100 strony nie mamy żadnego morderstwa, tylko poznajemy bohaterów, ich charaktery, zależności, rodzinne przepychanki, to kto kogo lubi i dlaczego nie... Zaś dopiero po 200 stronie pojawia się inspektor Hemingway ze Scotland Yardu, który w charakterystyczny, nieśpieszny sposób stara się odkryć tajemnicę morderstwa za zamkniętymi drzwiami. Mnie to wszystko bardzo się podobało i jeśli tak jak ja jesteście spragnieni historii toczącej się w angielskiej posiadłości, do której zjechała się cala rodzina z problemami - to się nie zawiedziecie.



Przyznaję, że od początku wiedziałam, kto zabił - to było raczej jasne, ale nie o to w tej książce chodzi. Tutaj istotniejszym pytaniem jest : JAK ZABIŁ?, oraz to, o czym już wspomniałam, czyli relacje między bohaterami tego dramatu. Co więcej, końcówka mnie zaskoczyła i to nie ze względu na same morderstwo, ale ze względu na ciepło, jakie bije z tych ostatnich stron. Niezwykłe - co?
Mam trzech ulubieńców. Po pierwsze przepadam za Maud, starszą już panią, żoną brata zamordowanego Nathaniela Harriarda, właściciela posiadłości, nadwornego złośnika i zrzędę. Po drugie - polubiła właśnie jego, ofiarę, bo jako jeden z nielicznych... jest szczery. Po trzecie Mathilda Clare, o której nie będę nic więcej pisać, poza tym, że jest spostrzegawcza... choć może jednak nie do końca - ale ma pamięć do szczegółów.



"Zbrodnia wigilijna", to idealna pozycja na grudzień. Dla mnie była czystym relaksem i wielką przyjemnością. W niczym nie przypomina współczesnych kryminałów - i za to ją jeszcze bardziej cenię. Nie jest pozbawiona wad, ale ma w sobie to COŚ, ten nastrój, który od pierwszej strony łapie za serce. Podobają mi się również błyskotliwe i naprawdę dowcipne dialogi i to, że każdy bohater ma inny charakter i każdemu możemy się przyjrzeć z bliska.

polecam fanom Christie i wszystkim, którzy lubią angielski, klasyczny kryminał
7/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π



niedziela, 6 grudnia 2020

#recenzjePi "KONIEC WSZYSTKIEGO scenariusze kosmicznej apokalipsy" Katie Mack


Kto ma ochotę na KONIEC ŚWIATA? Właściwie to WSZECHŚWIATA? BUM! KRACH! TRACH! KONIEC! Uznałam, że nie będzie lepszego roku nad 2020, by zapoznać się ze scenariuszami kosmicznej apokalipsy. To było zaskakująco oczyszczające przeżycie, które zamiast wprowadzić mnie w bezgraniczny smutek i przerażenie - dało nadzieję. Dziwaczka ze mnie! Wiem! Lecz nie wyciągajcie pochopnych wniosków, najpierw sami przeczytajcie "KONIEC WSZYSTKIEGO" i sprawdzicie, czy i wy nie doznacie zdrowego katharsis.


Katie Mack napisała książkę o możliwych KOŃCACH WSZECHŚWIATA i zrobiła to w sposób jasny i przejrzysty. Obiecuję wam, że tutaj wszystko będzie zrozumiałe, a wujek google okaże się zbędny, bo autorka nie używa skomplikowanej terminologii, a jeśli coś się czasem pojawia, to zaraz nam to tłumaczy. Jestem zaskoczona jej talentem do przekazywania wiedzy "zwykłym śmiertelnikom". Ta książka jest jedną z najbardziej przejrzystych publikacji popularnonaukowych o kosmosie jaką czytałam.



Dzięki poczuciu humoru Katie Mack rozluźnia atmosferę i stosuje sprytne i mądre analogie do świata, który znamy, byśmy poznali świat, który mamy nad głową. Wielką sztuką jest napisanie książki o końcu w zabawny, niedołujący sposób. Bo nie ma czego się bać - koniec przyjdzie, ale jeszcze nie teraz - mamy sporo czasu, zdążymy umrzeć, zanim WSZECHŚWIAT pochłonie śmierć cieplna, wieki krach, rozpad próżni, czy wielkie rozdarcie... Zaintrygowani? No... hmm... z tym rozpadem próżni może być nieco bardziej zaskakująco, ale kto by tam się przejmował - i tak nic nie poczujemy.



Osobiście uwielbiam książki o tematyce "kosmicznej", więc to była dla mnie pozycja obowiązkowa. Nie zawiodłam się! Dostałam zrozumiały tekst, z inteligentnymi porównaniami i odniesieniami do literatury - jest w tym pisaniu Katie Mack pewien romantyzm, melancholia przyprawiona żartem, przymrożeniem oka.
Ponadto książka został pięknie wydana (choć okładka ma ten "pocący" się materiał - ale go lubię, bo jest taki aksamitny, a ślady można łatwo zetrzeć), zgodnie z innymi pozycjami w tym temacie od Wydawnictwa Zysk i S-ka. 



Bardzo polecam "KONIEC WSZYSTKIEGO scenariusze kosmicznej apokalipsy". Warto wiedzieć, co czeka nasz wielki DOM... choć nigdy nic nie wiadomo... to przecież tylko scenariusze.

Gotowi na APOKALIPSY?
8/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


czwartek, 3 grudnia 2020

#recenzjePi "SIĘGAJ JAK NAJDALEJ dlaczego ludzie o szerokich zainteresowaniach wygrywają w wyspecjalizowanym świecie" David Epstein


Jestem w szoku! Zupełnie nie spodziewałam się, że ta książka aż tak podbije moje serce. Świetna rzecz! Autor otwiera nam oczy i nie mami głupimi filozofiami, ale kładzie na stół konkret. Jestem pod wrażeniem i jeszcze zbieram szczenę z podłogi, bo niektóre opowieści mnie wyprowadziły z równowagi (w sensie pozytywnym).



David Epstein podarował nam.... hmmm... taki reportaż popularnonaukowy - tak bym to nazwała. Pamiętajcie TO NIE JEST PORADNIK - na szczęście! Dziennikarz prowadzi nas przez całą masę opowieści z życia wziętych, poznajemy wiele, wiele, wiele interesujących osób, których historie inspirują. I oczywiście zostało to napisanie świetnie, sprawnie, językiem reporterskim, ale nie pozbawionym walorów literackich. Znajdziecie tu liczne odniesienia do kultury, sztuki, sportu, medycyny - skarbnica niesamowitości, wór wiedzy i doświadczeń... choć z tym dobrodziejstwem "doświadczenia" należy uważać (przeczytacie, będziecie wiedzieć o co chodzi).



Ta pozycja posada same plusy. Po przeczytaniu stajemy się "lepiej poinformowani" i otwierają nam się - dotąd zamknięte - szuflady umysłu. Mało tego! Zaczynamy patrzeć na siebie, na swoje odbicie w lustrze łagodniej, z dobrocią, zrozumieniem i nadzieję, bo naprawdę NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO by odnieść sukces, by zacząć od nowa, by żyć.
Uważam, że tę książkę powinni przeczytać wszyscy nauczyciele i rodzice - SERIO. Zmiany w myśleniu u edukacji są KONIECZNE. Nie możemy pozwolić sobie na produkcję idiotów, myśląc przy tym, że produkujemy geniuszy. Jednak specjalizacja, nacisk na dziecko i wybranie za niego kariery jest ograbieniem go z wolności, a co ważniejsze - jest jego upośledzeniem. Nie dajmy młodym podpowiedzi, nie ułatwiajmy im życia - niech sami dojdą do prawdy, niech się pomęczą, bo zobaczycie - tylko wtedy będą świetni w tym, co robią. Wspierajmy, ale nie wskazujmy drogi - drogę każdy powinien wybrać sam.



Czytanie "SIĘGAJ JAK NAJDALEJ" było dla mnie wielką przygodą i dało mi moc argumentów i - moc wiary w siebie. David Epstein podniósł mnie na duchu i jestem mu wdzięczna. Cieszę się, że Wydawnictwo Zysk i S-ka postanowiło wprowadzić tę książkę na nasz polski rynek - ale uważam, że powinno jej być więcej w mediach, na portalach społecznościowych - po prostu powinno się o niej mówić, bo szkoda, by taka perełka przeszła niezauważona.

SIĘGNIJ śmiało po "SIĘGAJ JAK NAJDALEJ"
8/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


wtorek, 1 grudnia 2020

#recenzjePi "GWIAZDKOZAUR i Zimowa Czarownica" Tom Fletcher


GRUDZIEŃ!!! A jeśli GRUDZIEŃ, to ŚWIĘTA!!! Hurrrrra!!! Choć nie wiem jak ciężki byłby rok, jak okropny i przygnębiający, to Boże Narodzenie zawsze niesie NADZIEJĘ i tego się trzymajmy. Wydawnictwo Zysk i S-ka dobrze wie, jak ogrzać zmarznięte serduszka. Podarowało nam drugi tom przygód niesamowitego dinozaura GWIAZDKOZAURA i jego najlepszego przyjaciela Williama. To jak? Zaczynamy?


"GWIAZDKOZAUR i Zimowa Czarownica", to kontynuacja pełnej ciepła pierwszej części, którą czytałam... hmmm... w czerwcu tego roku. Tak! W czerwcu! A co?! Tak mi było źle, że musiałam zrobić sobie Święta w czerwcu. Tym bardziej ucieszyłam się z drugiego tomu. Tom Fletcher ponownie zabiera nas na Biegun Północny, do siedziby Świętego Mikołaja, ale tym razem dodaje bohaterów - tajemnicza Zimowa Czarownica wszystko zmrozi, nawet czas.



Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo była mi potrzebna ta książka. Jak ogromnie tęskniłam za ciepłym kocem, gorącą czekoladą i opowieścią... rodzinną, wzruszającą, dobrą, poczciwą opowieścią, która pozwala zapomnieć na chwilę o smutkach 2020 roku. Może nie jest to dzieło wybitne, a autor nie jest pisarzem wszechczasów, ale to nie musi takie być - to ma być kochane i jest kochane. GWIAZDKOZAUR jest kochany i proszę się ze mną nie kłócić! Jest i kropka!



Dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam - ogromny zastrzyk dobrej energii, miłości, ludzkiej dobroci i wiary, że jeszcze będzie dobrze, że jeszcze będziemy szczęśliwi. Lecz ten tom mnie też zaskoczył - ja naprawdę się przy nim wzruszyłam. Nie powiem, co mnie wzruszyło, ale daję słowo, że było warto. Chyba ta kontynuacja mi się bardziej podobała od jedynki, choć nie wiem... może tak mi się tylko wydaje, bo jedynkę czytałam w czerwcu, a jednak takie pozycje dobrze czytać w Święta, lub chociaż w okolicy Świąt, bądź ze śniegiem za oknem.



Tom Fletcher mnie oczarował pomysłem na Zimową Czarownicę i doceniam całą koncepcję, to w jaki sposób utkał fabułę. Wszytko pięknie mu się domyka i tworzy wspaniałą całość. To książka idealna pod choinkę, lub... na ŚWIĘTEGO MIKOŁAJ!!! Ludzie! To już 6 GRUDNIA za 5 DNI! Kochani, to wyśmienity pomysł na upominek, tylko proszę, zaopatrzcie się KONIECZNIE w oba tomy. Czytanie nie po kolei jest w tym przypadku głupotą.



Nie mogę nie wspomnieć o mięciutkich ilustracjach Shane'a Devries'a, który tak słodko odmalował nam GWIAZDKOZAURA. Ten bohater wyszedł mu idealnie - jest tak przytulaśny, milusiński, że człowiek ma ochotę go wycałować.



I oczywiście WYGLĄD. Te książka prezentują się doskonale. Są wydane z wielkim smakiem. Obwoluty kolorowe, barwne, a oprawa pod nimi... ELEGANCKA czerwień ze złotymi literami i sylwetką naszego GWIAZDUSIA. Więc jak? Zachęceni? Mam nadzieję, że wystarczająco, bo sprezentować dzieciom i sobie te śliczności. Najlepiej je czytać rodzinnie, na głos, całej gromadce, mama, tata, berbecie, dziadkowie - ta książka pomaga, ogrzewa, daje nadzieję i zwraca się wprost do czytelnika - z uśmiechem.

ciepła, kochana opowieść
8/10
tom II
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


niedziela, 29 listopada 2020

#recenzjePi "DROGA DO RZECZYWISTOŚCI wyczerpujący przewodnik po prawach rządzących Wszechświatem" Roger Penrose


To nie jest zwykła książka, to jest dzieło wybitne - wybitnego profesora sir Rogera Penrose'a, tegorocznego laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki (2020 r.). Gdy zobaczyłam, że Wydawnictwo Prószyński i S-ka wprowadzają tę pozycję na nasz polski rynek - oszalałam z radości (i nie ma w tym przesady). Właśnie za takie odważne nowości cenię wydawnictwa. Dlaczego "odważne"? Bo to nie jest lekka rzecz, to nie jest kryminał, który czyta się w jeden wieczór, to nie jest bezmyślna rozrywka - to jest potęga wiedzy, moc informacji i skarbnica wielkich umysłów. Każdy, kto interesuje się światem, każdy, kto lubi i ceni matematykę oraz fizykę - a także kosmologię i szeroko rozumiany WSZECHŚWIAT - będzie zachwycony.


Nie będę wam tu kłamać i chwalić się, że połknęłam tę ponad tysiąc stronicową perłę O NIE! Czytam ją już od jakiegoś czasu i jeszcze dłuuuuuuuuuuuuugo będę, bo wiedzcie, że tutaj potrzeba cierpliwości, wytężonej uwagi, zdolności skupienia się i chęci wyszukania np. w internecie pojęć, których do końca nie rozumiemy. Zapoznanie się nawet z jednym podrozdziałem zajęło mi moc czasu - ale to świetnie! Tego chciałam! Całkowitego skupienia się na nauce, na kwestiach, które w szkole traktowane są po macoszemu i przez co teraz zbieram żniwo niewiedzy i ignorancji. Na naukę jednak naprawdę nigdy nie jest za późno!



Sir Roger Penrose podarował światu kompendium wiedzy - ujmę to - ścisłej. Faktycznie jest to swoista biblia matematyków i fizyków. Jeśli macie w swej rodzinie takiego zapaleńca, to MUSICIE mu kupić tę książkę. Mnie się w głowie nie mieści, że mam na półce tak wartościowe dzieło! Ten grubasek jest jedną z najważniejszych książek w mojej biblioteczce i zdecydowanie najcenniejszą naukową pozycją jaką posiadam.
Ostrzegam uczciwe, że nie czyta się tego łatwo - oj nie, nie... "DROGA DO RZECZYWISTOŚCI" wymaga od nas wielkiego wysiłku, lecz tyle, line wysiłku jej ofiarujemy, tyle ona dobra nam odeśle (z nawiązką). Zdecydowanie będę wam jeszcze o tej książce pisać na blogu i trąbić gdzie się da, bo taką wiedzą należy się dzielić i nie można pominąć jej w morzu wydawniczych nowości.



Teraz trochę popaplam o tym, co znajdziecie w środku - bo to przecież najistotniejsza kwestia. Autor wprowadza nas spokojnie w świat liczb i teorii zaczynając od "Korzeni nauki". Kładzie nacisk na matematykę - bo liczby nie kłamią i wciąga w świat rzeczywisty, który choć codziennie obserwujemy - to go najczęściej ni w ząb nie rozumiemy. Książka została mistrzowsko przemyślana, a sir Roger sięga do samych początków, do starożytności, do rodzajów liczb (o rajcu! ale tu jest jazda - mówię wam). Oczywiście ja najchętniej przeskoczyłabym (i tak chciałam zrobić) to takich rozdziałów jak CZASOPRZESTRZEŃ; WIELKI WYBUCH I JEGO TERMODYNAMICZNE DZIEDZICTWO; SUPERSYMETRIA, WYMIARY DODATKOWE I STRUNY (o których już co nieco wiem) itp., itd. ale!!! Właśnie ALE to nie takie łatwe i nie takie HOP SIUP. Tę książkę TRZEBA, NALEŻY czytać po kolei, ona od nas tego wymaga, bo inaczej nic nie zrozumiemy i równie dobrze możemy położyć się na łące i patrzeć w chmury mając nadzieję, że z jakiejś zacznie padać złoty deszcz. Powtarzam, to POZYCJA NAUKOWA, WYMAGAJĄCA, ale WSPANIAŁA i WYBITNA - WARTA swojej ceny.



Ponad sam tekst, autor postarał się o ogrom ilustracji, wykresów, schematów tłumaczących nam np. zjawisko entropii, które to zawsze mnie fascynowało i które dotyczy również czarnych dziur! Wszystko jest jasne i zrozumiałe, ale nie oczywiste, dlatego takie wymagające. Jeśli mamy wielkie braki w podstawach, będzie nam trudno przebrnąć nawet przez stronę, lecz jeśli zadamy sobie ten trud, trud poszukiwania odpowiedzi - to GWARANTUJĘ wam, że będziecie zadowoleni i co ważniejsze z siebie DUMNI. Ja potrzebuję od czasu do czasu takiego zastrzyku skupienia i zrozumienia WSZECHŚWIATA - zaraz mi lżej na duszy, bo wiem więcej niż przeciętny "Kowalski" - nie ukrywajmy, każdy lubi wiedzieć więcej i poczuć się choć przez chwilę mądrzejszy.



Co do samego wydania - nie mam zastrzeżeń. Gruba oprawa, oczywiście książka ma swoją wagę (1111 stron to nie przelewki), ale tutaj to tylko zaleta. Nie zabierzecie jej na piknik, ale już do łóżka - czemu nie? Na jednym kolanku książka, na drugim laptop z wujkiem google i jesteśmy szczęśliwi i gotowi na wielką, kosmiczną przygodę.

WYBITNA wymagająca WYCZERPUJĄCA piękna
droga do zrozumienia
9/10
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
π



czwartek, 26 listopada 2020

#recenzjePi "Władca Much" William Golding


Do teraz nic nie wiedziałam o "Władcy Much" poza tytułem, bo on mi się oczywiście obił o uszy - i ogromnie się z tego cieszę, gdyż poznawałam tę książkę z "czystą głową". Wywarła na mnie wielkie wrażenie - wrażenie nie do zatarcia. Jest to książka wybitna, a literacki Nobel dla autora słuszny i wręcz konieczny. Ta opowieść wwierca się w umysł i nie odpuszcza, dociska czytelnika do podłogi, sprowadza do parteru, odziera z człowieczeństwa i nie jest ani trochę przesadzona - jest okrutnie prawdziwa.


William Golding podarował nam historię, której groza nie tkwi w zjawiskach nadprzyrodzonych, w nawiedzonych domach, w polujących nocą wampirach - to groza tkwiąca w człowieku i to człowiek jest tutaj bestią, oprawcą, kanalią. "Władca Much" jest horrorem utkanym z naszych największych lęków, to ciało z bijącym od nienawiści sercem - to maszyna pozbawiona litości, brutalny potwór czający się w naszych umysłach - to my, tylko że pełni złości, samotni, opuszczeni, zdolni do zbrodni, by tylko pokazać, kto tu rządzi.



Pisarz przedstawia nam chłopców, którzy z powodu katastrofy lotniczej muszą sami radzić sobie na wyspie, rajskiej wyspie, pełnej owoców i goniących w te i na zad świń. Da się na takiej wyspie dobrze żyć, to możliwe... da się przetrwać. Lecz ci chłopcy, to ludzie - a LUDZIE, cóż...
Ludzie tworzą prawa, dobre prawa, mądre prawa, lecz po ludziach, przychodzą inni ludzie, inne zdania, dzikie prawa. Nie zatrzymasz toczącej krew rewolucji - bunt, bunt, BUNT! WOJNA! WOJNA! WOJNA! Bo tylko ludzie z RAJU zrobią PIEKŁO.
Kłaniam się w pas Williamowi Goldingowi, bo napisał wielkie dzieło, tylko szkoda, że ta opowieść dzieje się, ona trwa, bez przerwy, w koło, do znudzenia, do szaleństwa obraca ludzkością, miażdży. Nie słucha mądrych, głos mądrych dusi. Nie zważa na dobrych, bo dobrych nazywa wariatami i ich niszczy. Wrażliwość jest zbędna, gdy w grę wchodzi władza, a władza jest przecież najważniejsza. Kto ma władzę, ma moc! Kto ma władzę, ma posłuch! Kto ma władzę, ma... ma kontrolę nad innymi. Trzeba tylko budzić lęk. LĘK jest kluczem! LĘK i KREW.



"Władca Much", to taka mroczniejsza i o wiele brutalniejsza wersja "Piotrusia Pana" (choć już sam "Piotruś Pan" jest dość mroczny i brutalny). Nigdylandia tutaj jest światem, areną, tym co nigdy nie powinno się zdarzyć, ale zdarza się ciągle. Ta książka przypomina mi także "Wyspę doktora Moreau", lecz jest lepsza, o wiele lepsza. Pozornie jest mniej obrzydliwa, ale tylko pozornie. Obrzydliwość "Władcy Much" jest większa, bo autor bawi się w zakładanie masek - on je zdejmuje. Maski grzecznych, brytyjskich chłopców opadają i odsłaniają twarze prawdziwych dzikich potworów. przestajemy się bawić, zaczynamy polować.



Na koniec wspomnę (jak to mam w zwyczaju) o wydaniu. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam właśnie po to nowe, od Wydawnictwa Zysk i S-ka - z wielu powodów. Po pierwsze CZCIONKA duża, miła dla oka, niemęcząca, tak jak PAPIER, kremowy i przyjemny w czytaniu - to naprawdę wielka zaleta. Po drugie TWARDA OPRAWA, mimo której książka nie jest niewygodna, ani ciężka. Po trzecie WYGLĄD - jestem zachwycona obrazem Macieja Wolańskiego. Przy odpowiednim ustawieniu ŚWIŃSKI ŁEB zmienia się w MUCHĘ, a przy zbliżeniu wyłaniają rozmaite elementy: skaczący chłopcy, odwróceni do siebie tyłem "przywódcy", muszla (taka ważna, taka istotna!!!), palmy, kły... GENIALNA ILUSTRACJA do GENIALNEJ KSIĄŻKI.

koniecznie PRZECZYTAJCIE
9/10
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π


wtorek, 24 listopada 2020

#recenzjePi "GOŁYMI RĘKAMI" Bart Moeyaert


Bart Moeyaert dał nam opowieść, która niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. To nie jest długa książka - ma 100 stron - ale wręcz dyszy paniką głównego bohatera, chłopca o imieniu Ward, który jest naszym narratorem i to z jego perspektywy poznajemy akcję, cały przedstawiony świat.


Fakt, że pisarz zdecydował się powierzyć nas, czytelników, temu dziecku, było śmiałym pomysłem, który się opłacił. Dzięki takiemu zabiegowi czujemy strach chłopca, jego przejęte do bólu serce i tęsknotę za bezpieczeństwem, za domem, który sobie wymyślił, którego pragnie i którym nie ma zamiaru się z nikim dzielić. Razem z nim i jego przyjacielem Berniem, oraz psem Elmerem wyruszamy w dziwną podróż, która - na początku - nie wiemy, czemu ma służyć, ale wiemy, że jej efektem jest śmierć kaczki, której właścicielem jest tajemniczy i straszny mężczyzna Betjeman. Ten dziwny człowiek ma jeszcze jedną, upiorną cechę - sztuczną rękę, co w oczach dziecka znaczy tyle samo, co POTWÓR. Ward nie chciał śmierci kaczki, ale konsekwencji ich dziecinnego i pozbawionego wszelkiej logiki czynu już nie da się cofnąć, bo śmierci nie da się cofnąć.



"GOŁYMI RĘKAMI" przejmuje, wstrząsa czytelnikiem. Niby to książka dla dzieci 12+ i tak, dzieci w tym wieku mogą ją czytać, lecz lepiej ją zrozumie dorosły, bo nie jest to literatura łatwa, nie jest też przyjemna - ta historia wywołuje niepokój, czujemy się niekomfortowo i przy każdej stronie wypatrujemy tragedii. Napięcie towarzyszy każdej linijce, a nawet każdemu słowu, aż wreszcie nie wiemy komu ufać i czy możemy w ogóle ufać komukolwiek. Ward jest narratorem emocjonalnym, a osoby, które nam przestawia, siłą rzeczy są barwione jego umysłem. Ta książka przypominała mi od początku inną opowieść : "SZPADEL" Lize Spit - tyle, że "Szpadel" zdecydowanie nie jest dla dzieci, ale ma tą samą atmosferę, ciężką, jak kamień zawieszony u szyi.



Autor wprowadził nas w świat dziecka, które się boi i cały czas próbuje coś z tym strachem zrobić, udowodnić sobie, że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stało, a w ramionach matki znów poczuje się bezpieczny. Ucieka, bez przerwy ucieka, choć nie wie, że to ucieczka, bo zawsze w końcu wpada na siebie i konsekwencje swoich czynów.



Akcja książki toczy się w ostatni dzień roku - Sylwester. To symboliczne, bo Nowy Rok popularnie uważa się za nowy początek, ale Ward boi się przyszłości, nie chce jej, rozpaczliwie pragnie pozostać tam, gdzie był, lecz widzi, że to nie zależy od niego, że matka, siostra, kolega... nawet pies go opuścili - Ward czuje się samotny, choć nikt go tak naprawdę nie porzuca, lecz nikt go też nie potrafi zrozumieć, a to czasem znaczy tyle samo.

tej historii szybko z głowy nie wyrzucicie
7/10
Wydawnictwo Dwie Siostry
π