piątek, 20 czerwca 2025

#recenzjePi "NOWA WIOSNA" Robert Jordan

NOWA WIOSNA była dla mnie zaskoczeniem. Nie wiedziałam, że jest PREQUEL KOŁA CZASU a jest i to taki wcale nie gruby, który można szybko połknąć, a który daje udany powrót do świata stworzonego przez Roberta Jordana. KOŁO CZASU to gargantuiczna seria, która pewnie niejednego przygniotła objętością, ale gdy już się ją pozna, to NOWA WIOSNA jawi się jak odprężenie po naprawdę ciężkiej bitwie.


Mamy tu początek wszystkiego, co dzieje się w KOLE CZASU. Najbardziej ucieszyłam się ze spotkania Moiraine Damodred. Rewelacyjnie, że możemy w NOWEJ WIOŚNIE poznać ją lepiej, przyglądnąć się jej historii nieco bardziej... szczegółowo. To bohaterka, za którą chce się podążać, więc świetnie, że gra tu pierwsze skrzypce.


To, co mnie drażniło, to sposób narracji i nie pamiętam, czy tak było przez całą serię? Tutaj, może dlatego, że książka jest krótsza i można się na niej bardziej skupić (o ironio) dostrzegłam ciągłe "Moiraine oczekiwała...", Moiraine sprobowała...", "Moiraine pragnęła...", "Moiraine stłumiła..." itd. Nie jest to błędem, ale jest natrętne i męczące, powtarzające się, bez zmiany tempa, z ciągłym wykorzystywaniem pewnych językowych schematów, które muszą dać o sobie znać przy takim natężeniu. Nawet trudno mi określić, co sprawiło, że mnie to zaczęło męczyć, bo niby poprawna narracja, wszystko gra, ale jednak... monotonnie dudniące sowa wskazujące na ciągły naciska na czyny i myśli jednej z bohaterek ograne tym samym literackim mykiem.


NOWA WIOSNA jest jednak bardzo dobrym początkiem, uzupełnieniem KOŁA CZASU. Może nie jest to wybitne wprowadzenie, ale ma w sobie ten wykrzyknik, który pozwala poukładać w całość wszystko, co się już o tym cyklu wie. Jest też po prostu ciekawe dla czytelnika, bo emocje sprzed wielkiego KOŁA CZASU zbudowały jego wielkość. Zatem - tych, co KOŁO CZASU znają, namawiać nie muszę, ale jeśli ktoś nie wie, czy sięgnąć po całą serię - to tak w objętości akceptowalna książka będzie świetnym początkiem i zachętą do poznania całego świata Jordana.

jak to wszystko się zaczęło
tom 0
KOŁO CZASU
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

czwartek, 19 czerwca 2025

#recenzjePi "GDY POWRÓCĄ KANARKI" Laura Barrow

Książka, to przyjaciel, który napełnia nadzieją i silą, przy którym czujemy się dobrze i wiemy, że nie zdradzi naszych sekretów. GDY POWRÓCĄ KANARKI Laury Barrow jest właśnie takim przyjacielem. Przepiękna opowieść, czuła, wzruszająca, ciepła, w której smutek przeplata się z humorem, bo tylko humor może nas ocalić przed szaleństwem, przed agonią z bólu i rozpaczy, przed codziennością, przed życiem, które nie zważa na to, czy mamy moc, by przerwać wszystkie burze, które dla nas przygotowało.


Tym, co można nazwać znakiem firmowym GDY POWRÓCĄ KANARKI jest słowo, zjawisko, fakt: RODZINA. Jakakolwiek by ona nie była, to rodzina... bo rodzina, to rodzina. Prawda? Nadaje nam kształt, ustawia na przyszłość, zadaje rany, ale i otula kocem, troszczy się, nęka, wymaga, dzwoni, ma pretensje, oczekiwania... tak... rodzina jest kluczem. Ta, której znać nie chcemy i ta, za którą tęsknimy. Bo rodziny się nie wybiera.


Laura Barrow jest świetną pisarką, jej słowa leczą, dotykają ducha, wzruszają i rozśmieszają, raz tak, raz tak. Ta historia jest nieobliczalna, wciąga, zatapia czytelnika w swoją przestrzeń fantazji i nagle, ot tak, jesteśmy na mokradłach Luizjany z trzema siostrami, które szują odpowiedzi... co stało się z czwartą?


Mała Georgia, jedna z bliźniaczek - zaginęła. Lata minęły, ale dziecka nie odnaleziono. Czy teraz się uda? Czy zagadka zostanie rozwiązana? Czy przyjazd do Buni (babci), która wychowała dziewczęta, pomoże odkryć prawdę? I czy prawda wzmocni siostry, czy je jeszcze bardziej poróżni? Mamy tu do czynienia z naprawdę piękną opowieścią o radzeniu sobie z traumami, o wspieraniu się pomimo różnic i o tym, że pamięć nigdy nie umiera.


Dawno nie czułam takiej czytelniczej przyjemności - a czytam dużo. GDY POWRÓCĄ KANARKI oczarowała mnie wszystkim. Językiem, jakim została napisana (wielkie brawa dla tłumaczki Agnieszki Sobolewskiej), klimatem, krajobrazem, opisami, dialogami i bohaterami. Ta książka jest jak melodia, która pozwala na chwilę skupić się na rzeczach ważnych, na tym, co ma znaczenie a nie tym, co tylko to znaczenie udaje. Wspaniała lektura! Wszystkim, którzy szukają autentycznego wzruszenia i wzmocnienia (bo tak opowieść wzmacnia, pozwala wierzyć, że nawet z największego bagna można wyjść cało) powinni tę książkę przeczytać. Cudowna!

melodia Luizjany
Wydawnictwo Literackie
egzemplarz recenzencki
π

wtorek, 17 czerwca 2025

#recenzjePi "MOCARSTWO Z PRZYPADKU nadchodząca era amerykańskiej dominacji i nieładu światowego" Peter Zeihan

Peter Zeihan w kwestiach geopolitycznych jest po prostu genialny, to - nazwę Go - fenomenalne zjawisko! Tak powinno się uczyć historii, geografii i politologii. Jest to moje drugie spotkanie z jego książką, pierwszym było KONIEC ŚWIATA TO DOPIERO POCZĄTEK i także urzekła mnie jego logiczność, sensowność, prostota w tłumaczeniu rzeczy trudnych. Nie mam pojęcia, jak On to zrobił! Napisał grubą książkę (kolejną), która traktuje o GEOPOLITYCE, o wyciąganiu wniosków z przeszłości i o celnym prorokowaniu z dostępnych danych - i to jest fascynujące. To się świetnie czyta! Naprawdę świetnie! Ta książka MOCARSTWO Z PRZYPADKU wciąga!


Naszym głównym bohaterem są Stany Zjednoczone, ale to nie znaczy, że jedynym. Peter Zeihan ruszył niemal cały świat, by pokazać czytelnikowi ciąg przyczynowo skutkowy. Mamy tu rozebraną, gołą... że tak się wyrażę - Europę. Mamy prężące pierś Chiny. Jest podskakująca, uparta i w tym uporze głupia, ale i niebezpieczna Rosja i wiele, wiele więcej. Mamy Kanadę, stojącą gdzieś obok i Meksyk pragnący zwycięstwa, ale zbyt nachalny i słaby emocjami. I oczywiście teraz mogę przejść do USA, do MOCARSTWA Z PRZYPADKU, które swą siłę, pozycję i niezależność zawdzięcza... geopolitycznym aspektom. Tyle ziemi uprawnej, tyle wód, tyle możliwości. Tak daleko od wszystkiego, tak bezpiecznie dla siebie i tak mądrze dla ludzi pracy. Ameryka ma to coś i tym czymś jest bogactwo naturalne - położenie geograficzne, które od początku dawało jej przewagę. Ameryka może przecież przez jakiś czas stać z boku, patrzeć z bezpiecznej pozycji jak walą się kolosy na glinianych nogach. Może i nie zawsze będzie wesoło, może będzie w kryzysie, może niestabilnie zrobi się na rynku... ale przetrwa - prawda?




Trudno, podczas lektury, nie mieć refleksji nad kołem historii, nad błędami powtarzanymi od pokoleń - z pokolenia na pokolenie, bez końca. I jest ta stało, niezależna, nieugięta stała - geografia, czyli nasze MIEJSCE NA MAPIE. Wyczytać można z tego wiele, że aż dziw, że tak nie wielu umie czytać. POLECAM!

o przyszłości słów kilka
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

niedziela, 15 czerwca 2025

#recenzjePi "KURS NA ŚMIERĆ" Wojciech Wójcik

Geniusz kolejności - to ja - więc najpierw przeczytałam KRWAWE ŁZY a dopiero teraz KURS NA ŚMIERĆ. Polecam czytać jednak jako pierwsze KURS NA ŚMIERĆ a potem KRWAWE ŁZY, ale jeśli ktoś tak jak ja, pomyli kolejność, to też nie stanie się straszna rzecz. Będzie trochę prywatnych rozwiązań z życia głównych bohaterów, które lepiej poznawać w chronologii, ale reszta, czyli całe dobro fabuły - okej.

Dla mnie KURS NA ŚMIERĆ jest książką jakby ciut lepszą. Obie są dobre, mają gęstą bazę postaci i wątków, są mądrze prowadzone, ale lepiej czytało mi się KURS NA ŚMIERĆ. Wojciech Wójcik wyspecjalizował się w kryminałach, które bogato wsiąkają w obyczajowe kwestie. To tło buduje klimat, napięcie i tajemnice. Akcja jest niespieszna, dla kogoś może się wlec, ale dla odpowiedniego czytelnika będzie to perełka. Tutaj ważna jest psychologiczna warstwa zbrodni, droga do niej i jej konsekwencje społeczne. Pisarz zgrabnie wpuszcza w fabułę kwestie, które są w naszym świecie "na świeczniku". Zabarwienia ideowe, problemy rasowe, uczucia religijne, nastawienie do tego, co inne. To ciekawa zlepka, zwłaszcza w środowisku policyjnym - bo mamy tu do czynienia z Akademią Policyjną, z morderstwem jednego z "nich" i z całą kolekcją bohaterów, którzy ze świętością mają delikatnie mówiąc - nie po drodze.


Wojciech Wójcik jest bardzo dobrym pisarzem, jego styl jest charakterystyczny. To moja czwarta książka jego autorstwa i podtrzymuję - najlepsza była najnowsza SZANTA. Trzeba oddać temu twórcy, że robi wielką pracę badawczą, a przynajmniej tak to wygląda. Jego książki są dopracowane i pomimo wielu wątków, wielu bohaterów wszystko idealnie pasuje, nic nie zgrzyta a każda postać ma cel. Mięsiste powieści.

zbrodnia w policji
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

czwartek, 12 czerwca 2025

#recenzjePi "KRWAWE ŁZY" Wojciech Wójcik

KRWAWE ŁZY, to moje trzecie spotkanie z piórem Wojciecha Wójcika. Czytałam jego ODMĘTY ŚMIERCI oraz najnowszy kryminał i jak do tej pory najlepszy pt. SZANTA. Bardzo doceniam twórczość tego autora z prostej przyczyny - widać, że Wójcik wkłada w historię ogrom pracy, jego pasja do zbierania materiałów i łączenia przeróżnych opowieści w całość jest godna podziwu i zasługuje na uznanie.

Co do KRWAWYCH ŁEZ z poznanych tytułów przyznaję - najmniej mi się podobała, co nie oznacza, że mam o niej złe zdanie. Jest to opowieść wielowątkowa, szalenie drobiazgowa, utkana z precyzją i jeśli bym miała ją porównać do poprzednio poznanych, to zdecydowanie prezentuje emocje ODMĘTÓW ŚMIERCI, czyli te bardziej złożone, mniej kameralne.


Mamy tu do czynienia z pogłębioną analizą nie tylko postaci, ich motywacji i zagadki z przeszłości, ale także z uważnym śledzeniem i czerpaniem z historii, z relacji przygranicznych, z tego co dzieli i co łączy. Wątek tajemniczej ikony - spektakularnie cennej - jest chyba tym moim ulubionym elementem książki. Cały czas zastanawiałam się, o co chodzi z tą ikoną, a przez lwią część opowieści autor jakby zostawił ten wątek - oczywiście celowo, bo czytelnik wie, że za chwilę, z rogiem ukaże się prawda o zbrodni i ikona odegra tu decydującą rolę.


KRWAWE ŁZY mają dobry klimat. Jest świetny krajobraz, ludzka niechęć, rodzinne brudy, jest też miłość - miłości nawet sporo... tylko, czy to faktycznie miłość, czy może obsesja? Emocje grają w tej książce ważne role, może nawet ważniejsze - zdecydowanie ważniejsze niż pieniądze. Jest to pozycja spora, jednak czyta się ją dość szybko i z ciekawością. Może nie wszystko mi kolokwialnie siadło, niektóre wątki wydały mi się jakby nieco nadużyte, ale jak pisałam wcześniej - autor ma talent, jest wielce pracowity i dba o to, by historia była spójna a przy tak dużej ilości wątków i bohaterów to jest nie lada wyczyn.

miłość, historia i pieniądze
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

piątek, 6 czerwca 2025

#recenzjePi "WILDFIRE" Hannah Grace

I znów wylądowałam w Maple Hills. Trochę siłą rozpędu, trochę ze względów estetycznych (zarówno ICEBREAKER jak i WILDFIRE są książkami wydanymi - ślicznie). Przyznaję, już nie od dzisiaj, że to nie mój klimat, a pierwszy tom naprawdę nie trafiła do mnie... Jak więc odebrałam WILDFIRE? O dziwo lepiej! Tylko, że nie wiem, dlaczego lepiej... serio nie mam pojęcia.


Książka jest infantylna, tak jak jej poprzedniczka. Wszystko, co się w fabule dzieje, jest bardzo naiwne więc spokojnie można napisać, że sceny pikantne są w tym wypadku ozdobą - niemalże jedyną. Lecz WILDFIRE zniosłam zdecydowanie lepiej od ICEBREAKERA, może to kwestia głównej bohaterki - Aurora da się lubić, pomimo swych totalnie głupich decyzji. Russ także jest do zniesienia, ale jak się nad tym dłużej zastanawiam, to chyba końcówka przeważyła i zadecydowała o całkiem niezłym wrażeniu.



Oczywiście to, co wygrywa - to wygląd książki. Ten drugi tom serii Maple Hills jest uroczy, słodki, różowy do bólu oczu, a barwione brzegi sprawiają, że miło się na WILDFIRE patrzy, Zdolności literackie Hannah Grace nie podskoczyły, ale w tym gatunku są wystarczające - jak widać - by osiągnąć sukces. jakoś nie dziwi mnie rzesza fanów - bo czemu by nie? Książka nie wydaje mi się szkodliwa, opowiada o dwójce zakochanych w sobie ludzi... no może mogli te wybuchy miłości ustawić trochę w inne kolejności, ale życie przecież nie toczy się pod dyktando i chyba lepiej pozwolić - czasem - po prostu życiu się dziać.

na obozie stało się
tom 2
Maple Hills
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

czwartek, 5 czerwca 2025

#recenzjePi "WŁASNYMI CIAŁAMI MIERZYMY TĘ ZIEMIĘ" Tsering Yangzom Lama

WŁASNYMI CIAŁAMI MIERZYMY TĘ ZIEMIĘ, to wyjątkowa powieść i tak jak możemy przeczytać z tyłu ma okładce, jest to TYBETAŃSKA SAGA O WYGNANIU. Wielowątkowa, łącząca pokolenia, rejestrująca różne głosy, różne perspektywy opowieść o tym, co łączy, o tym, że pamiętać znaczy być. Skrupulatnie skonstruowana fabuła i wypracowany, piękny język Tsering Yangzom Lama pozwalają czytelnikowi zanurzyć się w trudnej historii Tybetu.

Nie jest to jednak zwyczajna książka. Mamy tu do czynienia, w mojej ocenie, z powieścią szkatułkową. Czytamy o historiach, które się ze sobą łączą w tym podstawowym, rodzinnym, losowym wymiarze, ale także w tym metafizycznym. Dostajemy opowieści w opowieściach, tutaj bohaterowie obdarowują nas legendami, podaniami, wierzeniami, co daje atmosferę oniryczną, jakbyśmy kroczyli we mgle wzruszeń i pragnień. Naprawdę piękna sprawa.
Oczywiście najbardziej należy doceniać jej wartość edukacyjną - naprawę można z tej książki dowiedzieć się bardzo dużo o Tybecie, o tym jak trudne decyzje musieli podejmować jego mieszkańcy, o ich drodze do domu...
Narracja również jest godna zauważenia. Wiele głosów, każdy inny, każdy ważny. Postaci tego dramatu mają osobowości, zawsze rozdarte pomiędzy tym, co trzeba a tym, co można. WŁASNYMI CIAŁAMI MIERZYMY TĘ ZIEMIĘ, to powieść o zmianie pokoleniowej, o tym, że budowanie charakteru i świadomego istnienia zaczyna się od nauki o swoich korzeniach, od zrozumienia, kim się jest, bo tylko wtedy można stać się - kimś.


Seria z Żurawiem chyba nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze prezentuje oryginalną literaturę. Każda powieść jest inna i odkrywa przed czytelnikiem nowe światy zarówno te literackie, jak i te geograficzne. Bardzo podobała mi się zawsze szata graficzna tej serii i nadal mi się podoba, choć wydawnictwo postanowiło ją znacznie zmienić. Poprzednie okładki zachwycały swą delikatnością i zwiewnością, te nowe zachwycają zaś metaforą, celnością i graficzną prostotą, którą ogromnie doceniam.

szukam domu - domu szukam
Seria z Żurawiem
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
bo.wiem
egzemplarz recenzencki
π

środa, 4 czerwca 2025

#recenzjePi "JAK CIEŃ" Marzena Hryniszak

JAK CIEŃ Marzeny Hryniszak, to dobry kryminał / thriller. Ta historia posiada bardzo dobrze skonstruowanych bohaterów, a tajemnica jest zwyczajnie ciekawa. Książkę czyta się szybko i budzi w odbiorcy chęć rozwikłania zagadki tajemniczych morderstw.

Motywacja seryjnego zabójcy właściwie od początku jest kwestią intrygującą. Czytelnik dostaje tylko strzępy informacji i nie da się z nich zobaczyć całości, ale właśnie to jest dobre, przemyślane. Pisarka zgrabnie prowadzi narrację i wpuszcza mola kryminalnego w wir postaci, miejsc, interesów, niewyjaśnionych zagadek z przeszłości.


To, co najbardziej podobało mi się w JAK CIEŃ, to główna bohaterka Ada Niszyńska, która z zawodu jest tanatopraktorką, czyli przygotowuje ciała zmarłych do pogrzebu (balsamowanie, kosmetyka itp.). Autorka ładnie pokazała ten zawód ("ładnie"), jego tajniki, choć pewnie jest to dobre "medialnie", bo trzeba przyznać, że upiększanie trupów idealnie nadaje się do kryminału. Ponadto Ada ma ciekawą rodzinną historię do opowiedzenia. Jej osobowość ciągnie fabułę, ale bohaterów - ciekawych - jest więcej.


Kończąc - JAK CIEŃ, to książka o seryjnym mordercy, o ofiarach, o rodzinach i o trudnej przeszłości. Dobry kryminał, dobrze napisany, z zawiłą, czasem może nawet zbyt gęstą otoczką, ale ogólne wrażenie jest pozytywne i tę opowieść można spokojnie zaliczyć do tych, które dają czytelnikowi udaną odskocznię od codzienności.

w przeszłości jest odpowiedź
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

poniedziałek, 2 czerwca 2025

#recenzjePi "MEDIUM" Tomasz Kontny, Antoni Serkowski

MEDIUM, to komiks, który ma bezbłędną atmosferę, roztacza nad głową czytelnika mgłę... jednak, czy to mgła? Czy może już duchy? Ta opowieść daje z siebie wiele, bo nie tylko chwilę przy wizualnym dziele, ale również spotkanie z trudną historią.


Antoni Serkowski i Tomasz Kontny utkali opowieść z nici, które za Polską ciągną się krwawym śladem. Nasza historia jest świadectwem walki o wolność, od godność, o istnienie. Jest to też zbiór dusz, o których musimy pamiętać! Uważam, że komiks MEDIUM wypełnia to wielkie zadanie współczesnych - niezapominanie.



Mamy tu bardzo dobrze oddany obraz kraju, stolicy, Warszawy w roku 1968, ale ten obraz nawiedza inna Warszawa - Warszawa pomordowanych. Dialogi są godne, ilustracje mocne, tutaj naprawdę wszystko do siebie pasuje i każdy element ma rolę do spełnienia.



Bardzo polubiłam dwie główne bohaterki. Obie są pełne tajemnic, przepełnione mocami nie z tego świata - obie są nadprzyrodzone... a co może najważniejsze, obie mają charakter, różnią się. W tym komisie każda postać ma osobowość, nawet taka, która występuje tylko na jednej stronie.


MEDIUM, to porządna opowieść, dobrze napisana i pięknie zilustrowana. Przeczytałam szybko - myślę, że jeszcze wrócę, bo wizualnie i fabularnie jest do czego. Polecam!

duchy nie zapominają
Wydział 7
Wydawnictwo Kultura Gniewu
egzemplarz recenzencki
π

niedziela, 1 czerwca 2025

#recenzjePi "ICEBREAKER" Hannah Grace

Już od jakiegoś czasu zastanawiam się, na czym polega fenomen erotyków... zapewne odpowiedź jest banałem - na tym samym, na czym polega popularność filmów dla dorosłych, ale ja uważam, że w tym gatunku SERIO wystarczy przeczytać jedną książkę, by już wiedzieć, co będzie w innych.

Jaką przewagę nad innym ma ICEBREAKER? Bo nie jest to przewaga językowa (mam na myśli literacką stronę, nie fizyczną), nie jest to też przewaga w konstrukcji postaci, ani w fabule... a więc? A więc gra toczy się o okładkę, o absolutnie śliczne, słodkie, słodziutkie, rozczulające wydanie! To przynajmniej skusiło mą skromną osobę. Te barwione brzegi z łyżwami są zniewalające a sama ilustracja rozczulająco cukierkowa - to się miło ogląda! I ładnie wygląda! Lecz...
Hannah Grace postanowiła napisać swe "dzieło" z dwóch perspektyw - więc mamy JĄ i JEGO, lecz w realu mamy (jeśli już w ogóle kogoś) to JĄ. Perspektywa męska jest szalenie niewiarygodna, napisana z babską naleciałością (interpretacja dowolna) identyczna do perspektywy bohaterki. Dialogi naiwne, ale rozumiem, że nie mogę się do tego doczepiać, bo tu przecież chodzi o OGIEŃ.


I faktycznie, jest pikantnie, tylko nie wiem, do kogo ta książka ma trafić. W mojej ocenie bohaterowie, ich osobowości, moment życiowy jest nastoletni - ale nastolatek nie powinien tego czytać i już. Więc może ktoś bardziej dojrzały? No i znów problem, bo akcja za nic nie może wciągnąć kogoś, kto już np. prowadzi życie zawodowe, czyli tyra jak głupi w konsumpcyjnej maszynie świata. Więc nie wiem...
Skupię się jednak na tym, co dobre - więc na wydaniu: słodziutka słodycz! Uroczy projekt! I jest ten OGIEŃ - bo jest. Myślę, że właśnie to kupuje czytelników. Zakładam, że po erotyki sięgają nie tacy, który jak ja - nie rozumieją ich fenomenu - a raczej osoby, które naprawdę czerpią z nich przyjemność.


Kończąc - na półce mam jeszcze jeden i pewnie w niedalekiej przyszłości sięgnę, by go "zaliczyć" (ale zabrzmiało) i odłożyć w odmęty biblioteczne lub podarować koleżance, która akurat ma puste łóżko. Ta opowieść jest w fabule naiwnie lekka, ale jest taż fajna, bo kończy się fajnie (celowo używam słowa fajnie). Myślę, że jeśli znacie kogoś bardzo dobrze i chcecie tej osobie podarować chwilę sam na sam ze sobą - to dawajcie! Ładnie wygląda i trochę iskrzy. Ja myślę o tym, komu by tak spalić majtki.

na lodzie bywa gorrrrąco
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π

sobota, 31 maja 2025

#recenzjePi "SZANTA" Wojciech Wójcik

SZANTA ma klimat! Zdecydowanie ma klimat - mroczny, w który wpuszcza czytelnika już od pierwszej strony. Jest to moje drugie spotkanie z Wojciechem Wójcikiem, pierwsze nastąpiło przy poznawaniu jego ODMĘTÓW ŚMIERCI, które podobały mi się, ale bardziej podoba mi się SZANTA.

Mamy tu przede wszystkim absolutnie kryminalny krajobraz muzeum żeglarstwa (posiadłości) stojącej samotnie nad brzegiem Jeziora Bełdany. Z przodu woda, z tyłu las - cóż chcieć więcej. Są także bardzo ciekawie skonstruowane trzy bohaterki, pracownice muzeum, z których każda ma swoje tajemnice. Jest legenda, która mrozi krew w żyłach, jest siekiera, ucięty warkocz... jest samobójstwo założyciela ośrodka - profesora i zabójstwo namaszczonej przez niego nowej kierowniczki. Jest także dziwna dziennikarka, która zadaje jeszcze dziwniejsze pytania, jest leśniczówka i policjant "po służbie" z żoną z załamaniem nerwowym. Bohaterów, jak to przyzwyczaił nas Wójcik - jest wielu, a intryga jest skomplikowana.


SZANTA prezentuje rodzaj "zimnego kryminału", z mocno rozwiniętymi elementami obyczajowymi. To opowieść o skrywanej złości, o zemście, o szaleństwie, o relacjach międzyludzkich i o tym, jakie konsekwencje niosą ze sobą obrzydliwe praktyki. Tutaj akcja toczy się jednocześnie wolno i szybko a podczas lektury można odnieść wrażenie, że wieczór przy kominku, to doby wieczór na morderstwo. Najlepsze w tej książce jest jej przyrodnicze zaplecze. Las, który mówi i woda, która śpiewa.

nad jeziorem stało muzeum
Wydawnictwo Zysk i S-ka
egzemplarz recenzencki
π