Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 marca 2020

#wierszownikPi "Lasem cichym"


Lasem cichym

Zniknął gdzieś szelest odwiecznej radości
zielone śmiechy niewidzialnych królestw
ucichły dźwięki dzwonków więdnących.
I nie ma wiosny.
I lato przepadło.
Idę spokojnie
krokami tchórza
co ma nadzieję na powrót do lasu. 



Nie traktujcie tych moich wierszy zbyt poważnie, bo i ja ich poważnie nie traktuję i wiem, że są poważnie – ale - niedoskonałe.
* Na ów BLOGU jest jeszcze jeden mój wiersz w sekcji #wierszownikPi 


 π 



poniedziałek, 30 marca 2020

#recenzjePi "Wampir" Władysław Stanisław Reymont


Ach te baby!

"Wampir" - naszego Reymonta - nie jest tym, czym powinien być. Nie zatapia kłów w szyi i nie wysysa krwi - a przynajmniej nie dosłownie. To historia metaforyczna, nasycona bogatymi porównaniami, wizjami szaleńca, halucynacjami i przytłaczającą atmosferą wilgotnego Londynu wciśniętą w spirytystyczny obłęd. Niewątpliwie, to ciekawa książka z wieloma oryginalnymi postaciami - a jak sobie pomyślę, że napisał to Reymont, to już w ogóle wydaje mi się to super oryginalne i niebanalne.
Nie nazwałabym tej książki horrorem, to raczej psychologiczny rozkład natury ludzkiej, dysputa o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Znajdziemy tu zło w czystej postaci, ale dobra nie znajdziemy tu wcale, bo to co wydaje się dobre, pisarz ośmiesza.
W tej opowieści jest magia i można się w niej zatopić pomimo, że język nie jest przecież nam współczesny.
Nie wiem, czy autor chciał, by czytelnik odebrał tę książkę jako przyznanie, że kobiety mają większą siłę od mężczyzn, że mężczyźni nigdy nie będą w stanie w zupełności zrozumieć kobit - ale to właśnie, moim zdaniem, zrobił. Oddał pokłon kobiecemu geniuszowi i zwodniczemu pięknu, jednocześnie stawiając głównego bohatera w krępującej sytuacji głupca, który z jednej strony pragnie, ale z drugiej boi się, dlatego w konsekwencji nigdy nie poczuje spełnienia.

7/10

WAMPIR jest kobietą! 


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



sobota, 28 marca 2020

#recenzjePi "Metropolie" Olgierd Budrewicz


Oceniam ten "reportaż" z perspektywy dzisiejszego czytelnika - więc ocena ta musiała być taka (5/10). Książka się zwyczajnie przeterminowała a i (niestety) język mnie nie zachwycił. Był oczywiście poprawny, ale śmiertelnie nudny. "Metropolie" mogły być świetne i mogły być nadal aktualne, gdyby nie były takie "encyklopedyczne". Szkoda, że autor nie skupił się na przeżyciach, zdarzeniach nagłych, ale własnych i barwnych. Gdyby tylko było to bardziej osobiste - byłoby o niebo lepsze.


Najbardziej podobały mi się rozdziały o Lagos i Abudży (Dwa razy Nigeria). Myślę, że właśnie dlatego, że były silniej, mocniej napisane, prywatniej... a może dlatego, że ja zwyczajnie lubię czytać o Afryce.
To, co zwróciło moją pozytywną uwagę, to ciekawe anegdoty, jak ta, dotycząca zatłoczonej, trudnej do pokonania Moskwy:

"W mieszkaniu kosmonauty dzwoni telefon:
- To ty, Saszeńka? A gdzie twój tato?
- W kosmosie.
- Kiedy wróci?
- Za pół godziny.
- A gdzie mama?
- U fryzjera.
- Kiedy wróci?
- Tego nikt nie wie."

Inną, dobrą atrakcją w morzu szczegółowych danych były cytaty znanych i lubianych, naprawdę trafnie dobrane, jak chociażby ten o Nowym Jorku:
"Niepoważnie byłoby umiejscawiać akcję powieści detektywistycznej w Nowym Jorku - stwierdziła Agatha Christie - Nowy Jork sam jest detektywistyczną powieścią." 


Z jednej strony się zawiodłam, bo myślałam, że mam w rękach coś zupełnie innego - tzn. reportaż... a nie jest to prawdziwy, mięsisty reportaż, bardziej przewodnik. Lecz muszę też zaznaczyć, że Olgierd Budrewicz bez wątpienia budzi zaufanie, respekt i intelektualny podziw. "Metropolie" są i dobre i złe... lecz przede wszystkim - niestety - już nieaktualne. Trzeba na nie patrzeć wyłącznie jak na historię i tylko wtedy ma to sens.


5/10
ale jej nie przekreślajcie,
chociażby ze względu na autora,
któremu się szacunek należy


seria naokoło świata
Wydawnictwo Iskry


 π 



środa, 25 marca 2020

#recenzjePi "W twojej książce jest POTWÓR" Tom Fletcher


Mam dziś dla Was coś idealnego na poprawę humoru, na lepsze samopoczucie, na smuteczek. „W twojej książce jest POTWÓR” Toma Fletchera jest uroczą opowieścią o pewnym małym łobuzie. Zdecydowanie skradł moje serce ten niebieski, z ostrymi ząbkami szkrab.
Uważam, że dzieci będą zachwycone. Mogą się wraz z POTWOREM bawić, a książka została tak skonstruowana, że ów bohater staje się częścią naszego, realnego świata. Świetna zabawa z wyobraźnią, która nie tylko bawi, ale i uczy troskliwości i czułość. Mnie rozczuliła.


Ilustracje Grega Abbotta również przypadły mi do gustu (a może nie również, a przede wszystkim?). Powołał on do życia to ruchliwe stworzonko i przyznajcie: czyż nie jest słodki? Czyż można mu się oprzeć?
To nie jest oczywiście literatura wzniosła i jest zupełnie niewymagająca, a mimo to rozwijająca. Cenię tę pozycje i uważam, że pomysł był zacny i został zacnie zrealizowany. Właściwie, to miałam ogromne oczekiwania w stosunku do tej pozycji. Zaraz, gdy ją ujrzałam, zapragnęłam ją mieć u siebie i mam.


Na ten czas coś rewelacyjnego dla dzieci i rodziców. Książkę przekartkować można w dwie minuty i wracać kiedy się zechce. Podobają mi się kolory, radosne, słoneczne i podoba mi się POTWÓR, o czym już pisałam, ale napiszę jeszcze. Jego słodkość jest ogromna i wręcz powala – mam ochotę go przytulić, taki jest kochany… ach ten potworek, spryciarz mały… I jest bardzo dobrym przyjacielem, bo nas nie opuści i zawsze wiemy, gdzie go znaleźć. A gdzie? Ma się rozumieć w KSIĄŻCE!  

7/10

bardzo dobra, miła, czuła, słoneczna


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



wtorek, 24 marca 2020

#recenzjePi "HISTORIA NATURALNA SMOKÓW pamiętnik Lady Trent" Marie Brennan


Gdy zobaczyłam tę książkę, gdy przeczytałam tytuł – no nie mogłam sobie darować! Pomysł iście zjawiskowy, okładka przyciąga uwagę błyskawicznie… tytuł zmusza do sięgnięcia… a jednak się zawiodłam.
Moje oczekiwania były ogromne, więc i zawód duży. Nie mogę napisać, że jest to doszczętnie złe, bo takie nie jest. To dobra rozrywka, tylko pełna głupotek, ale zacznę od początku.
„HISTORIA NATURALNA SMOKÓW Pamiętnik Lady Trent”, to jak nazwa głosi, pamiętnik. Zapis przeżyć kobiety, która postanowiła badać smoki. Teraz, z perspektywy czasu, gdy jest już starszą panią, spisuje swoje losy i dzieli się przemyśleniami. I ludzie! Jakże ona mnie irytuje! Okropna bohaterka, doprawdy okropna! Och droga Marie Brennan dlaczego uczyniłaś ją tak głupią?! Nie rozumiem…


Po pierwsze tytułowa Lady Trent swoje przygody, a przynajmniej te zawarte w ów książce, przeżywa w bardzo młodym wieku – na samym początku jest zaś zupełnym dzieckiem (lat 7), jednakże nie przekracza w ciągu całej historii 19 roku życia – czyli jest bardzo młoda. W wieku 17 lat wychodzi za mąż i trafia oczywiście na wspaniałego, wyrozumiałego, przystojnego i majętnego człowieka, który wspiera ją w „smoczej pasji”. Ach jakie to życie jest łatwe, proste i przyjemne! Nieprawdaż?  
Po drugie, jej osiągnięcia nie są skutkiem inteligencji, mądrości… o nie! Ale wręcz przeciwnie, nieocenionej głupoty. Tak, Lady Trent jest głupia i to strasznie głupia, a już najgorsze jest jej „poczucie humoru”, które nie jest oczywiście poczuciem humoru, bliżej temu raczej do złośliwości, bądź zwyczajnie „przemądrzalstwa”, które wynika UWAGA z jej wspaniałego pochodzenia, bo przecież ona jest Lady. Ta osóbka zupełnie, ale to zupełnie nie zasłużyła sobie na chwałę, którą osiągnęła – wolą przypadku i szczęścia na zasadzie „głupi ma szczęście”, „złego diabli nie biorą”.
Po trzecie, jej decyzje sprowadzają ciąg nieszczęść, rzecz jasna nie na nią, za to na wszystkich w koło. Jest samolubna, zarozumiała, pyszna, nie szanuje ludzi i dzieli ich ze względu na pochodzenie i umiejętność wysławiania się. Straszna bohaterka!


Lecz są też miłe aspekty tej lektury, a mianowicie ilustracje Todda Lockwooda. Facet uratował tę książkę, a przynajmniej znacznie umilił mi czytanie (szkoda, że nie było więcej ilustracji, a mniej tekstu).
Ogromnie żałuję, że tak to napisano, że to takie kiepskie, bo nawet w przesłaniu jest dość ubogie i nie broni się. Jest to książka dla nastolatków, a raczej nastolatek i jedyne, co może przynieść dobrego, to zainteresowanie biologią – więc lekka pochwała jej się należy. Ogólnie nie jest najgorzej. Myślę, że gdybym miała mniejsze oczekiwania, nie byłabym dla tej pozycji taka surowa… choć nie, jednak byłabym… ze względu na główną bohaterkę. Rajcu! Takiego ego ze świecą szukać.

5/10

 bo właściwie książka jest znośna, przeciętna i te ilustracje ratują, no i tytuł, który fajowo wygląda na półce


tom I
cykl Pamiętnik Lady Trent
Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



piątek, 20 marca 2020

#recenzjePi "O naturze ludzkiej" Roger Scruton


Nie wiem, czy jestem w stanie ocenić rzetelnie tę pozycję, bo nie sądzę, bym dysponowała wystarczającą wiedzą, ale spróbuję.
„O naturze ludzkiej” to książka z rozważaniami jednego z najwybitniejszych współczesnych filozofów (Roger Scruton zmarł w 2020r.). Bardzo cenię tego człowieka, a jego spojrzenie na świat zgodne jest z moim. Mogę więc śmiało napisać, że ten filozof jest z „mojej bajki”.
W tym krótkim utworze (153s. + indeks) Scruton zawarł treść bogatą, trudną do strawienia, wymagającą i zwyczajnie rzecz ujmując ambitną. Nie nastawiajcie się więc na lekką lekturę, bo to nie jest lekka lektura. „O naturze ludzkiej” czyta się wolno i żmudnie. Czasem należy wrócić do fragmentów, przeczytać je jeszcze raz i jeszcze raz. Ja zapewne wrócę do tych rozważań, bo po pierwszym zapoznaniu się wiem, że wiele spraw mi umknęło, wiele potraktowałam „po łepkach” a wielu zwyczajnie nie zrozumiałam.


Scruton odwołuje się do różnych nazwisk i używa specjalistycznej, filozoficznej terminologii, dlatego czytelnik albo powinien mieć już jakąś wiedzę, albo powinien dysponować internetem i sprawdzać sobie znaczenie poszczególnych zagadnień. Mimo to książka jest przejrzysta w swym nieśmiertelnym przesłaniu. W tej obronie ludzkości, obronie naszej wyjątkowości. Autor systematycznie i rzeczowo obala „filozofie ideologiczne”, że tak się wyrażę. Podaje argumenty, dyskutuje, przekonuje i udowadnia.
Wiem, że przy pierwszym spotkaniu, po przeczytaniu pierwszego podrozdziału, możecie czuć się zagubieni, mocno zdezorientowani, ale warto przebrnąć przez tę dezorientację. Warto się wysilić. To nie jest romansidło, to nie jest kryminalik, to nie jest nawet literatura piękna, czy klasyka – to jest tekst naukowy, filozoficzny, który owszem WYMAGA, ale i OBDAROWUJE. Ta inwestycja, inwestycja waszego czasu i skupienia opłaci się, tylko musicie „ruszyć głową”, wykonać konkretną pracę.
„O naturze ludzkiej” pełni funkcję obrońcy człowieczeństwa. Scruton przekonuje, że samo bycie człowiekiem jest czymś wyjątkowym, że jest w tym coś ponad zwierzę, ponad instynkt, że mamy w sobie tyle wspaniałości, tyle zagadek kryje nasza egzystencja, że nie sposób porównać ją do jakiejkolwiek innej na tej Ziemi.


Moja mama powiedziała mi: „To jak Ty to zrecenzujesz? Przecież to mądra książka, więc trzeba być mądrym”. Roześmiałyśmy się w głos i oczywiście moja mama nie uważa mnie za głupola, ale w jej słowach jest wiele prawdy, a ja muszę wykazać się teraz sporą pokorą. Roger Scruton ofiarował mi wiele tematów do przemyśleń, stał się moim nauczycielem i bardzo żałuję, że go już z nami nie ma. Myślę, że takich ludzi, zwłaszcza w tym trudnym czasie, będzie światu brakować. Zwłaszcza teraz, gdy toczymy walkę o życie, powinniśmy zdać sobie sprawę z jego wyjątkowości i niepowtarzalności.

8/10

bo książka jest oczywiście rewelacyjna, ale że nie mówi ostatniego słowa, daje pole do dalszych rozważań, więc rozważajmy i dopełnijmy tę ocenię do 10 miłością do siebie i do innych, szacunkiem do życia i radością z bycia człowiekiem


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



środa, 18 marca 2020

#recenzjePi "Zew krwi" Jack London


W piórze Jacka Londona zakochałam się dzięki jego niezrównanym nowelom, o których postaram się w przyszłości na blogu napisać. „Zew krwi” był naturalnym wyborem… poczułam „zew” i choć jakieś stare wydanie tej opowieści mam na półce (ale nie wiem której), to to nowe wydanie od Zysk i S-ka skradło moje serce. Zacznijmy jednak od samej opowieści.
„Zew krwi” to historia z głównym bohaterem - psem o imieniu Buck. Pół bernardyn, pół wilczur, który w Kalifornii wiedzie wygodne życie w domu sędziego. Jednak ta sielanka kończy się wraz z jego porwaniem i wywiezieniem na zimną północ, gdzie poszukiwacze złota walczą o najlepsze zwierzęta do swoich zaprzęgów. Pies po raz pierwszy poznaje kij i rywalizację. Tak zaczyna się jego krwawa bitwa o przetrwanie.


Wbrew pozorom to nie jest historia o psie, ja widzę tu historię pasji życia i hierarchii wartości, które zmieniają się wraz ze zmianą położenia. Jest w tej opowieści ogromna głębia, poezja, która nadaje każdej decyzji zwierzęcia wielką wagę, filozoficzną, egzystencjalną moc.

„Stara tęsknota za szlakiem, za dalą
Sus jeden zrywa łańcuch codzienności,
Sen się zimowy kończy. Nagłą falą
We krwi Zew śpiewa melodię dzikości.”


Tymi słowami autor rozpoczyna swą książkę. Musicie przyznać, że to jest cudowne! Pamiętam, że podobnie zaczyna swoje nowele i to mi się bardzo, ale to bardzo podoba. Wręcz czuję ten Zew, czuję jak woła mnie ta historia, jak mnie do siebie przyciąga…
Chyba nie będziecie zdziwieni, jeśli napiszę, że „Zew krwi” głęboko wyrył się w mej duszy. Była to dla mnie przepyszna przygoda, wzruszająca, czuła, brutalna, ale przede wszystkim do kości prawdziwa. Obudziła we mnie nieznane struny, serce zabiło mocniej, pokochałam tego psa, pokochałam jego odwagę, siłę, inteligencję, wolę życia i determinację… pokochałam jego oddanie, miłość bezwarunkową, jakiej nie może dać nam żaden człowiek.


Jak już wspomniałam na początku, wydanie mnie również oczarowało. Książka została starannie przygotowana, w twardej okładce, z elegancką błękitną tasiemką i bardzo ładnymi ilustracjami autorstwa Joanny Sapkowskiej - Pieprzyk.
Trudno mi rozstawać się z tym bohaterem, aż łezka się w oku zakręciła. Dziękuję Jack! Dziękuję za Twój talent i za to, że się nim ze mną podzieliłeś!


8/10 rewelacyjna, mądra, wzruszająca do łez!


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



poniedziałek, 16 marca 2020

#recenzjePi "Różdżka z Fershey" Marcin Hybel


Przydałaby się nam teraz taka różdżka, aby to wszystko się uspokoiło…
Marcin Hybel zabiera czytelnika w niezwykłą, magiczną podróż, pełną nagłych zwrotów akcji, ciekawych bohaterów i magii - oczywiście. Jestem zaskoczona, że aż tak mi się ta książka podobała. Najlepsze w niej nie są wcale czary, ale poczucie humoru. Autor sprawił, że co jakiś czas parskałam śmiechem, a w obecnej sytuacji ceni się to jeszcze bardziej. „Różdżka z Fershey” pełna jest gagów, humoru sytuacyjnego, takiego na wzór „Flipa i Flapa”. Zostałam tym śmiechem zauroczona i zarażona… zakażona!
Główny bohater, a właściwie jeden z głównych bohaterów – czarodziej Magnus - tworzy tytułową różdżkę i sprowadza na siebie i innych wiele kłopotów. Jest ciamajdą i zdecydowanie nie panuje nad językiem, a zdanie „Uważaj, czego sobie życzysz” nabiera w jego kontekście wagi ogromnej… przeogromnej.
Znajdziecie tu podróże w czasie, psy z tytułem profesora medycyny, przerażająco dobrze zachowaną ciotkę, wymarłe gatunki i magiczne gatunki, śmierdzące elfy i krasnoludy, a nawet smoki… w ciekawym kontekście.


Nie ukrywam, miałam spore obawy sięgając po tę lekturę. Bałam się, że autor będzie chciał „podrobić” Pottera, że dostanę zgraną płytę, nieoryginalną fabułę… to było zupełnie niepotrzebne. Marcin Hybel stworzył coś świeżego i kompletnie innego od znanego wszystkim Harrego. Tak jak już wspomniałam, największą zaletą tej historii jest humor. Powinniśmy to docenić tym bardziej, że rozśmieszyć człowieka jest o wiele trudniej, niż go zasmucić. Może przyczepiłabym się jedynie do miejsca akcji – Anglii. Trochę szkoda, że jednak pisarz nie zdecydował się na Polskę, nasze ojczyste podwórko… ale trochę go też rozumiem. Myślał pewnie o możliwych tłumaczeniach i o tym, że Anglia się lepiej sprzeda i brzmi tak bardziej… magicznie. Lecz mimo wszystko – szkoda.
Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po „Różdżkę z Fershey”, że dałam się zaczarować, przenieść do innego świata, świata bez koronawirusa i całego tego szaleństwa. Świata z poczuciem humoru i dystansem. Chociaż nie jestem już przecież młodzieżą, to wciągnęłam się w lekturę niesamowicie! Czytałam to z wielką przyjemnością.


Muszę też wspomnieć o miłym akcencie ilustratorskim. Uważam, że każda książka powinna mieć chociaż parę ilustracji! To taka ozdoba! Taka przyjemność! Wtedy z marszu dana pozycja zyskuje w oczach, bo dlaczego tylko dzieci mają dostawać takie prezenty? W „Różdżce z Fershey” może tych obrazów nie ma dużo, ale wystarczająco, by kartki zyskały życie i urok (autorką ilustracji jest Kasia Cerazy).
Gorąco was namawiam do lektury. To przesympatyczny tytuł, warty odkrycia… a koniec tej książki miło zaskakuje.  


7/10 bardzo dobra historia o pewnym czarodzieju, który nie wiedział, czego sobie życzyć


Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



sobota, 14 marca 2020

#recenzjePi "Więźniowie geografii 12 MAP, które pomogą ci zrozumieć świat" Tim Marshall


Kochani! Mam dla was coś wyjątkowego, a zwłaszcza dla rodziców, którzy w tym trudnym dla nas wszystkich czasie pozostają w domu z dziećmi. „Więźniowie geografii 12 MAP, które pomogą ci zrozumieć świat”, to idealna pozycja dla starszych i młodszych. Ja przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem i choć właściwie o wszystkim w tej książce już słyszałam, mogłam dzięki niej na te fakty spojrzeć nieco inaczej.


Jesteśmy więźniami geografii i to ona kształtowała granice państw, stosunków międzynarodowych, to o ziemie toczyły się i toczą przecież wojny. Wiadomo – jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Możni tego świata zawsze pragnęli ziem żyznych, bogatych w surowce. Orężem w walkach były góry, morza, pustynie, czyli naturalne zapory izolujące od nieprzyjaciół. Jesteśmy powiązanym ze sobą organizmem, jednym ciałem, które splatają żyły – rzeki, morza, oceany.
Zwróciłam szczególną uwagę na sprawę Polski i jestem zadowolona, że autor nie pominął nas w tym zestawieniu. Sytuacja naszej ojczyzny, sytuacja geopolityczna zawsze była trudna. Znajdujemy się pomiędzy młotem i kowadłem od zawsze i nasz obszar w ogromnej części to równina, trudna do obrony, pozbawiona naturalnych fortyfikacji. Historia pokazała, jak wielką cenę przyszło płacić Polsce za to niefortunne położenie.


Tim Marshall przeprowadził mnie przez cały glob i choć oczywiście mamy tu tematy potraktowane powierzchownie, to jednak celnie i dzięki tej pozycji rodzic może w łatwy i przyjemny sposób przekazać dziecku ważne informacje. Uważam, że to istotne, byśmy dbali o świadomość rosnącego pokolenia Polaków, bo zdanie, że dzieci są przyszłością narodu i świata nie mogło być celniejsze.


Największy bulwers złapał mnie, jak zresztą zawsze, przy Afryce, którą Zachód i USA ograbili z godności i podzielili jak kawałki tortu. Uważam, że te państwa powinny odpowiedzieć za ogromną niegodziwość i wielkie zbrodnie dokonane na tym kontynencie, wspaniałym i pełnym życia. Czy kiedyś to nastąpi? Cóż… dzisiaj świat wstrzymał oddech – mamy COVID – 19…
Moi drodzy! Uważajcie na siebie, uczcie dzieci myślenia i czytajcie. To naprawdę ważne! Nie bagatelizujmy edukacji, bo edukacja to klucz do wolności.


7/10 bardzo dobra książka i dla dużych i dla małych

Wydawnictwo Zysk i S-ka


 π 



piątek, 13 marca 2020

#recenzjePi "Pszczoły i grom w oddali" Riku Onda


Świat wypełniają dźwięki: przekręcenie klucza w zamku, odgłos kroków, skrzypnięcie drzwi, śmiech dziecka, szum wiatru, śpiew ptaka, dźwięk dzwonków, muzyka mórz i oceanów, ziemi i nieba, melodia delikatnych pszczelich skrzydeł... Każdego dnia, każdej nocy, każdej chwili Ziemia daje koncert, wystarczy tylko słuchać.


„Pszczoły i grom w oddali”, to książka właśnie o tym wielkim, niekończącym się koncercie życia. Riku Onda stworzyła opowieść utkaną z nut, emocji, smutku, strachu, biedy, bogactwa, rywalizacji, przyjaźni – autorka chwyciła świat za dźwięk i to jest bardzo mocny uścisk. W tej historii może nie dzieje się dużo, akcja jest raczej powolna, choć mamy tu do czynienia ze zmaganiami konkursowymi pianistów – najważniejsza jest jednak muzyka, bohaterowie widzą swoją przeszłość i teraźniejszość a także przyszłość w świetle dźwięków, odgłosów jutra. Gdyby nie ta muzyka, nie byłoby ich, nie znaliby się, nie spotkaliby się… gdyby nie ta muzyka, byliby innymi ludźmi… a może w ogóle nie byliby ludźmi?


Sama mam doświadczenie z takich konkursów, choć nie jako uczestnik, a storna techniczna, wizualna, medialna… Mimo to mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że pisarka świetnie oddała atmosferę panującą „za kulisami”. Uważam, że pisanie o muzyce jest wyjątkowo trudnym zadaniem, bo jak opisać melodię? Melodię przecież trzeba usłyszeć… ale Riku Onda zrobiła to. Sprawiła, że słowo zabrzmiało, muzyka zagrała na kartach jej książki. Skupiła się na każdym utworze, każdemu wyznaczyła zadanie, każdy opowiadał inną historię, w których to pisarzami byli bohaterowie, młodzi pianiści.
Riku Onda postawiła na opis, na bogactwo metafor i dobrze zrobiła, bo czyż Chopin, Mozart, Bach, Liszt, Beethoven nie byli mistrzami metafory? Oczywiście, że byli. Ich muzyka rzuca słuchaczom przed oczy konkretne sceny, konkretne obrazy. Ich dzieła są opowieściami, których w konwencjonalny sposób nie widać, ale ponieważ je słyszymy, to i widzimy oczami wyobraźni, a wyobraźnia przecież nie ma granic. 

  
To książka idealna dla miłośnika muzyki klasycznej, ale i dla kogoś, kto ów muzykę ma ochotę zrozumieć, chce dopiero zacząć z nią swoją przygodę. To taki przewodnik po tym, jak słuchać by słyszeć.
Polubiłam bohaterów, choć należą do innego gatunku, to inni ludzie, delikatniejsi, wrażliwsi, pojmujący rzeczywistość w nieco odmienny od mojego sposób… czy prawdziwy? Czy może wykrzywiony? Może przejaskrawiony? Nie wiem i pewnie nikt się tego nie dowie, bo każdy człowiek jest odrębnym, nieskończonym kosmosem.


7/10 bardzo dobra historia, pełna dźwięków


seria z żurawiem
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego


 π 



poniedziałek, 9 marca 2020

#recenzjePi "Burka miłości" Reyes Monforte



BRAK MI SŁÓW !!!
STEK SZKODLIWYCH BZDUR !!!

Ta książka powinna nosić tytuł "Burka głupoty" a nie "Burka miłości". To co wyprawiała główna bohaterka z miłością nie miało nic a nic wspólnego.
Jak, no jak matka może tak narażać swoje dzieci!
Maria wykazała się niedojrzałością, ale pół biedy jeśli chodziłoby wyłącznie o nią. W grę wchodziły jej dzieci. Dzieci, których przyszłość nie miała dla niej znaczenia. Tak matka się nie zachowuje!
A ten jej Nasrad?! Jaki facet pozwala ciężarnej żonie lecieć do ogarniętego wojną, niepokojami społecznymi Afganistanu?!
Miłość?!!! Boże broń od takich "miłości".

Miłość to odpowiedzialność!

Zresztą Maria nie tylko w tym przypadku zawiodła. Ona zawodziła wszystkich na każdym kroku. Swoje dzieci, swojego ojca, swoją siostrę... To jest odważna kobieta?! Ta historia nie zasługiwała na opowiedzenie, chyba że potraktujemy ją jako przestrogę.

!!!!!!!!!!!!!!! 1/10 !!!!!!!!!!!!!!


PS Jeśli zaś idzie o pióro autorki... szybko się czyta, gazetowy talent.


Wydawnictwo WAM


 π