Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 kwietnia 2023

#recenzjePi "Jak włosy taty wyrwały się w świat" Jörg Mühle

Twórczość Jörg'a Mühle'a jest mi dość dobrze znana, choćby z "Dwa dla mnie, jeden dla ciebie", czy np. ilustracji do serii Megumi Iwasy ("Pozdrowienia z Wielorybiego Przylądka" i in.). Lubię jego kreskę, jest zabawna i zawsze ożywia tekst.

Tym razem dostałam szaloną opowieść o pościgu za włosami. Narratorem jest chłopiec, który opowiada, jak jego tata rzucił się w pogoń za włosami, które postanowiły wyruszyć w świata. JAK WŁOSY TATY WYRWAŁY SIĘ W ŚWIAT z miejsca rozśmiesza, bo łysienie, to przecież dla mężczyzn często sprawa nie do odwołania - jednak jak będzie z tym konkretnym przypadkiem? To już trzeba się samemu przekonać - dość wiedzieć, że będzie śmiesznie i zaskakująco.


Cechą charakterystyczną twórczości Jörg'a Mühle jest prostota, zarówno w kresce, jak i w słowie. Nie znajdziecie tu barwnych opisów, czy filozoficznych dialogów, za to będzie sporo akcji - to taki film sensacyjny w stylu "łap złodzieja!". Bardzo dobrze pisarzowi/ilustratorowi wychodzi ta bezpośredniość i dzięki temu jest oryginalny.


Co do samej historii, może nie jest wyszukana, ale śmieszy. Wprawdzie nie prychałam, ale sam pomysł już mnie - powiedzmy - ucieszył. To dobra książka na prezent nie tylko dla dziecka, ale także dla... łysiejącego partnera, choć musi on koniecznie mieć poczucie humoru.


Bardzo ładnie wydana pozycja. Zgrabna wielkość, dobry papier, ładne kolory, dobre tłumaczenie Anny Kierejewskiej ( zwłaszcza widać fantazję w tłumaczeniu słów, które nie istnieją) - ogólnie śmiało można polecić. Będzie ubaw i będzie miło, a koniec nieco... fantastyczny - ale wiecie... daje łysiejącemu nadzieję (co z tego, że nadzieja to.... tego łysiejącemu nie mówcie).

gdzie moje włosy !?!?!
Wydawnictwo Dwie Siostry
π

sobota, 29 kwietnia 2023

#recenzjePi "BUŁECZKA poznaje BUŁECZKĘ" Sara Ohlsson (tekst), Lisen Adbåge (ilustracje)

BUŁECZKA POZNAJE BUŁECZKĘ, to już 5 tom serii o BUŁECZCE Sary Ohlsson i po raczej słabszych trzech tomach, wreszcie powrócił urok tomu 1, od którego tak bardzo polubiłam tę bohaterkę, że trwałam przy niej pomimo umiarkowanego zadowolenia, a nawet momentami rozczarowania tomami 2.3 i 4. Na nowo przypomniałam sobie, za co pokochałam tę rezolutną, otwartą, bezpośrednią dziewczynkę - narratorkę i bohaterkę.


To, co w tej książce, ale i w pozostałych z serii, jest jej największą zaletą, to właśnie narracja. Styl Ohlsson jest czarujący, świetnie oddaje myśli, zachowanie, rozumienie świata - dziecka. Rewelacyjne wyczucie serca BUŁECZKI jest tak rozkoszne, że od pierwszych zdań czytelnik lubi tę poczciwą łobuziarę.


W tym tomie BUŁECZKA poznaje nowego kolegę, który dołącza do jej klasy i nazywa się.... BUŁECZKA! Nietrudno się domyślić, że to rodzi problemy, a chłopiec na dokładkę wcale nie ułatwia jej życia - jest raczej niemiły... choć, jak to mówi babcia BUŁECZKI (naszej BUŁECZKI) ludzie źli na ogół są smutni. Poza tym oczywistym konfliktem klasa BUŁECZKI, a właściwie BUŁECZEK zwiedza remizę i uwierzcie mi, ogień trzeba będzie gasić! (na szczęście babcia jest blisko)



Seria jest śliczna i urocza nie tylko dzięki bohaterce, stylowi pisarki, i samej opowieści, ale także ze względu na oryginalne, ujmujące ilustracje Lisen Adbåge. Za każdym razem, niezmiennie chwaliłam kreskę tej artystki, ponieważ w rewelacyjny sposób oddała charakter postaci - wszystkich postaci. Te ilustracje już same w sobie mają humor, a gdy dodamy do tego humor pisarki, to mamy mieszankę pozytywnie wybuchową.



Tak jak wspomniałam na początku, nie jestem wielką fanką tomów 2.3 i 4, ale 1 i 5 wymiatają! I właściwie można je czytać z pominięciem środkowych. Jednak ja tak polubiłam BUŁECZKĘ, że przymykam oko na to, co mi nie pasowało i cieszę się z fikuśnej, ciepłej narracji.


Na koniec nie mogę nie wspomnieć o rewelacyjnym wyglądzie książek. Są wydane ślicznie, spójnie (choć BUŁECZKA I MIŁOŚĆ ma kanciasty grzbiet). Świetna, pozytywna kolorystyka, miły w dotyku papier, dobrze dobrana wielkość - to wszystko sprawia, że książki prezentują się znakomicie.

Dwie BUŁECZKI, to przesada
tom 5
BUŁECZKA
Wydawnictwo Dwie Siostry
π


piątek, 28 kwietnia 2023

#recenzjePi "ZIEMNIAK na ROWERZE" Elise Gravel

ZIEMNIAK NA ROWERZE, to trzecia i już ostatnia książeczka dla maluszka od Elise Gravel i podobała mi się, choć nie najbardziej. Zdecydowanie moją faworytką jest MA BYĆ TAK, JAK CHCĘ! ZIEMNIAK jest chyba najbardziej abstrakcyjny, ale też i ma, podobnie jak poprzednie pozycje - zakończenie z przytupem.


Gravel tym razem nasunęła mi na myśl Świnkę Pepe, ale wciąż podobieństwo do Roger'a Hargreaves'a wiedzie prym. To fajne inspiracje, a pomysły ilustratorki są proste i skuteczne. Lubię taką bezpośredniość i umiejętność wchodzenia w głowę dziecka i sprawne odczytywanie jego dzikiej, wolnej od schematów wyobraźni.


Książeczka pokazuje rzeczy niemożliwie, jak ZIEMNIAK NA ROWERZE, lub ŚPIEWAJĄCY POMIDOR,a na końcu jest coś... hmmm... powiedzmy, że PSIKUS. Dzieciaczek powinien być zadowolony, bo czeka go niespodzianka.


Książeczki Wydawnictwo Dwie Siostry wydały pięknie. Cała trójka prezentuje się zacnie i myślę, że będzie często czytana i przeglądana. Dziecko pamięta takie pozycje i ta pamięć po latach zamienia się w wielki sentyment, w podróż do czasów, gdy będąc malutkim, rodzic był całym światem. Mile, urocze, ładne - polecam.

ziemniak porwał mi rower i jeeeeeedzie
Wydawnictwo Dwie Siostry
π

czwartek, 27 kwietnia 2023

#recenzjePi "Ma być tak, jak CHCĘ!" Elise Gravel

MA BYĆ TAK, JAK CHCĘ, to moja druga książeczka, po JEEEŚĆ!!! dla maluszka od Elise Gravel i ta jeszcze bardziej mi się podoba od poprzedniej. Jest przeurocza, przekochana i przede wszystkim skrywa w sobie wielką prawdę. Może ta prawda nie jest wcale wesoła, ale piękno i czułość rodzica, a to już (można rzec) wszystko.

Gravel czerpie inspiracje z klasyka książeczek dla dzieciaczków Roger Hargreaves i to widać, ale mi osobiście nie przeszkadzają tak jawne ukłony w stronę geniusza prostej kreski i opowieści. Może nawet jeszcze bardziej cieszy, bo ogromnie lubię serię z PANAMI od tego autora.


Ta konkretna pozycja opowiada o maleństwu, które chce wszystko i to wielkie i to teraz, ale rodzic nie może dać mu tego, co chce. Trudno przyciągnąć do domu słonia, czy kupić samolot... ale jest coś, co rodzic może dać swojej pociesze. Jest to rzecz banalna, bo nic nie kosztuje - a jednak jest bezcenna... rodzic może dać WIELKIEGO ... (nie powiem, bo przecież głupio tak zdradzać koniec). Jedno jest pewne - to takie prawdziwe!


Książeczka ślicznie wydana i cieszę się, że ją mam. Podoba mi się kreska i taki "zwyczajny" humor. Ta opowieść, wbrew pozorom, uczy i wzrusza. Ładna i mądra i do tego dowcipna. Polecam.

chcę i już !
Wydawnictwo Dwie Siostry
π

środa, 26 kwietnia 2023

#recenzjePi "JEEEŚĆ!!!" Elise Gravel

JEEEŚĆ!!!, to czadowa książeczka dla maluszka. Podoba mi się w niej wszystko - zaczynając od niewielkiego, ale absolutnie uroczego formatu, kończąc na rozbrajających ilustracjach i humorze. Elise Gravel wpadła na świetny pomysł i go zrealizowała, a ta książeczka jest jedną z trzech, o których będę pisać



Przyznaję, że z miejsca nasuwa się porównanie do genialnej, rewolucyjnej i przesłodkiej serii Roger'a Hargreaves'a. Jego PAN ŁASKOTKIEWICZ, PAN ŁAKOMCZUCH, PAN POŚPIECH i inni PANOWIE, są hitem i klasykiem wśród książeczek dla małych dzieci. Gravel trochę gra na tych sentymentach i porusza te same struny dziecięcej wrażliwości.


Humor jest tu najważniejszy, bo nasz główny bohater chce zjeść wszystko, bo jest wiecznie GŁODNY. Myślę, że nic tak nie cieszy rodzica, jak moment, gdy jego maleństwo się śmieje, a tu śmiać się będzie - a przynajmniej jest na to naprawdę duża szansa.


Co do kreski, to jest bardzo prosta, ale taka właśnie miała być. Estetyka JEEEŚĆ!!! jest przemyślana i mądra, ponieważ dziecko z miejsca zaczyna lubić czerwoną kropę, jej prosty charakter i zwyczajną potrzebę jedzenia, która tutaj zwyczajna być przestaje. Puenta jest bardzo zabawna i myślę, że rodzic świetnie może odegrać, zabawnie odtworzyć głosem i gilgotkami podaną treść.


Książeczka jest ładnie wydana, urocza, kolory są bardzo ciekawe, jak i sama fabuła. Tekstu jest malutko, ale to całkowicie wystarcza, bo nic tu dodawać już nie trzeba - chyba, że dźwięk śmiechu maluszka.

mam głoda
Wydawnictwo Dwie Siostry
π

wtorek, 25 kwietnia 2023

#recenzjePi "ZAPOMINAMY o działaniu pamięci i zaletach niepamiętania" Scott A. Small

I to jest książka, którą warto przeczytać. "ZAPOMINAMY o działaniu pamięci i zaletach niepamiętania" Scott'a A. Small'a, to pozycja, która nie tylko uczy, ale i podnosi na duchu w jakiś dziwny, trochę pokrętny, ale jakże fascynujący sposób - mianowicie nasz dobry humor zależy tu od zapominania.

To, na co należy tutaj zwrócić szczególną uwagę, to autor, który jest pełen ciepła, wyrozumiałości i zainteresowania w stosunku nie tylko do swoich pacjentów, ale także do każdego, kto jego książkę będzie czytał. Small potrafi jasno i klarownie formułować zdania, myśli, co sprawa, że odbiorca, słuchacz, czytelnik podczas lektury nie czuje się zasypywany trudnymi, medycznymi określeniami i faktami, a raczej spokojnie płynie po morzu wiedzy o pamięci.


Do ZAPOMINAMY wręcz mnie przyssało, bo już sam początek pięknie wprowadza w cud niepamięci. Lekarz z troską pochyla się nad wątpliwościami, obawami i paranojami pacjentów, ale taż nad "prawdziwymi", a raczej prawdziwie poważnymi problemami. Choroba Alzheimera jest tu "postacią" wiodącą, straszną diagnozą, ale też interesującą opowieścią o tym, jak nasz mózg jest niezwykły i jak mało o nim wciąż wiemy.


Scott A. Small przytacza wiele przykładów, sytuacji, które napotkał na swojej zarówno zawodowej, jak i prywatnej drodze. Skrzętnie pokazuje nam magię PAMIĘCI i NIEPAMIĘCI i to, że zarówno jedno, jak i drugie jest nam niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Jasno udowadnia, że gdybyśmy wszystko pamiętali, bylibyśmy niezdolni do życia w społeczeństwie i tak jak Funes Borgesa musielibyśmy siedzieć zamknięci w pokoju modląc się o brak jakichkolwiek zmian.


Przyznaję, że książka bardzo mi się podobała, ale najbardziej podoba mi się autor, który z wielką delikatnością i mądrością prowadzi czytelnika przez trudne tematy. Jego szacunek do pacjentów i troska o nich sprawia, że nie da się nie czuć do niego sympatii a sympatia do nauczyciela jest najlepszym gwarantem zaangażowania ucznia.


Jeśli boicie się, że zapominanie, gdzie się odłożyło kluczyki do samochodu - jest pierwszą oznaką poważnej choroby, to przeczytajcie tę książkę, a może odetchniecie z ulgą, bo zapominanie ratuje nas od szaleństwa. (oczywiście nie namawiam do bagatelizowania problemów - zawsze, jeśli coś was martwi, należy skonsultować się ze specjalistą)


ZAPOMINAMY porusza bardzo ważną sferę naszego życia - pamięć. Umysł potrafi ratować nas od wiecznego smutku i żalu, dzięki czemu łatwiej zacząć od nowa. Jest też strażnikiem twarzy, które rozpoznajemy na ulicy nawet po latach niewidzenia. Jednak umysł jest również wrażliwy, delikatny, a nawet jedna trauma może zmienić go na zawsze. Tak naprawdę książka Small'a, to piękna baśń o narządzie, który odpowiada za to, kim jesteśmy - a kim byśmy byli bez pamięci? To pytanie niestety muszą sobie zadawać chorzy na np. Alzheimera i członkowie ich rodzin. Oby nam to było oszczędzone.

zapomniałam, jak mi było źle
by żyć pamiętając o tym, co było dobre
Seria z Linią
Wydawnictwo UJ
bo.wiem
π

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

#recenzjePi "ODPORNOŚĆ UMYSŁU zakaźne idee, pasożyty umysłu i poszukiwanie lepszych sposobów myślenia" Andy Norman

Musiałam wykazać się dużą odpornością, by przebrnąć przez ODPORNOŚĆ UMYSŁU Andy'ego Norman'a. Ta książka jest niezwykle jednostronna, ideologicznie podporządkowana obranej narracji i dzieląca społeczeństwo, ludzi na lepszych i gorszych - przy czym rzekome "argumenty" autora są absolutnie niewystarczające, bazujące na jednostce, która ma charakteryzować całą społeczność. Wybiórczość, uogólnienia, pisanie historii na swoją modłę - cóż, ODPORNOŚĆ UMYSŁU, to pozycja dla bardzo konkretnej grupy odbiorców i ci z pewnością będą dawać 10/10.

Zacznijmy od WIELKIEJ METAFORY, "genialnej" metafory, którą Norman uczynił kręgosłupem swoich rozważań. ODPORNOŚĆ CIAŁA, system immunologiczny człowieka przełożył na ODPORNOŚĆ UMYSŁU, ponieważ uznał, że to wprost wspaniale odda jego "znakomite" wynurzenia. Otóż, jak dla mnie, metafora ta jest banałem, infantylną próbą zbudowana czegoś pozornie nowego, posługując się starymi ideologiami. W tym "dziele" można odnaleźć niemal na każdej stronie marksistowską myśl, co nie jest komplementem, choć dla niektórych (o zgrozo! patrz pomniki Marksa w Niemczech) jest.
Sam Andy Norman nie jest żadnym naukowcem - do czego na szczęście się przyznaje. To filozof, a notka o nim na skrzydełku jest tak samo teoretyczna, jak owa książka. Ten człowiek niczego nie odkrył, niczego nie udowodnił, on tylko tworzy na zgliszczach starych idei - myśl ubraną w nowe stroje. Cóż, jeśli chodzi o filozofie, to ją bardzo cenię, to wspaniała droga do poznania, to dziedzina, która zadaje pytania i szuka odpowiedzi - lecz najlepiej trzymać się filozofii realistycznej, bo w mnogości innych można utonąć i zagubić zdrowy rozsądek.


Argumentacja Normana jest bardzo słaba i krzywdząca. Potrafi, na podstawie zachowania jednego człowieka (wariata) scharakteryzować np. wszystkich ludzi wierzących. Ponieważ tak zrobił, to dał mi niepodważalne prawo do wytknięcia mu jego uwielbienia dla Nietzsche - otóż był to ulubiony myśliciel Hitlera i nazistowskich Niemiec, czy to znaczy, że Pan ma z nimi po drodze?
Innym (jednym z wielu, wielu, wielu), oburzającym fragmentem jest "Ludzie religijni nie mają oczywiście monopolu na moralny zamęt. Dezorientować i sprowadzać na manowce mogą również ideologie świeckie." !!! Nie mają monopolu, ale rzecz jasna są w większości? I o łaskawy panie Norman miło, że zaznaczyłeś, że ideologie świeckie też mogą "sprowadzać na manowce" - może jednak słyszałeś o np. KOMUNIZMIE?! Super, że jednak to dostrzegłeś.


Przyznaję, że książka ma swoje zalety. Zmusiła mnie do krytycznego myślenia, trochę może podniosła ciśnienie, ale w sumie to rozbawiła. Zdecydowanie Andy Norman potrafi pisać "naukowo", a raczej sprawiać takie wrażenie. Przytacza wiele przykładów, sięga do historii - tylko, że to zawsze miecz obusieczny. Norman wyciąga ASY z lewego rękawa, ale zapomina, że w prawym też znajduje się ich całkiem sporo.
Mogłabym pisać o tej pozycji jeszcze długo i może powinnam, np. bardziej konkretnie, wyciągać te "złote myśli" autora i starać się ukazać ich niesprawiedliwość i całkowity brak zrozumienia poruszanej tematyki (wiara, patriotyzm, chrześcijańskie korzenie Europy). Oczywiście, ma on w wielu miejscach słuszność. Straszne zdarzenia z historii, z tej dalekiej i nie tak dalekiej - jasne, to są fakty, ale czy tworzenie KOŚCIOŁA UNIWERSYTECKIEGO nie jest tworzeniem kolejnej religii? Czy to w świetle jego filozofii nie jest zagrożeniem dla zdrowego społeczeństwa? Czy taki KOŚCIÓŁ nie wymaga wiary? Myślę, że wymaga jej całkiem sporo biorąc pod uwagę stopień niewiedzy choćby o własnym UMYŚLE.


Oczywiście Andy Norman sprytnie wybrnął i wyprzedził możliwą krytykę swojego dzieła - jak? A no tak, że ci, którym książka się nie podoba, są zwykłymi głupcami, ślepymi idiotami, zwyrodniałymi prawakami, fanatykami religijnymi, co to nie przyjmują jego absolutnie niepodważalnych argumentów. I choć ODPORNOŚĆ UMYSŁU ma momenty bardzo dobre i ciekawe - bo tego, że książkę się czyta dobrze, że jest świetnie zaprojektowana i chwytliwa odmówić mu nie mogę - to nie uważam, że jest obiektywna, a on, jako filozof, powinien wiedzieć, że coś takiego jak "obiektywizm" nie istnieje. Zawsze patrzymy z własnej perspektywy - czyli ODPORNY UMYSŁ nie jest aż tak ODPORNY jakby chciał autor.

oj trzeba być odpornym
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π

sobota, 22 kwietnia 2023

#recenzjePi "18 ZBRODNI W MINIATURZE nieznana historia Frances Glessner Lee i początków współczesnej kryminalistyki" Bruce Goldfarb

Życie, to scena zbrodni - można by napisać - a z pewnością życie Frances Glessner Lee ze sceną zbrodni było ściśle powiązane. Oczywiście moje zdanie wstępne sugeruję by w odniesieniu do siebie traktować metaforycznie (wyłącznie! mam nadzieję).

18 ZBRODNI W MINIATURZE Bruce'a Goldfarb'a przeczytałam z wypiekami na twarzy. To fascynująca opowieść o niezwykłej kobiecie, która zmieniła oblicze kryminalistyki - a właściwie to kryminalistykę stworzyła. Trudno mi wyobrazić sobie, co by było, gdyby Lee nie było. Cóż, na pewno zbrodnie długo jeszcze badane by były przez rzeźników, aptekarzy i innych "koronerów", że pożal się Boże!


Przyznaję, że wcześniej już co nieco słyszałam o Frances Glessner Lee i o jej dioramach, czyli takich domkach dla lalek tylko, że zamiast słodkich scenek i uroczych buziek - znajdujemy scenę zbrodni. Wbrew pozorom o samych dioramach nie ma tu aż tak wiele. Goldfarb na początku skupił się na życiu Lee, jej dzieciństwie, zamożności, edukacji, zainteresowaniach, małżeństwie tyleż dziwnym, co cała historia, zainteresowaniach (kobieta nie od razu przecież tworzyła domki zbrodni, zaczęła od domków dla córki, które przedstawiały orkiestrę). Po tej burzliwej opowieści przechodzimy do jeszcze burzliwszej, która skupia się na jej "zawodowych" pasjach, ciekawy znajomych i walce o należyte badanie przyczyn śmierci.


Jestem absolutnie zachwycona tą kobietą, która może nie była łatwa, może i miała trudny charakter - ale tylko taki charakter gwarantuje sukces... nie można być miękkim nad stołem sekcyjnym. Zadziwiło mnie jej życie, choć nie tylko o niej tutaj czytamy. Autor sprytnie wplątał w tę historię kilka biografii, a przynajmniej dwie niemalże pełne - czyli Lee i Magratha, bez którego z pewnością nie byłoby takiego postępu i sama Lee nie mogłaby wiele bez niego w tej dziedzinie zdziałać.


To aż niewiarygodnie, jak ta kobieta walczyła o to, w co wierzyła. Swoje pieniądze przeznaczała na rozwój kryminalistyki, a raczej medycyny sądowej, bo to, co się działo na miejscach zbrodni w tamtych czasach wolało o pomstę do nieba. Myślę, że niedorzeczność sądów i ich świadków była absolutnie skandaliczna.


Warta zauważania jest też postawa "znakomitej" uczelni (Harvard), która to skutecznie podcinała skrzydła każdemu pomysłowi Lee. Sukces Lee zawdzięcza sobie i przyjaciołom, oraz takim jak ona pasjonatom i znawcom tematu, a również - pieniądzom, bez których, nie oszukujmy się, nic by nie wskórała.


Tę książkę warto przeczytać, bo nie tylko opowiada o niezwykle ciekawej osobie i temacie (kryminalistyka), ale także jest świetnie napisana. Czyta się ją jednym tchem i nawet człowiek nie zauważy, a już jest na ostatniej stornie.


Seria PORTRETY/OBLICZA od bo.wiem wydawnictwa uj, to mądrze dobrane książki, które prezentują sylwetki interesujących postaci. Polecam zapoznać się z innymi propozycjami od nich. Należy też zwrócić uwagę na przyciągające wzrok okładki projektu Pawła Sepielaka - pasująca i oryginalna kreska, oraz przemyślana kolorystyka.

domki dla lalek, które zamordowały współlokatora
PORTRETY/OBLICZA
Wydawnictwo UJ
bo.wiem
π

piątek, 21 kwietnia 2023

#recenzjePi "NOCNA STRONA NATURY albo duchy, widma i zjawy" Catherine Crowe

Nie wszystko da się wytłumaczyć, nie wszystko rozumiemy i nie wszystko można dotknąć i zbadać. Catherine Crowe w swojej NOCNEJ STRONIE NATURY przedstawia szereg zjawisk "dziwnych", powiedzielibyśmy - paranormalnych, choć mówią, że paranormalne jest to, co jeszcze nie jest odkryte, a po odkryciu staje się naukowo potwierdzone.

Książka, którą mam w rękach może nie byłaby taka interesująca, gdyby nie fakt, że została napisana w XIX wieku. Crowe żyła w latach 1803-1876 i była niezwykle ciekawą postacią. Jej życie nie było standardowe jak na tamte czasy. Można powiedzieć, że była to kobieta wyzwolona i miała mocno zarysowany charakter i światopogląd, którego zażarcie broniła i przy którym pozostała do końca... choć może ten koniec był trochę szalony. Cenię ją właśnie za tę odwagę, choć widzę też jej momentami niezdrową fascynację "zaświatami".


Jaka jest NOCNA STRONA NATURY? Wyjątkowo współczesna. Przypuszczam, że wielką pracę wykonał tłumacz = Janusz Ochab - bo sprawił, że czyta się tę pozycję naprawdę świetnie. Umiejętnie przełożył stary tekst, w taki sposób, że z jednej strony czuć w nim XIX wiek, a z drugiej zdania układają się w melodyjną opowieść, którą mógłby napisać ktoś i teraz.


Książka ta przedstawia szereg zdarzeń "nadprzyrodzonych", a przynajmniej trudnych do wyjaśnienia, jak np. "prorocze" sny, przeczucia, jednak mamy również nawiedzone domy itp. Crowe prześciga sama siebie w przykładach, których raczej nie da się potwierdzić, a trzeba brać na słowo - podobnie jak zrobiła to sama autorka.


Bardzo podoba mi się ten popularnonaukowy charakter książki. Pisarka nie skupia się jedynie na zasłyszanych opowieściach, ale także podpiera swoje wywody słowami znanych i uznanych lekarzy, ludzi kultury. To sprawia wrażenie bardzo rzetelnej pracy i myślę, że faktycznie Catherine Crowe ciężko procowała nad tą książką, za co należą się jej oklaski. Faktem jest, że niektóre zdania i stwierdzenia współcześnie brzmią trochę.... komicznie, niemniej większość jest przynajmniej interesująca.


Ja bardzo lubię takie książki, a ta jest tym ciekawsza, że pochodzi z XIX wieku! Jak możemy przeczytać w notce o autorce NOCNA STRONA NATURY podobno wpłynęła na twórczość samego Charles'a Baudelaire'a... w sumie to się nie dziwię, bo to dzieło i dzisiaj się wyróżnia, a teraz trudno mi sobie nawet wyobrazić, jakie zrobiło zamieszanie w sobie współczesnych czasach.

duchy, widma i zjawy
Wydawnictwo Zysk i S-ka
π